Streamingowy wyzysk

Oho! Kolejna odsłona konfliktu klasowego na linii praca-kapitał w Polsce. Tym razem chodzi o artystów filmowych i platformy streamingowe oraz wspierający je rząd. Przedmiotem sporu są rzecz jasna pieniądze, wynagrodzenie za pracę w postaci tantiem.

Jak wiemy, kapitaliści – w tym oczywiście właściciele wielkich korporacji, do których należą platformy streamingowe – czerpią swoje zyski z wyzyskiwania siły roboczej. Czyli z płacenia pracownikom jak najmniej. Im praca tańsza, tym zysk kapitalistycznego wyzyskiwacza większy. Jeśli może komuś za robotę nie zapłacić, to korzysta z okazji i nie płaci. A właśnie takie złodziejskie działanie posiadaczom platform streamingowych umożliwia luka w polskim prawie.

Otóż, artykuł 70 Ustawy o Prawach Autorskich i Prawach Pokrewnych stanowi, że tantiemy – za pośrednictwem organizacji zarządzania zbiorowego – trafić mają do współtwórców dzieła audiowizualnego (producenci, reżyserzy, scenarzyści, operatorzy i kompozytorzy, ale też mogą to być inni artyści pracujący przy filmie) oraz artystów wykonawców, kiedy utwór ów emitowany jest w kinach i telewizji oraz rozpowszechniany na fizycznych nośnikach (płyty DVD i Blue-Ray, niegdyś kasety VHS). Działało to lepiej lub gorzej, ale działało… lecz rzecz całą skomplikowało pojawienie się na rynku platform streamingowych operujących w internecie, które stale zyskują na popularności. A ich przepisy nie obejmują. Nie było zatem wiadomo, czy i na jakiej podstawie powinny one wypłacać tantiemy artystom filmowym.

Sprawa jest bardziej skomplikowana, niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka. Platformy owe bowiem zamieszczają nie tylko własne filmy i seriale, ale też produkcje zlecone oraz wykupione od innych producentów. Netflix, HBO Max i inne, powstające jak grzyby po deszczu serwisy, oferują bardzo szeroki wybór, od klasyki kinematografii po najnowsze dzieła kina i telewizji; jest to jedna z przyczyn ich coraz większej popularności. Której się nie dziwię, sam bowiem jestem widzem jednej z takich platform.

Samo ich istnienie nie jest niczym złym; przeciwnie, okazuje się, że dla rozwoju kinematografii w poszczególnych państwach, gdzie funkcjonują, ich wpływ jest bardzo korzystny. Polski też to dotyczy, odkąd bowiem internetowe platformy streamingowe rozgościły się nad Wisłą, kręci się u nas więcej filmów i seriali niźli wprzódy. Coraz lepszej jakości, choć to akurat kwestia gustu.

Problemem jest to, że właściciele korporacji, do których należą platformy streamingowe, migają się od wypłacania tantiem, jeśli tylko migać się mogą (wspomniałem wyżej, że to kapitaliści, prawda?). A przecież pieniądze te stanowią dla licznych artystów filmowych jedno ze źródeł utrzymania; no i po to człowiek pracuje, by mieć wypłatę.

Patologia nie tylko Polski dotyczyła (i nadal dotyczy), lecz innych państw również. Pochyliła się nad nią Unia Europejska i wydała dyrektywę w sprawie wypłacania tantiem. Termin jej wdrożenia upłynął 7 czerwca 2021 pierwszego roku, ale kilka krajów członkowskich zmian w prawie nie wprowadziło. Do tej niezbyt sympatycznej grupy zaliczają się między innymi: Dania (a to akurat dziwne), Portugalia, Łotwa… no i, jak łatwo się domyślić, Polska.

W (k)raju nad Wisłą konflikt między artystami filmowymi – reprezentowanymi przez ich stowarzyszenia i zrzeszenia – a korporacjami od streamingu sukcesywnie się zaostrza. Ci pierwsi chcą wreszcie otrzymać swoje pieniądze, właściciele tych drugich kantują, ile wlezie, by ich nie wypłacić, a jeśli już, to jak najmniejsze i na jak najgorszych zasadach. Netflix zaproponował pilotażowy program „dobrowolnych wypłat” wynagrodzeń – za każdym razem miałyby one być uzgadniane z producentem filmu i serialu. Wzbudziło to mieszane uczucia filmowców; niektórzy, zapewne trafnie, określili rozwiązanie to mianem „pułapki”.

A nowelizacji prawa autorskiego jak nie było, tak nie ma. I nie, żeby PiS-owski nie-rząd nic w tej kwestii nie robił. Owszem, robi. Szykuje zmiany prawne. Czy korzystne dla artystów i twórców, pozwalające im pozyskać należne pieniądze? Skądże! Projekt w stu procentach odpowiada interesom korporacji, umożliwiając im dalsze pasienie się na pracy polskich pracowników. Wielu filmowców jest wściekłych; nic dziwnego.

Pamiętajmy wszakże o jednym: Bezprawie i Niesprawiedliwość jest formacją PRAWICOWĄ, i to skrajnie. Co oznacza, że stoi po stronie nie ludzi pracy, lecz kapitalistycznych wyzyskiwaczy. To interesy tych drugich reprezentuje i chroni.

Żadna prawica NIGDY nie obroni wyzyskiwanych przed wyzyskiem i wyzyskiwaczami. Świata kultury i sztuki, coraz mocniej zdominowanego przez wielki, międzynarodowy kapitał (czego kinematografia jest świetną ilustracją) też to oczywiście dotyczy.

Dlatego zarówno PiS-owcy, jak i politycy PO czy innych ugrupowań prawicowych nie zrobią NIC na rzecz artystów filmowych (ani w ogóle żadnych), walczących z korporacjami o wypłatę pieniędzy za pracę. Dopóki jakakolwiek prawica rządzi Polską, dopóty prawa ludzi pracy – w tym autorskie – nie będą szanowane.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor