Kiedy koniec wojny?

Równo rok temu rosyjskie wojska wkroczyły do Ukrainy, rozpoczynając kolejną fazę wojny trwającej od aneksji Krymu. Przez lata miała ona charakter konfliktu domowego, pomiędzy władzami w Kijowie a separatystycznymi (nie bez racji, biorąc pod uwagę, że po Majdanie ukraińska polityka wewnętrzna przybierała coraz bardziej nacjonalistyczny, banderowski charakter) Doniecką i Ługańską Republiką Ludową, które Rosja wspierała, również militarnie.

Rozpoczęte 24 lutego 2022 roku działania wojenne miały oficjalnie na celu denazyfikację Ukrainy (później podawano inne uzasadnienia), choć car Putin żywił oczywiście plany jej podboju i uczynienia z niej państewka satelickiego. Był to efekt coraz mocniejszego rozpychania się nad Dnieprem imperialistów amerykańskich, którzy nie tylko chcieli skolonizować tamtejszy rynek, ale i rozmieścić uzbrojenie bezpośrednio zagrażające terytorium rosyjskiemu. Z kolei Rosjanie uważają Ukrainę za swoją strefę wpływów, a nawet część terytorium od połowy XVII wieku (Ugoda Perejesławska), no to o nią walczą. Jak dalej potoczyła się wojna, nie będę tu przypominał; źródeł jest dość. Wspomnę jedynie, że jak do tej pory, wymyka się ona analizom – mowa o specjalistycznych, a nie życzeniowym myśleniu medialnych celebrytów – jej potencjalnego przebiegu, a także konsekwencji politycznych i gospodarczych. Pewne jest w zasadzie tylko jedno: Ukraina straszliwie cierpi, jest to dla tego państwa, a przede wszystkim ludności, nieopisana tragedia, która powinna skończyć się jak najszybciej.

No właśnie, tylko kiedy i jak ona się skończy? Na to drugie pytanie nie podejmuję się odpowiadać. Mam nadzieję, iż rozpoczną się negocjacje pokojowe i ustalone zostaną dobre warunki trwałego pokoju, a Ukraina zachowa niepodległość. Co do pierwszego pytania, to przybliżonej daty też oczywiście nie jestem w stanie podać. Wiem wszelako, iż tragedia Ukrainy potrwa tak długo, jak będzie to opłacalne dla USA oraz światowych koncernów i korporacji, zwłaszcza zbrojeniowych i energetycznych, z naftowymi na czele.

Jak na tej wojnie zarabiają te ostatnie, łatwo sprawdzić, wybierając się na pierwszą lepszą stację benzynową. Konflikt ów krwawy jest dla koncernów paliwowych wspaniałą okazją do spekulacji cenowych, z której od roku skwapliwie korzystają. Nie tylko dla nich zresztą, gdyż wszelkie inne firmy też podnoszą ceny swoich towarów, korzystając z wojny; obok konieczności wymuszonej wzrostem kosztów transportu, i tu w grę wchodzą spekulacje. Kapitaliści więc zacierają rączki.

Źródło zysków koncernów zbrojeniowych jest oczywiste. Zawsze zbijają one fortuny na wojnach; nie tylko na sprzedaży uzbrojenia walczącym stronom, ale i krajom graniczącym z ogarniętym wojenną pożogą terytorium. Przykładowo, na Polsce kokosy zrobi koreańska i (jakżeby inaczej?) amerykańska zbrojeniówka.

Dlaczego zaś tragiczny konflikt rosyjsko-ukraiński jest korzystny dla imperialistów z Waszyngtonu i potrwa tak długo, jak będzie to leżało w ich interesie? Cóż, parę razy już o tym wspominałem.

Rosja uwięzła militarnie w Ukrainie (chwali się szykowaną wielką ofensywą, ale co z tego będzie, zobaczymy), obnażając swoją słabość militarną, korupcję i nieudolne dowodzenie, a także technologie znacznie gorsze niż te, którymi chwalił się car Władimir. Wojna osłabia ją i jej gospodarkę (choć tę drugą w stopniu o wiele mniejszym, niż spodziewali się analitycy) i w razie czego uniemożliwi Moskwie udzielenie pomocy Chinom, gdyby USA je zaatakowały, co jest wielce prawdopodobne. Im dłużej potrwa ukraiński konflikt, tym Rosja będzie słabsza i tym mniej będzie miała możliwości przerzucenia wojska na front chiński.

Dalej, amerykańskie imperium zła ponownie zwiększa swoje polityczne, militarne i gospodarcze (surowce, bardzo zresztą drogie!) w Europie. Przypomnijcie sobie, że przed zeszłorocznym atakiem Rosji na Ukrainę głośno się mówiło, iż Unia Europejska powinna stworzył własny system obronny (pomysł, swoją drogą, jak najbardziej słuszny), niezależny od USA, a może i od NATO. Co do tegoż Paktu – będące wszak pasem transmisyjnym amerykańskiego imperializmu – zastanawiano się na naszym kontynencie, czy jest on w ogóle dalej potrzebny, w obecnym przynajmniej kształcie. Rok temu sytuacja biegunowo się zmieniła. Nie tylko przestano mówić o reformie lub likwidacji NATO, ale wręcz kolejne państwa zadeklarowały, iż chcą wstąpić w jego szeregi. Europejscy przywódcy grzecznie pochylili głowy przed krwawym lokatorem Białego Domu, uznając go za przywódcę antyrosyjskiej krucjaty. Jankeski kapitał energetyczny i zbrojeniowy znalazł na naszym kontynencie nowe rynki. I tak dalej. Mówiąc krótko, Europa dostaje się w amerykańskie szpony, o co niewątpliwie waszyngtońskim imperialistom chodziło. Pod tym względem wojna rosyjsko-ukraińska toczy się zgodnie ze scenariuszem napisanym w Pentagonie lub jemu podobnym miejscu, Władimir Putin natomiast wychodzi na pożytecznego idiotę USA.

Dlatego właśnie Joe Biden na swojej konferencji prasowej rok temu był tak triumfalnie uśmiechnięty…

Nie zapominajmy również o głównej ofierze tragedii, czyli Ukrainie. O nią wszak toczy się gra. Amerykańscy imperialiści nie zrezygnowali przecież z chęci jej skolonizowania, położenia swych chciwych, ociekających krwią łap na tamtejszym przemyśle oraz rolnictwie. Jeśli wojska rosyjskie zostaną znad Dniepru wyparte, Ukraina stanie się nieformalną kolonią Waszyngtonu, zapewne w jeszcze większym stopniu, niż od 1989 r. jest nią Polska. A jeżeli nasz wschodni sąsiad wyjdzie z wojny zrównany z Ziemią? To tym lepiej dla Jankesów. Wówczas jeszcze łatwiej będzie im dokonać kolonizacji i przekształcić Ukraińców w wyjątkowo tanią siłę roboczą dla amerykańskich i międzynarodowych koncernów oraz korporacji…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor