Program dla ludzi

Jednej listy prawdziwej (Lewica) i rzekomej (cała reszta) opozycji w wyborach do Sejmu na dziewięćdziesiąt procent nie będzie, nad czym boleją głównie lepiej lub gorzej zakamuflowani zwolennicy PO. Wieszają za to psy na Szymonie Hołowni, liderze Polski 2050, a także – w mniejszym wszelako stopniu – na Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, stojącym na czele Polskiego Stronnictwa (niezbyt) Ludowego, gdyż chcą oni, aby ich ugrupowania startowały samodzielnie.
Za to akurat nie ma co ich krytykować; wiele innych powodów do krytyki się rzecz jasna znajdzie, ale nie będziemy ich dzisiaj poruszali. Jak parę ładnych razy pisałem, wspólna lista opozycji wcale nie dałaby jej zwycięstwa, lecz przeciwnie, najprawdopodobniej spowodowałaby klęskę, tak jak to było na Węgrzech. Gdyby obok siebie stanęli kandydaci o bardzo zróżnicowanych światopoglądach, „zjednoczeni” tylko chęcią pokonania PiS-u, wiałoby to na kilometr fałszem, nadto taka „zjednoczona opozycja”, właśnie na skutek różnic światopoglądowych, nie zdołałaby stworzyć spójnego programu, toteż elektorat by się wykruszył. Dlatego dobrze, że (najprawdopodobniej) nie powstanie; znacznie lepszym pomysłem jest powtórzenie Paktu Senackiego – biorąc pod uwagę JOW-y, to jedyne sensowne rozwiązanie dla sił nie-PiS-owskich.

Niestety, spór wokół wspólnej listy (dodajmy, iż do jej powstania dążył przede wszystkim Donald Tusk, nie po to jednak, by pokonać Bezprawie i Niesprawiedliwość, na czym mu nie zależy, skoro tak czy owak trzyma otwór gębowy w korycie, ale celem podporządkowania sobie pozostałych ugrupowań opozycyjnych) i tego, kto jest winien – a raczej, komu należy się podzięka – że ona nie powstanie, nie ustaje. I robi się coraz bardziej jałowy.

Tymczasem poseł Adrian Zandberg (oczywiście z Lewicy, konkretnie z Razem), mówi: Tej listy nie będzie, wszyscy to wiedzą, trwa tylko poszukiwanie kozła ofiarnego, którego można obciążyć odpowiedzialnością za fiasko tego projektu. Uważamy, że to jałowe i szkodliwe marnowanie czasu. Ten teatrzyk zastępuje potrzebną rozmowę o tym, jak ma wyglądać Polska po PiS-ie (…). Opozycja nie może ciągle zajmować się sama sobą. Żeby przejąć władzę, trzeba pokazać propozycję lepszych rządów. Co ze spadającymi płacami realnymi? Jak obniżyć ceny mieszkań? Jak zatrzymać ucieczkę nauczycieli ze szkół publicznych? Co z niesprawiedliwym systemem podatkowym, w którym wielkie korporacje oszukują całą resztę społeczeństwa? Co zrobić, żeby zatrzymać narastające nierówności? To są realne problemy Polaków, o których powinniśmy wreszcie zacząć mówić. Razem jest gotowe do debaty o programie przyszłego rządu – cytaty za: Nie będzie jednej listy [w:] Dziennik Trybuna nr 26-27 (2523-2524) z 6 lutego 2023 r., str. 4.

Nic, tylko przyklasnąć. Ta wypowiedź jednego z najlepszych obecnie polskich polityków parlamentarnych (Donald Tusk przy Adrianie Zandbergu jest jak mucha rozbryźnięta na szybie ferrari) jest idealnie wręcz trafna.

Od dawna powtarzam, w ślad za wieloma mądrymi ludźmi, że opozycja – szeroko pojęta – aby w wyborach odsunąć Bezprawie i Niesprawiedliwość od władzy, musi mieć jak najlepszy program, zwłaszcza z dziedziny polityki społecznej. To on – dobrze napisany i skutecznie promowany – może przynieść zwycięstwo, nie żadna wspólna lista. Koniecznym jest, aby program ów skupiał się na problemach tzw. zwykłych obywateli, czyli klas pracujących, emerytów, rencistów, dzieci, młodzieży, itd.

Bo owszem, ktokolwiek obejmie władzę po PiS-ie, będzie musiał naprawić państwo, zbudować prawidłowo funkcjonujące instytucje, w tym sądownictwo (tak, przed PiS-em też funkcjonowało fatalnie, tyle, że Kaczyński z Ziobrą rozwalili je do końca) i praworządność (przed PiS-em też kiepsko z nią było, nie oszukujmy się), nie wspominając o przywróceniu oraz PRZESTRZEGANIU praw człowieka, w tym kobiet oraz mniejszości…

Ale przejęcia władzy nie będzie, jeśli opozycja nie zwróci uwagi na większość spośród nas, obywateli oraz obywatelek, i na nasze problemy bytowe. Musi mieć propozycje dla ludzi, dochody których przeżera inflacja do spółki z lawinowym wzrostem opłat za wszystko. Dla młodych, którzy właśnie stracili szanse zarówno na kupno, jak i na wynajem mieszkania (mści się, oj, mści rezygnacja z państwowej polityki mieszkaniowej po 1989 r.). Dla tych wszystkich, co boją się utraty pracy wskutek rozwijającego się niczym złośliwy nowotwór kryzysu; coraz więcej jest takich osób. Dla pracowników na śmieciówkach, harujących, a niebędących w stanie zaspokoić swoich potrzeb. Dla pracowników sfery budżetowej. Dla emerytów i rencistów, którzy otrzymują świadczenia tak niskie, że wręcz zagrażające życiu. Dla pacjentów zmagających się z coraz gorzej funkcjonującym systemem opieki (czyżby?) zdrowotnej. Dla dzieci i młodzieży, wyniszczanej przez PiS-owskie deformy systemu ciemnoty (bo przecież nie edukacji). Dla osób w kryzysie bezdomności lub przezeń zagrożonym. Oraz dla wielu innych grup społecznych.

I nie może to być tradycyjnie skretyniały program neoliberałów/neokonserwatystów: jeszcze niższe podatki dla najbogatszych, cięcie świadczeń socjalnych (w Polsce i tak szczątkowych oraz trudno dostępnych), „niech siostra znajdzie lepszą pracę i weźmie kredyt”). Na to pójdą jedynie burżuje; nie wspominając już o tym, że stosowanie przez lata takich właśnie, nad wyraz szkodliwych pseudo-rozwiązań wyniosło do władzy Bezprawie i Niesprawiedliwość.

Tak zatem, opozycja musi jak najszybciej napisać program odpowiadający na bytowe potrzeby społeczeństwa i rozmawiać o nim z nami, osobami obywatelskimi. Oczywiście, jeśli chce wygrać wybory. Bo człowiek, który boi się, czy zdoła zarobić na jedzenie (wiem, jak to jest, wiem!), nie będzie słuchał o, powiedzmy, praworządności czy sądownictwie, nawet, jeśli wie, jak istotne to kwestie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor