Komunizm w serialu

Kilka tygodni temu amerykańsko-kanadyjski serial The Last of Us, wyprodukowany i transmitowany przez HBO, narobił szumu wśród polskiej (nie wiem, jak to było w innych krajach) prawicy, zwłaszcza tej betonowo-konserwatywnej oraz nacjonalistycznej/faszystowskiej/nazistowskiej. Prawacy mało nie defekowali z wściekłości, gdyż w jednym z odcinków pokazano parę gejów; tenże wątek miłosny poprowadzony był zresztą bardzo ładnie, z dużym wyczuciem, i niewiele, o ile cokolwiek, miał wspólnego z nudną hollywoodzką sztampą.

A po ostatnim odcinku do owej prawicowej defekacji dołączyć mogą również nasze polskie libki, czyli konserwatyści uważający się za liberałów. Oto bowiem pokazał on system społeczno-gospodarczy, którego nadwiślańska serdecznie nienawidzi. Po kolei jednakowoż.

The Last of Us jest adaptacją gry wideo (nie grałem w nią, toteż o wierności lub jej braku wypowiedzieć się nie mogę), inspirowaną m. in. wybitną powieścią Droga autorstwa Cormaca McCarthy’ego. Akcja serialu rozgrywa się w post-apokaliptycznym świecie, zniszczonym przez epidemię pewnego grzyba (istniejącego, swoją drogą, naprawdę, ale groźnego dla mrówek, nie dla ludzi), który zmutował i przeniósł się na człowieka. Zainfekowani ludzie albo umierają, albo zmieniają się w potwory przypominające zombie, które atakują zdrowe jeszcze osoby, przy przenieść na nie zarodniki. Drugim czynnikiem niszczącym okazała się ogólnoświatowa walka z pandemią, polegająca na masowych bombardowaniach i rozstrzeliwaniach podejrzanych o zakażenie. Dwadzieścia lat później niedobitki ocalałych mieszkają w strefach kwarantanny, brutalnie rządzonych przez wojskową dyktaturę o nazwie Fedra; przeciwko niej buntują się rebelianci – Świetliki. Poza strefami zamieszkują zakażeni, nieraz jeszcze od nich groźniejsi bandyci lub ludzie, którzy chcą od nowa organizować życie po swojemu. Głównym bohaterem jest Joel (Pedro Pascal), przemycający poza swoją strefę lub do niej niedostępne w jej obrębie dobra. Lokalna grupa Świetlików częściowo skłania, a częściowo zmusza go do zabrania ze sobą Ellie (Bella Ramsey), dziewczynkę, która wykazuje odporność na zarazę; szmugler ma ją dostarczyć do oddalonej grupy Świetlików, dysponującej laboratorium, gdzie być może uda się wydestylować lek. Po tym, jak partnerka Joela, Tess (Anna Torv), ginie, on i Ellie rozpoczynają we dwójkę wyjątkowo niebezpieczną podróż. Dla przemytnika jest ona okazją do odnalezienia zaginionego brata, Tommy’ego (Gabriel Luna), odpokutowania dawnych grzechów (świątobliwego życia nie prowadził, niejedno ma na sumieniu) oraz poradzenia sobie z traumą – na początku pandemii nie zdołał uratować córki.

Jak na razie wyemitowano sześć z planowanych dziewięciu odcinków. Obejrzałem je i przyznam, że serial bardzo mi się podoba. Świat przedstawiony jest interesujący, rozbudowany, daleki od czerni i bieli. Aktorstwo jest świetne, podobnie zresztą jak muzyka. Co w moich oczach najlepsze, twórcy skupiają się na budowie mrocznego, pełnego napięcia klimatu, a strzelaniny, pościgi, walki z potworami – robiące spore wrażenie – są tylko swoistym dodatkiem do całości i w żadnym razie nie dominują nad resztą akcji. The Last of Us, przynajmniej jak dotąd, jest bowiem serialem o teście na człowieczeństwo, pokazującym, jak ludzie zachowują się w określonych – przeważnie nieludzkich, a w każdym razie moralnie niejednoznacznych – sytuacjach, jakich wyborów etycznych dokonają. Za szczytnymi ideami może pójść zbrodnia, walka o przetrwanie zmusza do wielu rzeczy… ale czy do wszystkich? Oglądam kolejne odcinki z zapartym tchem. Gejowski wątek miłosny, jako się rzekło, też mi się spodobał, mimo iż osobą LGBT nie jestem.

A w najnowszym odcinku Joel i Ellie docierają do pewnej osady, utworzonej przez ludzi, którzy ocaleli z pandemii i oddzieliwszy się od Świetlików, postanowili odbudować świat po swojemu. Miejscowością rządzi demokratycznie wybrana rada, mieszkańcy dzielą się obowiązkami (jedni pracują fizycznie, inni umysłowo, inni zajmują się żywnością, inni jeszcze obroną, itd.) oraz własnością – ta bowiem jest wspólna. Tak, osada jest czysto komunistyczna (choć nie w ujęciu stalinowskim oczywiście; zresztą stalinizm i jego pochodne były wypaczeniem komunizmu); słowo to, jakże nienawidzone przez naszą prawicę, głośno jest w jednej ze scen wypowiedziane. I właśnie ten komunizm pozwala osadnikom podnieść się gospodarczo, odbudować – na ile to możliwe w warunkach post-apokaliptycznego świata z serialu – gospodarkę i wieść szczęśliwe życie. Jasne, nie jest to idylla, ludzie ci bowiem pozostają nieufni wobec przybyłych z zewnątrz (mają ku temu powody, jako że otacza ich wrogi świat), a zakażonych mordują bezlitośnie; co w serialowych realiach jest w pełni uzasadnione i stanowi w zasadzie akt łaski. Niemniej, ich wspólnota i tak budzi o wiele więcej sympatii widzów (zwrócicie uwagę, że w większości ukazujących ją scen na ekranie dominują ciepłe, miłe dla oka kolory, inaczej niż przypadku pozostałych miejsc z serialu, pokazanych w barwach zimnych) niż Fedra, dorównujący jej okrucieństwem (acz mający swoje racje) rewolucjoniści z Kansas City (pojawili się w dwóch wcześniejszych odcinkach), a nawet Świetliki. Innymi słowy, gloryfikacja komunizmu, rzecz można. Czyli coś, co u naszych „kochanych” prawicowców wywołać może nieopisaną biegunkę.

Oczywiście, komunizmu PRAWIDŁOWO pojętego. Czyli wspólnoty utworzonej i zarządzanej przez jej członków, a nie biurokratów, w pełni demokratycznej, opartej na społecznej własności, wymianie dóbr (np. odzieży, żywności, itd.) tudzież podziale pracy zgodnie ze zdolnościami i możliwościami. Wspólnoty, w której potrzeby wszystkich są zaspokojone, na ile tylko warunki pozwalają. Tak właśnie powinno wyglądać komunistyczne społeczeństwo. Czegoś takiego domagali się – tylko, oczywiście, w skali ogólnoświatowej – Marks i Engels, o to walczyły całe pokolenia ludzi, a wielu nadal walczy.

Co ciekawe, organizacje społeczne przypominające tę z The Last of Us istniały naprawdę. Przykładowo, w pierwszej połowie XIX wieku socjalista utopijny (uwaga – w określeniu „utopijny” chodzi o to, że kierował się szczytnymi ideałami i własnymi pomysłami, a nie teorią naukową, jaką był marksizm; w istocie socjaliści utopijni pozostawali ludźmi nader twardo stąpającymi po ziemi) Charles Fourier tworzył projekty falansterów, czyli wspólnot równych i wolnych ludzi, zarządzających swoim miastem. A pierwsze komunistyczne – demokratyczne i działające w oparciu o podział własności – społeczności tworzyli uczniowie niejakiego… Jezusa z Nazaretu w I wieku naszej ery. Jeśli więc sam Jezus komunizmu nie wymyślił, to jego następcy owszem. Rzecz cała poszła się paść w IV wieku naszej ery, kiedy to cesarz Konstantyn, niesłusznie Wielkim zwany, dopuścił hierarchię kościelną do władzy i wielkiego bogactwa; wówczas o chrześcijańskim komunizmie zapomniano, a Kościół katolicki (i wiele innych odłamów chrześcijaństwa) zwalczać zaczął, w okrutny najczęściej sposób, wszelkie demokratyczne, wolnościowe i równościowe idee. Ale to już inna historia.

Co do The Last of Us, to rzecz jasna cieszę się, iż serial dostarcza nie tylko wspaniałej rozrywki, ale też promuje dobre wzorce. Jeśli zaś wkurzają one prawicowców… to tym lepiej! Zło zawsze zirytowane jest dobrem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor