Anna i ruska onuca

Niedawno na polskim rynku księgarskim ukazała się powieść Lwa Tołstoja Anna Karenina w nowym tłumaczeniu Jana Wołowskiego. Czytałem to arcydzieło przełożone, wspaniale zresztą, przez Kazimierę Iłłakowiczównę, nowej translacji nie znam, więc jej nie oceniam.

Tak czy owak, nowe przekłady klasyki literatury to żadna nowość. Doczekują się ich chociażby: Chandler, Montgomery (ta od rudowłosej dziewczynki już tu z Zielonego Wzgórza, już to z Zielonych Szczytów), Twain, Molier i wielu innych pisarzy. Tołstoj dołącza właśnie do tego grona. Nie ma w tym nic złego, wręcz należy się cieszyć, że taki proces odświeżania klasycznych dzieł i arcydzieł następuje.

Tyle, że Lew Tołstoj był pisarzem ROSYJSKIM. A wszystko, co z Rosji pochodzi, w Polsce jest ideologiczne obrzydzane już to przez kolejne rządy prawicy postsolidarnościowej (PiS i PO są jednakowo rusofobiczne, warto zauważyć), już to przez media – zwłaszcza te o pro-amerykańskiej orientacji, już to przez Kościół katolicki, już to przez inne jeszcze ośrodki propagandowe. Dzieje się tak od lat, w zasadzie od 1989 r., z różnym natężeniem, niemniej rzecz cała przybrała iście absurdalną skalę po 24 lutego ubiegłego roku.

Z ramówek większości stacji telewizyjnych zniknęły rosyjskie seriale, filmy i programy. Obrzydzano rosyjską kulturę, literaturę wliczając. Marta Lempart obrzuciła wyzwiskami pochodzącego z Rosji aktywistę-dysydenta, przeciwnika Putina. Posunięto się nawet do zmieniania nazwy pierogów z ruskich (choć akurat z Rosją nic ona wspólnego nie ma) na ukraińskie. Wszystko to w ramach rzekomego potępienia wojny Władimira Putina i solidarności z Ukraińcami.

Nie była to żadna merytoryczna krytyka, lecz zwyczajna histeria, w dostatku straszliwie głupkowata, o czym świadczy chociażby sytuacja z pierogami. Bardzo przykre i niebezpieczne było to, iż rusofobia owa wiązała się z szerzeniem mowy nienawiści, nie tylko wobec osób obywatelskich Polski, które poparły politykę Putina (byli tacy ludzie), ile wobec tych, co zauważyły, że cała ta tragiczna wojna jest niejednoznaczna, bo stoją za nią chociażby interesy USA oraz Wielkiej Brytanii, nie tylko imperializm cara Władimira. Ludzi takich zwano pogardliwie „ruskimi onucami”; co gorsza, na miano takie mogli sobie zasłużyć też ci, co potępili Putinowską inwazję na Ukrainę, ale nie przyłączyli się do rusofobicznej histerii i deklarowali, że mimo wojny lubią rosyjską literaturę, kinematografię, malarstwo, rzeźbę… Nie ma w tym sprzeczności, można bowiem krytykować i potępiać władze danego państwa i ich działania, a zarazem chwalić dzieła żyjących w nim bądź pochodzących z niego twórców i artystów. Mnie też podobają się amerykańskie powieści, filmy i seriale, co nie zmienia faktu, iż uważam, że imperializm USA po II wojnie światowej stał się największym polityczno-militarnym zagrożeniem dla ludzkości.

Przez miniony rok wojna cokolwiek nam spowszedniała, antyrosyjska histeria nieco osłabła… ale żyje sobie dalej, przyczajona w mroku ciemnoty niczym Xenomorph, a określenie „ruska onuca” ma się dobrze.

W tejże atmosferze do księgarń weszło nowe wydanie Anny Kareniny, powieści na wskroś rosyjskiej. Premiera nastąpiła, jeśli się nie mylę, w listopadzie ubiegłego roku, i jak do tej pory, afery chyba nie wywołała (piszę: „chyba”, gdyż mogłem coś przeoczyć). Tak czy owak, wydawca wykazał się całkiem sporą odwagą, gdyż jakiś fanatyk mógłby go nazwać „ruską onucą”, skoro wydaje arcydzieło rodaka cara Władimira, co podchwyciliby zmanipulowani internauci… no i fala pomyj gotowa. Niepokój taki wyraził niedawno na łamach Faktów po Mitach redaktor naczelny tego świetnego czasopisma, Dariusz Cychol; trudno go nie podzielać.

Rzecz jasna, rozsądni ludzie rozumieją, iż Lew Tołstoj żył i pisał w XIX wieku, więc z Putinem i jego zbrodniami nie ma nic wspólnego. Nie zdziwiłbym się, gdyby inwazję na Ukrainę potępił. Niestety, osób bezmyślnych, podatnych na manipulację nie brakuje, a szerzeniu pełnych nienawiści treści, łatwo zaczepiających się w nieużywanych umysłach, wybitnie sprzyja internet, ale też telewizja, radio tudzież sporo tytułów prasowych.

No i nie ma dowodów na to, że człowiek jest istotą rozumną…

Co do mnie, to bardzo lubię twórczość Lwa Tołstoja, Michaiła Bułhakowa, Michaiła Szołochowa, Borysa Polewoja i innych rosyjskich pisarzy. Podoba mi się też tamtejsza kinematografia. Uwielbiam muzykę kozacką, zarówno rosyjską, jak też ukraińską. Oraz inne dziedziny sztuki. Co te moje gusta mają wspólnego z Putinem? Nic.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor