Dobra droga

Niedawno partia Razem podjęła decyzję, że w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych (miejmy nadzieję, że do nich dojdzie i nie zostaną sfałszowane, innymi słowy – że Bezprawie i Niesprawiedliwość nie będzie nic przy nich majstrowało) ponownie wystartuje ze wspólnej listy z Nową Lewicą, powstałą z połączenia SLD i Wiosny; po wyborach stworzą też swój klub parlamentarny. Bardzo dobrze, tak powinno być; współdziałanie jest jedynym rozsądnym i skutecznym wyjściem dla ugrupowań lewicowych oraz centrolewicowych. Podzielona lewica będzie słaba i stanie się łupem dla PiS-u, PO tudzież innych formacji prawicowych.

Do takiego, jakże słusznego wniosku doszli też zapewne liderzy Polskie Partii Socjalistycznej (PPS). Ugrupowanie to, najstarsze z nadal obecnych na naszej scenie politycznej i z chlubnymi tradycjami, samo w sobie jest obecnie za słabe, by dostać się do parlamentu, ale jego ideowi działacze mogą zdziałać coś dobrego w szerszej lewicowej koalicji. PPS startowała w wyborach w 2019 r. z listy Lewicy, wprowadzając kilka osób do Sejmu i – co było wielkim sukcesem… wówczas – dwie do Senatu.

Niestety, jakiś czas później nastąpił rozłam i PPS-owcy, wraz z kilkoma zbuntowanymi posłami, opuścili klub Lewicy i utworzyli własne koło; senatorzy tej partii też oddzielili się od formacji Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia oraz Adriana Zandberga. Była to, rzecz jasna, krecia robota Tuska Donalda, który uważa Lewicę za swojego najgroźniejszego wroga (cóż, jest przecież pachołkiem kapitalistów, klerykałem i wstecznikiem – te dwa ostatnie w nieco tylko mniejszym stopniu niż PiS-owcy), toteż działa tak, by osłabić ją, zniszczyć, na koniec zaś doprowadzić do wchłonięcia przez Platformę Obywatelską. Zbuntowanych parlamentarzystów chciał po prostu przeciągnąć na stronę PO, co mu się w zasadzie udało.

Oddzielenie Polskiej Partii Socjalistycznej od Lewicy wywołało różne emocje. Wśród bardziej centrowego elektoratu, zmanipulowanego przez PO i przyjazne jej media, zapanowała głównie radość, lecz realnie lewicowi wyborcy byli zniesmaczeni i mocno krytykowali decyzję PPS-owców; od formacji tej, jeśli dobrze pamiętam, oderwała się nawet jej młodzieżówka. Wszystko dlatego, że ugrupowanie z długą, chwalebną historią, nadto z socjalizmem w nazwie oraz programie, ni stąd, ni zowąd zbliżyło się do Platformy Obywatelskiej, czyli radykalnie prokapitalistycznej, klerykalnej, konserwatywnej światopoglądowo prawicy, której system poglądów jest stuprocentowo sprzeczny (podobnie jak PiS-owski, dodajmy gwoli postawienia sprawy jasno) ze wszystkim, co socjalistyczne i w ogóle lewicowe. Zapachniało, mówiąc krótko, polityczną obłudą i koniunkturalizmem. A to wyborcom lewicowym zdecydowanie się nie podoba.

Jak wspomniałem wyżej, chodziło o osłabienie parlamentarnej Lewicy i podebranie jej deputowanych. To drugie się udało (pierwsze raczej nie, bo Lewica powoli, acz sukcesywnie zwiększa poparcie w sondażach), gdyż chociażby pani Gabrieli Morawskiej-Staneckiej oraz Andrzejowi Rozenkowi obiecał Donald Tusk „jedynki” na listach wyborczych PO. Czy obietnicy dotrzyma, to już czas pokaże (zaufania wobec niego należy mieć tyle, co wobec kobry z poniesioną górną częścią tułowia, otwartą paszczą, wysuniętymi zębami jadowymi i rozchylonym kołnierzem), niemniej ci państwo najprawdopodobniej rychło się przekonają, że wysługiwanie się mu nic dobrego dla nich oznaczało nie będzie.

Wygląda jednak na to, że reszta liderów oraz działaczy PPS-u poszła po rozum do głowy i połapała się, iż Donald Tusk chce ich mieć li tylko w charakterze marionetek przeciwko Lewicy. No to wracają do niej, aby wystawiać kandydatów na wspólnej liście. Słusznie, gdyż, jak wspomniałem wyżej, lewicowe ugrupowania powinny współdziałać, a ponadto szkoda byłoby partii o tak długiej historii i z takimi zasługami dla Polski.

Przy czym nadal uważam, że jedna wspólna lista całej „opozycji” to przepis na porażkę. Ugrupowania o sprzecznych programach (Lewica, PO, Polska 2050, PSL) nie stworzą spójnego programu, bez którego ani mowy być nie może o pokonaniu PiS-u, a ponadto, jeśli łączyła je będzie tylko niechęć do mafii/sekty Kaczyńskiego, to wyborcy wyłapią obłudę i fałszywość takiej wspólnej listy. Do tego, przy takich połączeniach ugrupowań, nie zachodzi łączenie ich elektoratów; przeciwnie, osoby wyborcze mogą się wykruszać z powodu zniechęcania i poczucia zdradzenia przez swoich dotychczasowych reprezentantów.

Dlatego powinna powstać jedna lewicowa lista, oddzielna od klerykalno-wstecznej listy pozostałych formacji nie-PiS-owskich i nie-konfederackich. Należy za to powtórzyć Pakt Senacki, gdyż przy nieszczęsnych jednomandatowych okręgach wyborczych innego wyjścia nie ma. 

PS. Jutro notki najprawdopodobniej nie będzie (ważny wyjazd), za co serdecznie przepraszam wszystkie Czytelniczki i wszystkich Czytelników. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor