Warunek istnienia demokracji

Karta do głosowania nie nakarmi głodnego. Wolność prasy analfabecie nie przyda się na nic – twierdził Bertold Brecht, wybitny niemiecki dramaturg (polecam zwłaszcza Matkę Courage i jej dzieci), poeta i prozaik, a przy tym socjalista. I miał sto procent racji, a cytat ów do dziś pozostaje aktualny oraz po prostu istotny. Tak, aktualny, bowiem analfabetyzm w wielu częściach świata wciąż jest powszechny, w innych natomiast wraca w postaci wtórnej. Ale nie on będzie tematem dzisiejszej notki, lecz to, co za słowami Brechta się kryje.

Czyli coś, czego nie potrafią (nie chcą?) zrozumieć liberałowie ani w ogóle umiarkowani prawicowcy, a zarazem to, co powinno być oczywiste dla lewicowców.

Otóż, liberalizm i pozostałe ideologie umiarkowanie prawicowe (skrajnych to nie dotyczy, albowiem są one z definicji antydemokratyczne) podnoszą, że do funkcjonowania demokratycznego systemu politycznego wystarczają odpowiednie procedury – takie chociażby jak regularne organizowanie wyborów spełniających określone standardy – czy też przepisy prawne regulujące funkcjonowanie instytucji obywatelskich typu wolne (w kapitalizmie najczęściej tylko rzekomo) media.

Tymczasem to zdecydowanie za mało. Co zatem jest potrzebne, innymi słowy, jaki warunek jest niezbędny do zaistnienia i przetrwania demokracji?

Ano, żeby demokracja jako ustrój polityczny NAPRAWDĘ powstała i REALNIE funkcjonowała, obywatele – jak trafnie zauważył wybitny niemiecki literat – muszą mieć zapewnione godziwe warunki bytowe. Co z tego bowiem, że będą mogli głosować, skoro zabraknie im środków do życia? Ludzie żyjący w ubóstwie, zagrożeni niestabilnością ekonomiczną (co z tego, że dziś dobrze zarabiam, skoro w każdej chwili mogę stracić pracę i nie znaleźć nowej, albo szef może im wedle swej woli obciąć wypłatę?), pozbawieni pomocy ze strony państwa, owszem – chętnie pójdą na wybory, ale w wywołanej złą sytuacją bytową desperacji głos swój oddadzą na różnego rodzaju antydemokratycznych (nieraz totalnie) despotów. Z historii i współczesności znamy liczne tego typu przykłady: Hitler, Trump, Kaczyński… A ci demokratycznie wybrani despoci ograniczą lub całkowicie zlikwidują demokrację, zastępując ją autorytaryzmem bądź totalitaryzmem.

Jeśli zatem dane państwo ma być demokratyczne, to MUSI pomagać swoim obywatelom i zapewniać im byt na godziwym poziomie. Tak, jest to obowiązek PAŃSTWA, nie żadnego mitycznego „rynku”, któremu boską nieomal cześć oddają liberałowie (a także faszyści); ten bowiem dostarczać może i powinien jedynie dobra i usługi o charakterze konsumpcyjnym.

Państwo zatem powadzić musi aktywną politykę zwalczającą wszelkie formy wyzysku, bezrobocie, bezdomność, pauperyzację oraz inne typowe dla nieludzkiego systemu kapitalistycznego patologie wiodące do biedy. To ono musi chronić proletariat przed opresją ze strony kapitału. To organa państwowe i samorządowe muszą zapewniać usługi publiczne (transport, służba zdrowia, edukacja, itd.) na odpowiednim poziomie. To państwo musi niwelować rozwarstwienie społeczno-ekonomiczne, czyli prowadzić redystrybucję dochodu (temu służą podatki progresywne). To ono ma zakichany obowiązek pomagać obywatelkom i obywatelom w trudnej sytuacji bytowej, zwłaszcza takim, którzy z przyczyn zdrowotnych, wiekowych czy jakichkolwiek innych nie mogą podjąć pracy. I tak dalej… Bez tego demokracja przejdzie do historii.

Ale same ekonomiczne podstawy ludzkiego bytu to wciąż za mało; aby omawiany dziś ustrój mógł przetrwać i nie uległ zbyt szybkiej degeneracji, wynosząc do władzy dyktatorów, państwo musi zagwarantować ludziom również inne warunki. Brecht zasugerował walkę z analfabetyzmem, wskazując, że wolna prasa nie przyda się na nic osobom, jakie nie będą umiały jej przeczytać. Fakt, przy czym nie tylko o media tu chodzi i nie wyłącznie o edukację jako taką. Jej zapewnienie przez państwo – oczywiście ogólnodostępnej, nie tylko dla finansowych pseudo-elit – jest bez wątpienie kluczowe dla powstania i trwania ustroju REALNIE demokratycznego, niemniej równie istotne jest zagwarantowanie obywatelom możliwości samorealizacji i samodoskonalenia. Co z tego bowiem, że ktoś wspaniale się wykształci, skoro będzie musiał podjąć beznadziejną, źle płatną robotę znacząco poniżej swoich kwalifikacji (z tego zresztą biorą się depresje i samobójstwa)? Tu wracamy do obowiązku regulowania rynku pracy przez państwo, czyli walki z kapitalistycznymi patologiami. Dalej, samorozwój nie jest możliwy bez łatwego (czyt.: taniego, a najlepiej darmowego) dostępu nie tylko do wiedzy, ale też kultury, sztuki, sportu, itd. Jego zapewnienie jest kolejną powinnością organów państwowych oraz samorządowych.

Tak, bez zapewnienia wszystkim obywatelkom i obywatelom państwa odpowiedniego poziomu życia – nie tylko w dziedzinie ekonomicznej – przez państwo, nie będzie demokracji. To jest główny warunek jej powstania, funkcjonowania, rozwoju. Ograniczona do samych tylko procedur tudzież szczytnych hasełek, demokracja przestanie istnieć z przyczyn wskazanych wyżej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor