Faszyści i wolny rynek

Anne Applebaum dziwi się, że wielu jej znajomych zwolenników tzw. „wolnego rynku” (liberałów, libertarian, itd.) przechodzi w ostatnim czasie na pozycje coraz bardziej faszystowskie. Tymczasem jest to w kapitalizmie proces zupełnie normalny, całkowicie naturalny oraz totalnie logiczny.

Otóż, faszyzm (we wszystkich swoich formach, od relatywnie łagodnych, takich jak w Polsce PiS-u, po najbrutalniejszy nazizm) jest przede wszystkim polityczno-ustrojową metodą obrony interesów kapitalistów (klas pasożytniczo-wyzyskujących); interesy owe sprowadzają się do: swobody (najlepiej nieograniczonej) wyzyskiwania proletariatu, ograniczenia lub likwidacji praw pracowniczych, niszczenia planety i jej zasobów w imię maksymalizacji zysków, zwolnienia (całkowite szczególnie mile widziane) z podatków, itd. Właśnie to kapitalistyczna propaganda określa eufemistycznym mianem „wolnego rynku”, i właśnie zwolennikami dokładnie tego są liberałowie, libertarianie i konserwatyści. A także, rzecz jasna, faszyści, przy czym oni, działając na rzecz „wolnego rynku”, nie wahają się niszczyć pozorów demokracji (trójpodział władzy, niezawisłe sądownictwo, swoboda funkcjonowania partii politycznych i innych organizacji, wolne wybory, itd.), do czego prawica umiarkowana się nie posuwa… z reguły.

Kapitalizm jako system społeczno-ekonomiczny bazujący na prywatnej własności środków produkcji i maksymalizacji zysków w drodze wyzysku, demokracji (zarówno fasadowej, jak i – tym bardziej – realnej) nie potrzebuje, a wręcz przeszkadza mu ona w rozwoju – zwłaszcza jeden z jej głównych elementów, czyli prawa pracownicze, ograniczające kapitalistycznym pasożytom możliwość pasienia się na pracy proletariatu. Dlatego faszyzm, czyli ustrój sprowadzający się do likwidacji demokracji i praw człowieka celem podporządkowania wszystkich obywateli partii rządzącej i jej wodzowi, a za ich pośrednictwem oczywiście kapitałowi, właścicielom koncernów i korporacji jak najbardziej odpowiada. Zwłaszcza, że skrajnie prawicowy ów ustrój niszczy lewicę, jaką kapitalistyczni wyzyskiwacze uważają za swojego głównego wroga.

Można wręcz stwierdzić, że faszyzm, ze względu na swój antydemokratyzm, stanowi bardziej szczere polityczne oblicze kapitalizmu, jest kapitalizmem w pełnej krasie, obdartym z pozorów.

A kiedy faszyści są najbardziej potrzebni klasom pasożytniczo-wyzyskującym, czyli prywatnym właścicielom środków produkcji? Ano, głównie w momentach kryzysowych, kiedy to naturalne systemowe patologie (wyzysk, rabunkowa eksploatacja surowców, brak kontroli nad cenami, itp.) doprowadzają do załamania się gospodarki, już to w poszczególnych sektorach, już to całościowego. Wówczas niezadowolenie społeczne skierować się może właśnie przeciwko wyzyskiwaczom, no to potrzebują oni skrajnej prawicy, by spacyfikowała owo zagrożenie. Pacyfikację ową faszyści prowadzą dwutorowo. Jednym torem jest likwidacja praw i wolności człowieka i obywatela (w tym oczywiście praw pracowniczych), a co za tym idzie, delegalizacja innych niż faszystowska (z ewentualnymi zhołdowanymi przybudówkami) partii politycznych oraz organizacji społecznych (związki zawodowe wliczając); ich członkowie trafiają do więzień lub są mordowani, dzięki czemu kapitał pozbywa się wrogów. Drugim torem jest kanalizacja gniewu proletariatu poprzez zaproponowanie mu pozornie atrakcyjnego rozwiązania w postaci rządów silnej ręki, rzekomo gwarantujących stabilność ekonomiczną oraz bytową; w tenże sposób proletariusze zaczynają popierać faszystów, którzy pozbawiają ich praw i wolności, po czym podporządkowują kapitalistycznym wyzyskiwaczom w stopniu jeszcze większym niźli wprzódy. Ale klasy pracujące poddane są skrajnie prawicowej propagandzie, która pozbawia je zdolności samodzielnego myślenia oraz faszeruje ich umysły nienawiścią przeciwko urojonym (wskazanym oczywiście przez rządzących) „wrogom”, skutkiem czego nie zauważają, że stały się niewolnikami; stan ów bywa też maskowany przez szczątkowy socjal, czy raczej jałmużny w rodzaju 500 Plus.

Toteż ustrój faszystowski jest stuprocentowo korzystny dla kapitalistów i ich dyktatu, nazywanego w kapitalistycznej propagandzie „wolnym rynkiem”. Wbrew informacjom, jakie można znaleźć w różnych naukowych źródłach, a które mają za zadanie zamaskować prawdę, faszyści byli, są i będą gorącymi, fanatycznymi zwolennikami własności prywatnej i swobody działania posiadaczy koncernów i korporacji. Mussolini przeprowadził jedną z największych akcji prywatyzacyjnych w historii Włoch. Hitler sprzyjał niemieckim kapitalistom, likwidując socjalistów, komunistów oraz związkowców, a także otwierając prywatnym koncernom nowe źródła zysku, np. w obozach koncentracyjnych. Pinochet w Chile prywatyzował wszystko, co się dało (skutkiem czego Chilijczycy nie muszą teraz kupować chyba jedynie powietrza, jakim oddychają); podobnie zachowywały się junty w innych państwach środkowoamerykańskich. Trump (ma spore szanse powrócić na prezydencki stolec po następnych wyborach!) sam jest kapitalistą, a jego polityka korzystna była tylko dla amerykańskich milionerów i miliarderów. I tak dalej…

Dlatego też nie ma nic dziwnego w tym, iż umiarkowani zwolennicy „wolnego rynku” (czyli, powtarzam, kapitalistycznego dyktatu) w postaci liberałów, libertarian tudzież konserwatystów potrafią się zradykalizować i zacząć popierać faszyzm. Dzieje się tak szczególnie w okresie kryzysowym, kiedy to wiadoma dyktatura staje się, jak streściłem wyżej, najlepszą metodą ochrony tegoż „wolnego rynku”. A obecny kapitalizm przeżywa naprawdę wiele kryzysów, toteż pani Applebaum nie powinna się dziwić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor