Nadzieja w Chinach

Przepraszam za brak notki wczoraj, ale załatwianie spraw urzędowych zajęło mi (mimo całkiem sprawnej, przyznam, obsługi) nieco więcej czasu, niż planowałem, szczególnie, że musiałem dojechać do innego miasta. No, ale teraz przejdźmy już do dzisiejszego tematu.

Ostatnio często pisałem na tych łamach, że katastrofa klimatyczna (JUŻ się ZACZĘŁA, przypominam!) i wywołane przez nią zjawiska społeczne (wojny, gigantyczne migracje, głód, itd.) przyczynią się do wymarcia naszego gatunku. Nie w ciągu setek, tysięcy czy milionów lat, lecz w najbliższej przyszłości, nie wykraczającej poza dwie, może trzy dekady. Czy wobec tego istnieje dla ludzkości jakakolwiek nadzieja na przetrwanie?

Jeśli tak, to spoczywa ona w Chinach. Przy czym w mniejszym stopniu w ich ustroju politycznym, a w większym – w systemie gospodarczym. Ma on całą masę zalet, spośród których dwie główne przy pewnej dozie szczęścia, sprowadzającego się do rozwagi rządzących państwami szeroko pojętego Zachodu czy raczej Północy, sprawić mogą, iż gatunek Homo rzekomo sapiens nie wyginie ze szczętem.

Pierwszą z nich jest to, że Chińska Republika Ludowa masowo przestawia się na zieloną energetykę. Państwo, które jeszcze do niedawna pozostawało największym bodaj trucicielem świata, obecnie coraz więcej energii czepie z wiatru, Słońca, elektrowni wodnych i tym podobnych źródeł, przyjaznych dla środowiska naturalnego. Mało tego, Chińczycy budują sobie drugą stolicę, alternatywną wobec Pekinu, która będzie w całości zasilana OZE. Do tego dochodzi ograniczenie w imporcie śmieci (Państwo Środka było jeszcze przed kilku laty ich głównym importerem) oraz eksport produktów ekologicznych bądź za takowe uznawanych.

Przykładowo, szybko rozkręca się tam produkcja samochodów elektrycznych, i to chyba całkiem niezłych, skoro zdobywają one (śladem chińskiej elektroniki, stanowiącej ongiś podróbki wyrobów amerykańskich, japońskich, koreańskich czy europejskich, a dziś wyznaczającej standardy w tym sektorze) kolejne rynki, jak choćby norweski. Norwegia zlicza się do państw wyjątkowo szybko elektryfikujących swój transport, toteż nic dziwnego, że chińscy producenci pojazdów na prąd widzą tam swój target i wprowadzają kolejne marki. Wcale nie muszą być gorsze od tych z Europy, Japonii czy Korei Południowej.

Ekologia ekologią, ale na niej nie kończą się zalety systemu gospodarczego Chin. Państwa jeszcze przed siedemdziesięcioma latami upadłego, wyniszczonego długimi dekadami wojen (opiumowe, powstanie Tajpingów, okupacja japońska – wyjątkowo zresztą krwawa, konflikt między Kuomintangiem a maoistami, itd.) oraz eksploatacją przez zachodni kapitał od drugiej połowy XIX wieku, a dziś jednej z największych potęg gospodarczych, do tego cały czas bardzo szybko się rozwijającej i, jak wygląda, wysoce odpornej na kryzysy, co kładą na łopatki gospodarki europejską i amerykańską.

Osiągnięto to dzięki centralnemu planowaniu połączonemu od lat 80. ubiegłego stulecia z elementami rynkowymi i zapewnieniu transferu zagranicznych technologii (cena za co była wysoka, stanowiło ją bowiem udostępnienie światowym koncernom nad wyraz taniej siły roboczej… która dziś jest o wiele drożna niż, dajmy na to, polska), na bazie których Chińczycy rozwinęli własne. Rozwój ów oznaczał, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech dekad, znaczące wzbogacenie CAŁEGO społeczeństwa chińskiego (a nie tylko najwyższych jego warstw). Władze w Pekinie chwalą się wyprowadzeniem ze skrajnej nędzy 800 mln ludzi; nawet, jeśli w oświadczeniach owych jest pewna doza propagandy, to nie da się zaprzeczyć, iż na tym polu rządząca od 1949 roku Komunistyczna Partia Chin odniosła ogromne sukcesy. A mowa o państwie, obywatele którego jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku milionami marli z głodu. Obecnie statystyczny Chińczyk żyje za poziomie porównywalnym z europejskim, zaś w wielkich aglomeracjach na wschodnim wybrzeżu – nawet wyższym. Ów model rozwoju zakłada, iż bogacić mają się wszyscy (choć nie w równym stopniu, bo to oczywiście zależy od kompetencji, wykonywanej pracy, itd.), a nie tylko partyjni biurokracji czy kapitaliści prywatni oraz państwowi.

Jak to się ma do dominującego obecnie w większości świata neoliberalnym kapitalizmem, który sprawia, że w ręce garstki posiadaczy trafia gigantyczne bogactwo, podczas gdy reszta społeczeństwa spychana jest w biedę i nędzę, oceńcie sami. Warto w tym miejscu powtórzyć, iż właśnie pazerność prywatnych właścicieli największych światowych koncernów i korporacji oraz służąca wyłącznie ich interesom, skrajnie nieracjonalna, rabunkowa gospodarka kapitalistyczna, doprowadziły do katastrofy klimatycznej, że o wyniszczeniu znacznego odsetka światowych zasobów oraz śmierci głodowej milionów ludzi nie wspomnę.

Toteż, jeśli chcemy przetrwać, musimy orientować się na Chiny. Nie chodzi tu jedynie o zawieranie z nimi współpracy na różnych polach, ale też o implementacje w poszczególnych państwach możliwie wielu elementów chińskiego systemu ekonomicznego. Jeśli tego nie uczynimy… cóż, do zobaczenia w zaświatach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor