Zaświaty

Dzisiaj trochę sobie pofilozofujemy, a w zasadzie pomarzymy.

Człowiek, odkąd wykształciła się u niego wyobraźnia i zdolność kreatywnego myślenia, zastanawia się, co stanie się po śmierci. Czy koniec biologicznej egzystencji, ustanie wszelkich procesów życiowych w organizmie oznacza zarazem zanik świadomości/duszy, czyli po prostu zapadnięcie w niebyt? Czy też przeciwnie – świadomość/dusza istnieje dalej i trafia w jakieś inne miejsce, co nazywane jest zaświatami, życiem pozagrobowym, itd. Odpowiedź na to zagadnienie od tysiącleci znaleźć próbują liczne filozofie oraz religie, nie wspominając o dziełach literatury i sztuki.

Wizje tychże zaświatów oraz w ogóle tego, co dzieje się z nami po zgonie, były i są bardzo różne. Przyjrzyjmy się kilku spośród ni

Hinduiści, buddyści i wyznawcy innych religii dharmicznych wierzą w reinkarnację, czyli – upraszczając – w to, że po śmierci odradzamy się pod postacią innego bytu, np. zwierzęcia; ów cykl narodzin i śmierci to samsara i trwa, aż dusza (czy jak oni tam ją określają) osiągnie stan nirwany, oznaczającej oderwanie się od wszelkiego cierpienia. Według buddyzmu, można się do niej przybliżyć już w obecnym wcieleniu, prowadząc dobre, oświecone życie.

Religie teistyczne (zakładające wiarę istnienie w istnienie Boga lub bóstw) propagują tezę, że po śmierci nasze dusze wędrują do innego świata (innej czasoprzestrzeni?), czyli właśnie zaświatów. Koncepcje takiego życia pozagrobowego były i są bardzo różne. Starożytni Grecy i Rzymianie, przykładowo, wierzyli w krainę zmarłych, zwaną od imienia boga-gospodarza Hadesem; żeby się do niej dostać, należało zostać przewiezionym przez Charona w jego łódce przez rzekę Styks, za co buliło się obola. W Hadesie ludzie uczynki dokonane na Ziemi były oceniane pod kątem dobra i zła, bilans zaś decydował, gdzie nieboszczyk zostawał skierowany. Najlepsi wieczność spędzić mieli na Polach Elizejskich (Elizjum u Rzymian) i zażywać tam szczęścia, przeciętniakom przeznaczony był Ereb, stanowiący z grubsza kontynuację ziemskiego bytowania, natomiast degeneraci wędrowali do Tartaru, czyli czegoś jak piekło, gdzie wiekuistym mękom poddawały ich Erynie.

Judaizm głosił istnienie Szeolu, czyli mrocznej otchłani, gdzie przebywały, jako cienie, dusze zmarłych, pozbawione radości istnienia, pogrążone we śnie. W późniejszych okresach rozwoju tej religii doszła koncepcja zmartwychwstania (przejęta przez chrześcijaństwo), a Szeol uznany został za miejsce oczekiwania na nie.

Chrześcijaństwo, wbrew pozorom, nie ma sprecyzowanej koncepcji zaświatów. Mowa jest głównie o zmartwychwstaniu do wiecznego życia i albo o niekończącej się radości polegającej na wielbieniu Boga, albo o wiekuistej męce w piekle (w jakie miał przerodzić się Szeol po zmartwychwstaniu Chrystusa), zależnie rzecz jasna od ziemskich uczynków. W późniejszych wiekach Kościół katolicki dołożył do tego jeszcze czyściec, czyli stan pośredni, przejściowy, poprzedzający wstąpienie do raju/Królestwa Niebieskiego, gdzie mamy dostąpić wiecznego szczęścia. Wyobrażenia tegoż mają głównie charakter artystyczny i z reguły sprowadzają się do ukazywania go jako ogrodu wzorowanego na Edenie z Księgi Rodzaju i Polach Elizejskich, względnie górnych warstw atmosfery, gdzie mielibyśmy przebywać między chmurami w towarzystwie aniołów.

Wizję rajskiego ogrodu, gdzie trafiają po śmierci dobrzy ludzie (złym przeznaczone jest piekło) głosi też islam. Tam, obok miłej dla oka roślinności oraz rzeki wina (ciekawe, czy jest inny alkohol do wyboru, bo wino wprawdzie lubię, ale piwem, wódką, rumem, itd. też bym nie pogardził, zresztą jeden trunek przez wieczność zdąży się znudzić), każdy dostanie jeszcze siedemdziesiąt dwie hurysy, czyli piękne dziewice symbolizujące przymioty Allacha; pozostaną one dziewicami mimo nieskończonej kopulacji z nimi, będącej formą rajskiej rozkoszy. To dla facetów, ale rad bym się dowiedzieć, jaką nagrodę w raju otrzymać ma muzułmanka?

Wikingowie mieli swoją Walhallę, czyli pałac Odyna, do którego wstęp uzyskiwali wojownicy polegli w chwale. Zaznawali tam wiecznego szczęścia – nieustających bitew w dzień i uczt ciągnących się przez noce. Walki miały być formą treningu przez Ragnarokiem, czyli ostateczną bitwą między Dobrem i Złem; jedząc i pijąc, wojownicy zyskiwali energię potrzebną do jej stoczenia.

Ciekawą koncepcję zaświatów mieli (a raczej mają, rodzimowierstwo wszak się odradza i zyskuje na popularności) Słowianie. Wedle ich wiary, każda istota żywa posiada nieśmiertelną duszę, dwojakiego zresztą rodzaju: jaźni (chyba zapis naszej świadomości) i życia (energia życiowa lub coś w ten dekiel); być może wyodrębniano jeszcze trzeci jej element – zmora, odpowiadająca za kontakty ze światem umarłych. Po śmierci dusza udaje do Wyraju, dzielącego się na dwie domeny: Wyraj Ptasi i Wyraj Wężowy (Nawia; mianem tym określano też dusze zmarłych). Nawia znajduje się za Rzeką Śmierci, strzeże jej skrzydlaty smok imieniem Żmij (mniej więcej odpowiednik Cerbera z greckiego Hadesu), i jest ona łagodną krainą zielonych łąk, gdzie dusze jaźni pasą się pod opieką boga Welesa (całkiem możliwe, że nazwa Walhalla została zaczerpnięta od tego bóstwa, Wikingowie wszak utrzymywali zintensyfikowane kontakty ze Słowianami). Z kolei do Wyraju Ptasiego trafia, wiedziona przez raroga stanowiącego atrybut boga o imieniu Swaróg, dusza życia; co ciekawe, może ona stamtąd powrócić na Ziemię, przyniesiona przez ptaki (wiosną i latem bociany i lelki, jesienią oraz zimą zaś kruki i wrony), by dać początek nowemu bytowi biologicznemu (coś w stylu reinkarnacji). U Słowian nie ma czegoś takiego jak piekło; dusze ludzi złych przez jakiś czas po śmierci pokutują na Ziemi jako upiory, aż uzyskają wstęp do Nawii, jeśli zaś dusza w chwili śmierci nie oderwie się całkowicie od umierającego ciała, powstaje wampir.

A jak będzie naprawdę, przekonamy się wszyscy, życie bowiem jest grą, którą każdy prędzej czy później musi przegrać. Jeśli kres biologicznej aktywności organizmu przerywa bieg naszej świadomości, po czym następuje pustka, to nie ma się czego obawiać, bo skończą się wszystkie nasze cierpienia, w tym i te związane z ponurą egzystencją w warunkach nieludzkiego systemu kapitalistycznego.

Co do mnie, to uważam, że słuszna jest teoria Wolanda z Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa, „(…) że każdemu będzie dane to, w co wierzy”. Poproszę zatem chatkę na skraju lasu w ustronnej okolicy Nawii, wypełnioną książkami, filmami (i sprzętem do ich oglądania oczywiście; nie pogardzę salką kinową), jak również pieskami, kotkami oraz innymi zwierzętami. Niechaj przed tymże budyneczkiem płynie strumyk z alkoholem do wyboru, w środku zaś stoi łoże z piękną, zawsze chętną hurysą (wystarczy jedna, nie jestem muzułmaninem, zatem siedemdziesięciu dwóch mi nie trzeba), w garażu zaś – ford mustang z V8 pod maską, którym będę mógł wybrać się w towarzystwie hurysy na autostrady Walhalli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor