Pozytywne skutki miłości dla zwierząt

Jeśli szczerze kochasz zwierzęta – WSZYSTKIE zwierzęta, nie tylko kotki, pieski, rybki akwariowe, chomiczki tudzież świnki morskie, papużki, kanarki, ewentualnie patyczaki – w pewnym momencie uświadomisz sobie, że między zjedzeniem świni czy krowy, a przyrządzeniem na obiad psa różnicy nie ma; jedno i drugie jest jednakowo niemoralne, wiąże się bowiem z zadawaniem cierpienia, bólu i śmierci, nie wspominając już o szkodliwości dla naszego zdrowia (człowiek zwierzęciem jest wszak roślinożernym, białko zwierzęce może pełnić w jego diecie rolę co najwyżej uzupełniającą, i to głównie wówczas, gdy brakuje roślinnego). Logiczną konsekwencją takiego wniosku jest to, że przestajesz jeść mięso.

Decyzja taka przynosi szereg pozytywnych skutków. Jednym z nich jest oczywiście poprawa stanu zdrowia, w tym zmniejszenie ryzyka zachorowania na nowotwór (tak, spożywanie produktów odzwierzęcych sprzyja rakowi). Innym – oszczędność; wiem po sobie, że dzięki takiej zmianie diety więcej kasy pozostaje w portfelu.

Ale są też pozytywy natury systemowej. Taki chociażby, iż przestajesz się dokładać do zysków kapitalistów-właścicieli przemysłu mięsnego. Nie tylko zmniejszasz ich zyski, ale też redukujesz skalę torturowania i mordowania zwierząt, a to z kolei ma już wymiar moralny. Co jeszcze istotniejsze, przykładasz rękę do ratowania planety,

Przemysłowa bowiem produkcja mięsa jest wyjątkowo szkodliwa nie tylko dlatego, że nie może obejść się bez masowego, z reguły skrajnie okrutnego mordowania, ale też z tego powodu, iż generuje zanieczyszczenia. Odgrywa nad wyraz negatywną rolę w zmniejszaniu zasobów wody pitnej, degraduje też glebę, emituje ogromne ilości gazów cieplarnianych, itd. Okolica, gdzie powstają fermy przemysłowe, przestaje się w zasadzie nadawać do zamieszkania. Niekiedy dochodzi również do niszczenia obszarów cennych turystycznie, np. planowana (na szczęście nie doszło do rozpoczęcia budowy z powodu jakże słusznego oporu społecznego) inwestycja w fermę drobiu na Podlasiu zniszczyłaby tereny zamieszkałe przez Tatarów, gdzie znajdują się nie tylko zabytki ich kultury, lecz także piękne krajobrazy.

Czy naprawdę warto, kupując i żrąc mięso, dokładać się do czegoś takiego?

Chyba nie muszę wspominać o tym, że przemysł mięsny opiera się (jak każde przedsięwzięcie kapitalistyczne) na wyzyskiwaniu siły roboczej, co stanowi kolejny powód, by nie ładować pieniędzy jego właścicielom.

Ale miłość do zwierząt – szczera – przekłada się nie tylko na decyzje co do diety. Człowiek prawdziwie kochający i szanujący braci mniejszych nigdy nie kupi żadnego dobra, ani nie skorzysta z usługi, produkcja których wiąże się z torturowaniem i mordowaniem tychże. Czyli jego pieniądze nie popłyną do właścicieli zaiste odrażających (i równie, a nawet bardziej szkodliwych dla środowiska, co mięsne) ferm futerkowych, jego decyzje konsumenckie wpłyną na zaprzestanie testowania przez koncerny na zwierzętach kosmetyków czy produktów medycznych (jak gdyby faszystów nie było; organizmy mają takie same jak ludzie – jedyna cecha, jaka łączy ich z człowieczeństwem – toteż przeprowadzane na nich badania dałyby wiarygodne wyniki), a także na zakończenie używania zwierząt w występach cyrkowych. Do historii przejdą (lub przynajmniej ich skala się zmniejszy) masowe połowy waleni, ryb i innych przedstawicieli morskiej i oceanicznej fauny. I tak dalej.

Rzecz jasna, nasze jednostkowe wybory wynikające z miłości wobec zwierząt będą miały mizerną skalę i świata nie zmienią. Ale z jednostek składa się społeczeństwo, a siła tegoż jest już spora. Toteż im więcej ludzi przekonanych będzie do pokochania zwierząt i podejmowania sprzyjających im decyzji dietetycznych oraz w ogóle konsumenckich, tym większy będzie nasz kolektywny nacisk na kapitalistów pasących się na masowym rozlewie krwi. Może nawet doprowadzimy do bankructwa niejednego spośród tych dziadów.

A ratowanie życia zawsze jest czynem moralnym. Nie przykładając ręki do zbrodni, zapobiegamy jej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor