Całe zło Władimira

Oglądając telewizję (zwłaszcza TVN24, choć inne stacje rzekomo informacyjne pod tym względem absolutnie nie wypadają lepiej), słuchając niektórych stacji radiowych tudzież czytając artykuły w prasie i internecie, łatwo można się „dowiedzieć” (cudzysłów nieprzypadkowy), że za całe zło tego świata odpowiada jedno państwo – Rosja. A konkretnie jej prezydent, Władimir Władimirowicz Putin.

Jacyś hakerzy włamali się na skrzynki mailowe członków polskiego nie-rządu i ich rodzin – wiadomo, Ruscy za tym stoją, działając oczywiście na Putinowy rozkaz (tymczasem trzymanie służbowej, zwłaszcza dotyczącej bezpieczeństwa państwowego, korespondencji na prywatnych skrzynkach to czysty idiotyzm i brak kompetencji zahaczający wręcz o zdradę stanu; Dworczyk i inni powinni za to siedzieć). Łukaszenka rozkazuje pałować demonstrantów – wiadomo, wina Putina. Kiedy Trump wygrywał wybory w USA, dominowały komentarze, jakoby zwycięstwo zawdzięczał Putinowi właśnie. W Ukrainie trwa wojna domowa i leje się krew – odpowiedzialność za to ponosi Putin (bo przecież nie lokalni oligarchowie i banderowcy, a już na pewno nie USA, które usiłują uczynić z naddnieprzańskiego państwa swoją kolonię). Gdzieś tam rządzi dyktator – koniecznie musi być wspierany przez Rosję. I tak dalej…

O spiskowych teoriach związanych z katastrofą smoleńską, co do jednej antyrosyjskich, nie będę nawet wspominał, bo nie zamierzam przyłączać się do tańczenia na trumnach ofiar.

Przyznam szczerze, że już mi się chce zarówno śmiać, jak też wymiotować, kiedy słyszę te wszystkie oskarżenia miotane przeciwko Rosji i jej prezydentowi.

Nie, żebym państwo to i samego Władymira Putina jakoś szczególnie kochał. Owszem, jestem pod wielkim wrażeniem kultury rosyjskiej, zwłaszcza literatury, muzyki oraz kinematografii, niemniej jednak pamiętam, że samo państwo jest niedemokratyczne. Zawsze zresztą panowały tam różne formy tyranii, począwszy od samodzierżawia, na którym Putin się wzoruje. Jedynym człowiekiem, który na serio usiłował zdemokratyzować Rosję, był Lenin, ale nie pozwoliła mu na to wojna domowa, jaką biali wszczęli po Rewolucji Październikowej, i wywołana przez Piłsudskiego wojna z Polską; a po śmierci Lenina jakiekolwiek nadzieje na demokrację zniweczył Stalin. Putin też nie jest politykiem demokratycznym, ani nawet takiego nie udaje. Zresztą, w obecnej Federacji Rosyjskiej warunków do prawidłowego rozwoju owego ustroju nie ma, jako że po rozpadzie ZSRR zapanował tam wyjątkowo dziki kapitalizm, w kapitalizmie zaś demokracja może być co najwyżej ograniczona do fasady. Gdyby krajem tym rządził kto inny, też nie byłoby on demokratyczny.

Dalej, Rosja to imperium, które pod rządami Putina wzmocniło się militarnie. I jak każde imperium, nie tylko chce, ale MUSI ekspandować politycznie oraz gospodarczo; zaprzestanie ekspansji oznaczałoby początek obumierania państwa. Stąd bierze się rosyjski imperializm. I owszem, jest on zły i niebezpieczny, lecz NICZYM się pod tym względem nie różni od imperializmu amerykańskiego, może nawet jeszcze brutalniejszego niż ten w wykonaniu naszych wschodnich sąsiadów – oba dążą do podporządkowania sobie mniejszych państw, skolonizowania ich gospodarki przez swoje koncerny tudzież korporacje, jak również wyeksploatowania lokalnej siły roboczej. Oba, by osiągnąć te cele, nie wahają się popierać dyktatorów, wszczynać lokalnych konfliktów zbrojnych i zrzucać ludziom bomb na łeb, przy czym skala działań amerykańskich imperialistów w tym zakresie jest o wiele większa i brutalniejsza niż imperialistów rosyjskich. Trudno też nie zauważyć, iż wiele militarnych działań Rosji prowokowanych jest przez USA.

Skoro już przy Stanach jesteśmy, to przecież po rozpadzie ZSRR usiłowały one gospodarczo i politycznie skolonizować Rosję, tak jak to uczyniły z Polską i resztą Europy Środkowej. Nie pozwolili na to z jednej strony rosyjscy oligarchowie, czyli kapitaliści, jacy wyrośli na kupowaniu za grosze majątku państwowego, a z drugiej – proces ów zablokował właśnie Putin, i za to jest tak nielubiany przez jankeski kapitał. Stąd jego nieustająca krytyka w mediach realizujących interesy amerykańskiego imperializmu, na przykład wszystkich polskich prawicowych.

Jasne, Putin – jak każdy dyktator i polityk w ogóle – ma sporo na sumieniu, lecz obwinianie go o całe zło tego świata jest po prostu głupie i naiwne. Nie on jeden prowokuje konflikty, wojny wliczając. Nie tylko wywiad rosyjski usiłuje infiltrować inne państwa; tak robią wszystkie wywiady (polski też, o ile PiS-owcy nie rozłożyli go na łopatki). Nie tylko Rosja rozszerza swoje strofy wpływów. Nie tylko Putin wspiera dyktatorów. Nie tylko rosyjscy trolle internetowi działają w Sieci. Nie tylko w Rosji aparat represji brutalnie traktuje opozycjonistów (taka chociażby Francja wypada pod tym względem równie źle, o ile nie gorzej). I tak dalej, przykłady można mnożyć.

O ile więc nie mam nic przeciwko merytorycznej krytyce zarówno Putina, jak też imperializmu rosyjskiego, to chciałbym, aby była ona… no właśnie, merytoryczna, czyli bazująca na faktach i ich analizach, nie zaś na bredniach fabrykowanych przez imperialistów amerykańskich.

No, ale żeby trafnie ocenić Putina i jego politykę, należy zrozumieć, iż nie stoi on za całym złem tego świata, największe zaś zagrożenie dla ludzkości lokuje się w Ameryce Północnej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor