W kosmosie

Wreszcie sukces zarówno Polaka, jak i Polski. Pan Sławosz Uznański-Wiśniewski leci w kosmos; rakieta z nim na pokładzie już wystartowała. Tym samym został on drugim, po generale Mirosławie Hermaszewskim, polskim astronautą. Odbędzie misję na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdzie zajmie się prowadzeniem badań naukowych z zakresu medycy, inżynierii i biologii w warunkach mikrograwitacji. Nie znam się na tym, ale podejrzewam, iż z punktu widzenia astronautyki jest to bardzo ważne zadanie.

Sławosz Uznański-Wiśniewski odbywa swój lot na mocy porozumienia, jakie Polska zawarła z Europejską Agencją Kosmiczną i prywatną amerykańską firmą Axiom Space (organizuje loty na Międzynarodową Stację Kosmiczną). Nie obyło się też bez pomocy NASA.

Z sukcesu – będzie pełen oczywiście wtedy, gdy astronauta bezpiecznie i bezproblemowo wróci na Ziemię – zdecydowanie warto się cieszyć. Zwłaszcza, że – poza niektórymi dyscyplinami sportu, literaturą, produkcją gier komputerowych i wideo, ostatnio też kinematografią – niewiele takich mamy. Nic zresztą dziwnego; Polska po 1989 roku to państwo półperyferyjne, gospodarczo, politycznie oraz militarnie uzależnione od USA i globalnych koncernów tudzież korporacji (gdyby nie członkostwo w Unii Europejskiej, skala tegoż uzależnienia byłaby jeszcze większa). Toteż fakt, że nasz rodak leci w kosmos, rzeczywiście zasługuje na uznanie.

W tym miejscu zaznaczyć warto, iż na misję pana Uznańskiego-Wiśniewskiego (k)raj nad Wisłą wyasygnował około 65 mln euro, a dodatkowo w latach 2023-25 wpłacił do Europejskiej Agencji Kosmicznej ponad 200 mln euro, na programy w dziedzinie eksploracji, komunikacji oraz obserwacji Ziemi (środki te przeznaczone są m.in. na budowę polskich satelitów).

I podkreślić trzeba, że pieniądze te nie są wywalone w błoto. Polski astronauta prowadził będzie ważne badania w przestrzeni kosmicznej, polskie satelity są już na orbicie, a polskie podzespoły weszły w skład łazika marsjańskiego. Co ważne, Europejska Agencja Kosmiczna działa w ten sposób, że wpłacone do niej pieniądze wracają do krajowych podmiotów, firm czy instytutów w postaci kontraktów i zamówień. Innymi słowy, wydane środki są inwestycją, z której nasza gospodarka i nauka odnieść powinny jak najbardziej wymierne korzyści. Znacznie to lepsze niż walenie forsy na amerykański sprzęt bojowy bez offsetu.

Inna bajka, że w naukę Polska co najmniej od 1989 roku inwestuje zdecydowanie za małe środki, nadto często-gęsto tragicznie je wydatkuje; przykładowo, pod nie-rządami PiS-u faworyzowano, również pieniężnie… biblioznawstwo, teologię czy tego typu dziedziny, z których, powiedzmy sobie szczerze, ani nasza gospodarka, ani społeczeństwo realnych korzyści nie odnoszą. W tym kontekście fakt, iż nasze katolickie państwo w ogóle wyasygnowało pieniądze na misję kosmiczną, zakrawa na cud.

A przecież powinno być jasne nawet dla najgłupszych (czyli ideologicznie bardzo na prawo) polityków, że bez inwestowania w naukę i technologię nie ma rozwoju kraju. Oby zatem lot pana Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, polskie satelity czy chociażby rozwój polskiej sztucznej inteligencji stanowiły symptomy, że w tym zakresie coś zmienia się na lepsze.

Bo na biblistyce, waleniu forsy Kościołowi katolickiemu oraz innym międzynarodowym koncernom i korporacjom to my daleko nie zajedziemy…


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić