A może edukacja?

Od minionej niedzieli różni analitycy (mniej lub bardziej poważni) tudzież publicyści zastanawiają się nad wyborczym sukcesem skrajnej prawicy (tzn. jawnie skrajnej, bo w Polsce i ta rzekomo umiarkowana tak naprawdę parkuje tuż przy faszyzmie), zwłaszcza wśród młodych osób wyborczych. To prawda, wiele spośród nich zagłosowało na takiego chociażby Mentzena, przy czym jest i pozytyw – dużą popularnością wśród owej grupy wiekowej cieszył się też Adrian Zandberg.

Cóż, przyczyn powodzenia skrajnej prawicy wśród młodych jest wiele. Wymienić tu można przykładowo rosnącą niestabilność bytową, która rodzi tęsknotę – rzecz jasna mylnie ulokowaną – za rządami silnej ręki, czy też uczucie zawodu politykami z głównego nurtu. Uważam jednak, iż bardzo ważnym czynnikiem oddawania głosów na Mentzena, Brauna, Nawrockiego czy im podobne indywidua jest nieświadomość oraz niewiedza. Innymi słowy, braki w edukacji. A za te winę ponosi system szkolnictwa.

W szkołach polskich brakuje przecież rzetelnej edukacji obywatelskiej. Dobra, był kiedyś (nie wiem, czy jest dalej) przedmiot o nazwie wiedza o społeczeństwie (WOS), ale jeno przybliżał on, w raczej niewielkim zakresie, kwestie ustrojowe, polityczne czy społeczne. Świadomości obywatelskiej zdecydowanie nie wyrabiał. Wiedza ekonomiczna, na braku której skrajna prawica korzysta w ogromnym stopniu? Zapomnijcie o przekazywaniu jej w szkole; przedmiot podstawy przedsiębiorczości spełnia tę rolę w mizernym zakresie.

O braku edukacji klimatycznej nawet nie wspominam; a przecież szerzenie bzdurnych teorii spiskowych na ten temat jest jednym z głównych działań skrajnych prawicowców. Nie ma edukacji zdrowotnej (seksualną wliczając), co także sprzyja rozprzestrzenianiu różnych bredni, te z kolei przekładają się na rosnącą popularność nacjonalistów, faszystów i nazistów.

Braki to jedna sprawa. W polskiej szkole są rzeczy, których zdecydowanie nie powinno tam być.

Jedną z nich pozostaje oczywiście religia. Tak, wiem – ograniczono liczbę godzin nauczania do jednej tygodniowo, a coraz więcej młodzieży wypisuje się z tego przedmiotu. Niemniej jednak spora grupa osób uczniowskich wciąż na niego uczęszcza, a lekcje te niekoniecznie sprowadzają się do przekazywania informacji o sensie Dekalogu czy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Przeciwnie, sporo w nich treści jaskrawo sprzecznych z nauczaniem Jezusa z Nazaretu: nietolerancji, a wręcz nienawiści wobec obcokrajowców i innowierców, homofobii oraz potępienia praw kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem reprodukcyjnych. W jakim stopniu pokrywa się to z programem Mentzena, Brauna czy Nawrockiego, oceńcie sami(e).

Skrajnie prawicowe treści, głównie nacjonalistyczne, lansowane są też na innych przedmiotach, w tym historii czy języku polskim. Patologia ta przybrała na sile szczególnie pod nie-rządami Bezprawia i Niesprawiedliwości, ale zaczęła się znacznie wcześniej, to znaczy na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, kiedy to z programów nauczania zniknął internacjonalizm wraz z innymi wartościami socjalistycznymi. Od tamtej pory szkoła polska coraz bardziej brunatnieje. Oczywiście, ma to swoje długofalowe konsekwencje przy urnie wyborczej.

Samo nauczanie też koleje na obie nogi, przed czym od lat alarmują specjaliści. Polska szkoła otóż praktycznie nie wpaja osobom uczniowskim kompetencji miękkich, takich jak umiejętność współpracy, za to przysposabia do – bezmyślnego, a zatem ogłupiającego – rozwiązywania testów. Nieodmiennie obowiązuje zasada: „zakuj, zdaj, zapomnij”, przez co mury szkolne opuszczają absolwenci mocno niedokształceni… czyli stanowiący idealny łup dla skrajnie prawicowych politykierów.

Jeżeli więc nie chcemy, aby Polską rządziły różne Nawrockie, Mentzeny czy inne Brauny, system edukacji musi zostać gruntownie zreformowany, zwłaszcza w zakresie tego, czego i jak się w szkołach naucza.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić