Wakacje w ogniu

Greckie wyspy w ogniu, pożary szaleją, straże pożarne – lokalna i te, które z innych państw, w tym z Polski, przybyły nieść pomoc – walczą z nimi, ile sił, wespół z pozostałymi służbami ratunkowymi.

A w mediach lament. Albowiem Grecja jest popularnym kierunkiem turystycznych i wakacyjnych wyjazdów, podobnie zresztą, jak niemalże cały obszar wokół Morza Śródziemnego. A że nie tylko w państwie owym, lecz w wielu innych z tego rejonu wybuchają pożary – choć nie zawsze aż tak potężne – no to zastanawiają się z rozpaczą burżuazyjni dziennikarze wraz z różnymi analitykami, czy to już koniec wczasów nad Morzem Śródziemnym. Ubolewanie nad zwierzęcymi i ludzkimi ofiarami katastrofy, nad straconym dobytkiem całego życia i ogólnie tragediami też rozbrzmiewa, ale jakby ciszej (nic dziwnego w kapitalistycznych warunkach). Obok analiz dotyczących branży turystycznej oraz strat ponoszonych przez kapitalistycznych właścicieli zaliczających się do niej przedsiębiorstw, pojawiają się liczne komentarze w stylu: „Po kiego ci ludzie jechali w miejsce, gdzie są pożary?”.

Cóż, rok temu, czy ile tam, kiedy rezerwowali sobie wyjazd (na jaki ciułali długimi latami, a niewykluczone, że i pożyczkę zaciągnęli), nie było wiadomo, iż takowe wybuchną. To czynnik w znacznej mierze losowy, a przyczyną mogła być czyjaś zła wola (celowe podpalenie), głupota (śmiecenie, ognisko czy choćby papieros na wyschniętym terenie typu łąka lub las) albo zwykły przypadek. Generalnie, nie mam pretensji do turystów, że się tam wybrali, nie zamierzam również szydzić z czyjegoś nieszczęścia, nawet z nieszczęścia burżuja (choć nie tylko burżuje spędzają w Grecji wakacje). Lepiej jest pomyśleć o tragedii ludzi i zwierząt, spowodowanej trwającą katastrofą.

Kończąc wszelako dygresję, pamiętać trzeba o jednym: pożary same w sobie są czynnikiem losowym, niemniej nie oszukujmy się – będzie ich coraz więcej, z powodu oczywiście sprzyjających warunków, określanych zbiorczo mianem katastrofy klimatycznej. Która, przypominam, nie jest kwestią przyszłości, lecz teraźniejszości, czyli radośnie sobie następuje tu i teraz.

Wiadomym przecież jest, że kiedy temperatury rosną z roku na rok, spada za to ilość opadów, toteż postępują susze, kiedy przyjdzie co do czego, ogień rozprzestrzenia się momentalnie i bywa nie do opanowana mimo wysiłków straży pożarnej oraz innych służb.

Oczywiście, nie tylko w pożarach rzecz. Na Syberii, Alasce czy w północnej Kanadzie topi się wieczna zmarzlina, trzeba ewakuować całe miejscowości (toną w błocie), zaś działalności przemysłowej, zwłaszcza górniczej, już prawnie nie da się tam uprawiać – uniemożliwiają to roztopy i błoto. Jak parę ładnych razy pisałem, wyschła Nizina Niniwy w obecnym Iraku, czyli miejsce, gdzie narodziło się rolnictwo; dziś, kto stamtąd nie ucieknie, umiera z głodu, bo ani roli nie da się uprawiać, ani zwierząt hodować. Coraz więcej innych obszarów również wysycha, ludziom oraz zwierzętom coraz bardziej brakuje wody, klęski suszy nie tyle się mnożą, ile stały się zjawiskiem permanentnym. Ubywa – i to szybko! – obszarów zdatnych do życia. A na tych, które jeszcze do egzystencji się nadają, coraz powszechniejsze są anomalia pogodowe, o skali niejednokrotnie niszczącej niczym Kaiju ze klasycznych japońskich filmów.

U nas też jest coraz goręcej, coraz niej wody w rzekach (a ta, co została, z winy kapitalistów i prawicowych politykierów jakaś taka… zatruta), burze, kiedy przychodzą, przybierają na gwałtowności, wszechobecny zaś beton sprawia, iż woda nie ma gdzie spłynąć, no to po każdej większej ulewie mamy podtopienia. A ludzie umierają z powodu upałów; tylko w ubiegłym roku, w samej jedynie Unii Europejskiej uśmierciły one ponad 60 tys. osób.

A jeśli do tego doliczyć masowe wymieranie gatunków, spowodowane tym razem nie przez Naturę, lecz człowieka, konkretnie kapitalistów…

Idioci gremialnie negują katastrofę klimatyczną (cóż, żadne fakty nie przekonają bezrozumnych jednostek). Inni ludzie widzą w niej symptomy gniewu bożego, zapowiedzianego jakoby w Biblii, innych świętych księgach bądź rozlicznych przepowiedniach; cóż, wolno im, pod warunkiem, że zamiast o modlitwy oraz datki na takie czy inne związki wyznaniowe, zaapelują o podjęcie REALNYCH działań zmierzających do zatrzymania katastrofy albo przynajmniej zredukowania jej skali. Jeszcze inni są świadomi problemu oraz tego, że jego przyczyną pozostaje system kapitalistyczny i chciwość kapitalistów, którzy dla krótkoterminowego zysku – tudzież kierując się fanaberiami typu podróże samolotami dla rozrywki albo loty w kosmos – zniszczyli nam planetę.

No to mamy skutki. Giniemy, między innymi w pożarach, a co gorsza, wraz z nami wymierają flora i fauna. Straty prywatnych właścicieli biur podróży bądź ośrodków turystycznych są w tym kontekście najmniejszym problemem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor