Być pracownikiem

Facebook obiegł post młodej pracowniczki, na którą narzekała szefowa. Dziewczyna bowiem po przepracowaniu swojej zmiany szła do domu. Na co właściciela firmy narzekała, oczekując od zatrudnionej, żeby siedziała w robocie nie wiadomo, jak długo, bo „trzeba się poświęcać”.

Jakiś czas wcześniej do grona narzekających na „roszczeniowych” młodych pracowników dołączyła Martyna Wojciechowska, znana dziennikarka i podróżniczka. Zdziwiło ją, iż osoby przedstawicielskie Pokolenia Z chcą za swoją pracę otrzymywać pieniądze (o, to straszne, wprost nie do pojęcia – pracować na własne utrzymanie!) i zaapelowała do nich, by pracowały „dla idei”.

I tak dalej…

Owszem, wracamy dziś do tematu „roszczeniowego” pokolenia osób wchodzących na rynek pracy, które oczekują, że dostarczy im ona zarobków. I owo oczekiwanie budzi powszechne zdziwienie wśród ludzi, co forsy mają jak lodu. Bo młodzi najwyraźniej nie potrzebują żywności, środków higieny, leków, odzieży, dachu nad głową, transportu do miejsca pracy, a i rozrywka by nie zaszkodziła od czasu do czasu… Bo przecież kredyt hipoteczny (o ile go dostaną, gdyż łatwe to nie jest) albo czynsz za wynajem same się płacą, podobnie jak wszelkie rachunki. Bo bilety autobusowe czy kolejowe albo paliwo do auta są zupełnie za darmo. Bo, jeśli młodzi założą rodzinę, to chcą mieć forsę na utrzymanie dziecka, która to inwestycja jest kosztowna i raczej się nie zwróci.

No to nie uśmiecha im się tyrać na bezpłatnych stażach, nie wiedząc, czy otrzymają kiedykolwiek za ten swój wysiłek tudzież poświęcony czas wynagrodzenie (pisałem o tym wczoraj). Już na starcie mają sprecyzowane oczekiwania odnośnie wypłaty za pracę oraz dodatków niepieniężnych – i bardzo dobrze! Mało tego, w większości przypadków nie zamierzają zasuwać po szesnaście godzin na dobę lub jeszcze dłużej, lecz chcą mieć czas wolny. Jest on przecież niezbędny dla zachowania zdrowia fizycznego oraz psychicznego, jak również do budowania relacji międzyludzkich, czyli chociażby założenia rodziny bądź przebywania z nią, jeśli już się takową założyło.

To wszystko wcale nie świadczy o „lenistwie”, jakie często Pokoleniu Z się zarzuca. Przeciwnie, ludzie ci zdecydowanie nie boją się ciężkiej pracy. Przybywa wśród nich osób, które deklarują, że niekoniecznie zamierzają przystąpić do matury, gdyż na studia raczej się nie wybiorą, skoro wystarcza im zatrudnienie, przykładowo, w dyskoncie (a harówa to straszliwa). I nie, brak ambicji też to nie jest; po prostu oczekiwanie normalnego życia, w którym praca ma służyć pozyskaniu środków na zaspokojenie potrzeb, a nie jest celem samym w sobie i dla siebie.

Mówiąc krótko, generacja Millenialsów chce być pracownikami, nie zaś (nieformalnymi) niewolnikami.

I to właśnie tak wkurza kapitalistycznych wyzyskiwaczy oraz ich propagandystów, od prawicowych politykierów po medialnych celebrytów, rzekomo „liberalnych” i „fajnych”. Nieakceptowalnym jest dla nich, że klasa pracująca, zwłaszcza dopiero zaczynająca karierę, stawia JAKIEKOLWIEK wymagania, czy choćby żywi oczekiwania. Przecież w kapitalistycznym świecie ludzie ci powinni zasuwać za friko, z pochylonymi łbami, i zamknąć usta.

A tymczasem pokolenie Z stawia temu coraz wyraźniejszy opór. I bardzo dobrze. W nim, jak już kiedyś pisałem, tkwi nadzieja.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor