Nieakceptowalny

Wielu obywateli patrzy z nadzieją na Donalda Tuska, jako na tego, kto może pokonać Bezprawie i Niesprawiedliwość. Oczywiście, odsunięcie od władzy mafii/sekty Kaczyńskiego jest niezbędne, niemniej pan Tusk mojej nadziei w tym względzie nie wzbudza. Nie chodzi tylko o to, że pod względem ideologicznym od Kaczyńskiego Jarosława prawie wcale się on nie różni – obaj są zacofanymi, klerykalnymi prawicowcami postsolidarnościowymi, pachołkami kapitału, kleru i USA, traktującymi Polskę jako koryto i gardzącymi jej obywatelami – toteż, gdyby nawet PO/KO pod jego przewodnictwem wygrała wybory i utworzyła rząd, nic w (k)raju nad Wisłą się nie zmieni… w każdym razie, nie na lepsze. Ten mój deficyt nadziei w stosunku do pana Tuska bierze się również z prostego faktu, iż ma on bardzo duży elektorat negatywny, czyli grono wyborców, którzy nigdy nie oddadzą głosu ani na niego, ani na PO, ani na żadną listę wyborczą, którą by firmował (dlatego wspólna lista opozycji nie powinna powstać, gdyż byłaby przepisem na wielką klęskę opozycji).

Do elektoratu negatywnego Donalda Tuska zaliczają się nie tylko wyznawcy Bezprawia i Niesprawiedliwości; to oczywiste, dlaczego nie glosują oni na PO/KO i jej lidera, więc na ich postawie dziś się nie skupimy. Pominiemy też osoby bojkotujące lub olewające wybory, czyli takie, które stanowią elektorat negatywny KAŻDEGO polityka i KAŻDEJ partii.

Warto za to skupić się na osobach obywatelskich, które PiS-u nie cierpią, a wręcz nienawidzą, a mimo to na Donalda Tuska i jakąkolwiek formację, którą by reprezentował, głosu w wyborach nie oddadzą. To właśnie oni mogą być przyczyną kolejnej klęski tego polityka i jego formacji. Pamiętają bowiem antyspołeczne rządy koalicji PO-PSL. I nie mają najmniejszych powodów, by wspominać je dobrze.

Wielu ludzi, słysząc: „Donald Tusk”, myśli o pracy za pięć złotych na godzinę, a niekiedy za darmo, na bezpłatnym stażu. Personalia tego polityka kojarzone są z plagą umów śmieciowych, fatalnym położeniem bytowym wielu przedstawicielek i przedstawicieli młodego pokolenia, obcinaniem emerytur, rent oraz (tak czy owak szczątkowych) świadczeń socjalnych i innymi tego typu patologiami. Pod rządami pana Tuska po prostu traciliśmy finansowo; mnie, przykładowo, bardzo zabolało odebranie stypendium za wyniki w nauce na drugim kierunku studiów – jako, że był drugi, rząd i Trybunał Konstytucyjny pod wodzą prof. Rzeplińskiego orzekły, że mnie i podobnym osobom się ono nie należy – mimo iż nie studiowałem go równolegle z pierwszym, lecz po jego ukończeniu. Kilka lat później podobnie rzecz się miała z obcięciem zasiłku pogrzebowego. Ile forsy – wraz z rodzicami oczywiście, bo sam nie miałbym z czego – dołożyłem do bezpłatnego stażu (rząd PO-PSL zalegalizował tę formę niewolnictwa w 2009 roku) oraz teoretycznie płatnej roboty na wymuszonym samozatrudnieniu (stres i przemęczenie z nią związane zapoczątkowały moją obecną depresję), już nie liczę. A nie ja jeden tak miałem; wielu ludzi na rządach PO-PSL traciło jeszcze więcej.

Pan Tusk przez liczne osoby obywatelskie do dziś nienawidzony jest za podniesienie wieku emerytalnego, i to w fatalnym stylu, wiążącym się z wywaleniem na śmietnik blisko trzech milionów podpisów pod wnioskiem o referendum. W ogóle jego podejście do nas, obywateli i obywatelek, było (i nadal jest, tyle że teraz polityk ów trochę to ukrywa) bardzo lekceważące; zwłaszcza wobec osób gorzej sytuowanych, mieszkających na wsi i w małych miasteczkach.

Nie popchnął on też Polski naprzód, jeśli chodzi o prawa człowieka, zwłaszcza kobiet i osób LGBT+. Jedynym plusem w tym zakresie było całkowite (tzn. również w czasie wojny lub w okresie zagrożenia nią) usunięcie kary śmierci z naszego prawa.

Świeckie państwo? Walka z pedofilią kleru? Zapomnijcie!

Trudno też zapomnieć o destrukcji systemu publicznej opieki zdrowotnej, zmierzającej do prywatyzacji tego sektora (co odcięłoby miliony osób od możliwości leczenia).

I tak dalej…

Jasne, nie wszystko pod rządami koalicji PO-PSL było złe, niezależnie od tego, czy premierem był Donald Tusk (zbyt długo co najmniej o trzy lata), czy Ewa Kopacz (nieco nowocześniejsza i wrażliwsza społecznie). Środki unijne były jako tako wykorzystywane, trochę dróg wyremontowano i powstały liczne odcinki wyrobów autostradopodobnych. Całkowicie zniesiono, o czym wspomniałem wyżej, karę śmierci. Rozdzielono funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego (niestety, reforma ta okazała się nietrwała; Bezprawie i Niesprawiedliwość cofnęło ją po dojściu do władzy). Rząd Ewy Kopacz wprowadził refundację in vitro na poziomie państwowym. Przeprowadzono częściową likwidację złodziejskich OFE. Wycofano się, pod naciskiem społecznym, z ratyfikacji ACTA.

Jednakowoż patrząc od strony bytowej, rządy koalicji PO-PSL były okresem cięć i oszczędności na mniej zamożnych osobach obywatelskich. Czasem plagi umów śmieciowych i wysokiego bezrobocia, strachu o jutro i permanentnego stresu. Pauperyzacja doprowadziła do tego, że roczna liczba zarejestrowanych samobójstw przekraczała sześć tysięcy i była jedną z najwyższych w dziejach kapitalistycznej III RP. Dochodziło nawet do samopodpaleń na tym tle. Kilka milionów osób, zwłaszcza młodych, zostało zmuszonych do emigracji zarobkowej. Był to czas beznadziei i załamania.

Życie pod PiS-owskim nie-rządem jest koszmarem. Pod rządami pana Tuska i jego kolacji też takie było. Dlatego wiele osób wyborczych, które gardzą mafią/sektą Kaczyńskiego, nie odda głosu na listę firmowaną przez byłego premiera Donalda. W pełni ich rozumiem, bo sam podzielam ten tok myślenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor