Zakłamana okupacja

W mediach – w każdym razie, wszystkich o orientacji prawicowej, od neoliberalnej po neonazistowską – natknąć się można na liczne manipulacje oraz zakłamania. Niekiedy są one jawne i bezczelne, częściej wszelako przemycane pod przykryciem umiejętnego kamuflażu słownego. Dziś zajmiemy się jedną z nich, dotyczącą Palestyny i Izraela.

Działające w Polsce ośrodki masowego przekazu, jeśli w ogóle poruszają ten temat – co dzieje się stosunkowo rzadko i w ograniczonym zakresie, jako że rzecz cała dotyczy zbrodni popełnianych przez sojusznika USA – na czele z TVN24, wspominają o „konflikcie izraelsko-palestyńskim”, a częściej „palestyńsko-izraelskim” (to drugie sformułowanie wskazuje, fałszywie oczywiście, na winowajcę). I już na tym poziomie mamy czystą manipulację.

Otóż, słowo „konflikt” oznacza, że strony tegoż zachowują zbliżoną pozycję; nawet, jeśli ich siła (polityczna, wojskowa, gospodarcza, kulturowa, itd.) nie jest równa (chyba się zresztą nie zdarza), to ta słabsza nie jest bez szans wobec silniejszej. Przykładowo, w walce klas proletariusze mogą wzmocnić się w stosunku do kapitalistycznych wyzyskiwaczy, zakładając związki zawodowe. Ukraina odpiera agresję rosyjską, gdyż jej armia, wyszkolona i dozbrojona przy udziale NATO, okazała się na tyle silna, że zadaje oddziałom Putina poważne straty. Czyli i tu, i tu jak najbardziej można mówić o konflikcie: mamy dwie strony o sprzecznych interesach, które dysponują poważnymi atutami wobec siebie nawzajem.

A jak to wygląda w przypadku Izraela i Palestyny? Ano tak, że nie jest to konflikt między w miarę równorzędnymi przeciwnikami, lecz bardzo brutalna okupacja tej drugiej przez ten pierwszy.

Okupantem jest państwo – przez większość niedługiego okresu swojego istnienia rządzone przez skrajną prawicę, przypominającą nasze Bezprawie i Niesprawiedliwość – z dobrze rozwiniętą gospodarką, mocno zmilitaryzowanym społeczeństwem oraz świetnie uzbrojoną armią (wedle niepotwierdzonych oficjalnie, acz nad wyraz prawdopodobnych informacji, dysponujące także bronią atomową), jedną z najsilniejszych nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale też na świecie. Tenże Izrael zajął część ziem palestyńskich (arabskich) w roku 1949 (nieco wcześniejszy mandat ONZ pozwolił Żydom – tym, co ocaleli z Holocaustu – na osiedlanie się w Palestynie, ale założenie przez nich własnego państwa było złamaniem tychże postanowień, i zostało wymuszone przez zamachy terrorystyczne, przeprowadzone przez syjonistów), a resztę (Zachodni Brzeg Jordanu i Stefę Gazy) w 1967 r.; te drugie terytoria, inaczej niż tamte podbite osiemnaście lat wcześniej, nie zostały anektowane przez Izrael, lecz utworzono z nich pozostającą pod okupacją Autonomię Palestyńską.

No właśnie, a jak wygląda owa okupacja? Ano, bazuje na terrorze – trwającym, podkreślam, od kilku dekad, i okresowo zyskującym na brutalności.

W relatywnie najlepszej sytuacji pozostają ci Palestyńczycy, którzy mają izraelskie obywatelstwo, bo cieszą się oni określonymi prawami. Los pozostałych jest o wiele gorszy. Dotykają ich brutalne wysiedlenia z – nieraz zajmowanych od pokoleń – domów, zajmowanych przez żydowskich (lub pseudo-żydowskich) kolonizatorów, sprowadzanych, za ciężkie oczywiście pieniądze, z niejednokrotnie bardzo odległych miejsc. Palestyńskie dzieci i młodzież (dorośli, rzecz jasna, też) trafiają do ciężkich więzień za to, ze rzucą kamieniem albo wyzwiskiem w okupacyjnego żołdaka, czy też po prostu stoją przy trasie konwoju; jeśli ich rodzice bądź dziadkowie protestują przeciw tymże aresztowaniom, mogą zarobić kulkę w głowę. Inne elementy tej okupacji to odbywające się co i rusz bombardowania Strefy Gazy (izraelskie pociski rujnowały ją, niosąc ludziom straszliwą śmierć, w tym samym czasie, kiedy rosyjskie spadały na Ukrainę, tyle że o zbrodni Tel Awiwu świat zachodni radośnie milczał), krwawe tłumienie palestyńskich manifestacji, strzelanie do lekarzy niosących pomoc rannym oraz dziennikarzy relacjonujących te wydarzenia, odcinanie palestyńskich osiedli od tak podstawowych dostaw jak woda pitna, no i ten osławiony mur… Nie wspomnę już o ciągłej propagandzie, która oskarża ludność okupowaną o wszystko, co najgorsze, wliczając szerzenie w palestyńskich podręcznikach (owszem, takie wychodzą, ale są kontrolowane i cenzurowane przez Izrael, toteż zarzut ów jest bzdurny) antysemityzmu.

Co temu wszystkiemu i wielu jeszcze innym patologiom przeciwstawić mogą Palestyńczycy? Z reguły jest to działalność edukacyjna, prowadzona np. w Europie, polegająca na szerzeniu wiedzy o ich kraju i warunkach, w jakich żyje jego ludność. Palestyńskie partie i organizacje społeczne działają w granicach nakreślonych przez okupanta. Odbywają się demonstracje społeczne… często przeradzające się w zamieszki, jako się rzekło, brutalnie tłumione przez izraelski aparat terroru. Jest też walka zbrojna, ale domowej roboty bomby czy rakietki, jakimi dysponują oddziały palestyńskie, nijak się mają do najnowszych generacji morderczego sprzętu na wyposażeniu wojsk okupacyjnych. Toteż, jeśli nawet ostrzelane zostanie jakieś izraelskie osiedle, to główną dolegliwością/szkodą jest hałas, podczas gdy pociski izraelskie zrównują z ziemią miejsca zamieszkane przez Palestyńczyków, niosąc śmierć.

Niemniej, to właśnie niepodległościowe działania podejmowane przez ludność żyjącą pod krwawą okupacją, nazywane są przez imperialistyczne, a zatem pro-izraelskie media „terroryzmem”. No i tu mamy kolejną manipulację w kwestii tej okupacji. Przedstawienie Palestyńczyków jako tych „złych”, bo chcą mieć swoje niepodległe państwo, i zestawianie ich działań ze zbrodniami Al-Kaidy czy ISIS, jak również określanie kilkudziesięcioletniej okupacji mianem „konfliktu”, jest jednym wielkim zakłamaniem.

Przy czym uwaga – za wszystkie te zbrodnie popełnione na ludności okupowanej odpowiedzialność ponoszą władze w Tel Awiwie, toteż ich krytykowanie NIE JEST antysemityzmem. Wielu Żydów – zarówno izraelskich, jak też z diaspory – solidaryzuje się z Palestyńczykami, ich walkę wspierają żydowskie organizacje broniące praw człowieka. Liczni Izraelczycy chcą mieć spokój i normalnie żyć, współpracować ze swoimi arabskimi sąsiadami. No i są Żydzi, którzy samo państwo Izrael uznają za twór bezbożny (bo założyli je potomkowie dwóch, a nie dwunastu plemion żydowskich, jak chcieli tego dawni judaistyczni prorocy), toteż domagają się jego likwidacji. Ale to temat na osobne rozważania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor