Pojednanie z Ukrainą

Trwająca od kilku miesięcy wojna rosyjsko-ukraińska jest oczywiście straszliwą tragedią (jak każdy konflikt zbrojny). Ludzie – w tym kobiety i dzieci – mordowani są w sposób tak okrutny, że skóra cierpnie, bomby, artyleria i tym podobny morderczy sprzęt czyni ogromne spustoszenia, trwają gwałty oraz rabunki, w niektórych rejonach doszło do katastrofy humanitarnej… Długo można byłoby wymieniać.

Pośród całego tego mroku promieniem światła jest jednak pomoc, jakiej Ukraińcy doznali od obywatelek tudzież obywateli Polski. Jej skala była zaiste gigantyczna; nadal zresztą Polacy przekazują dary czy wsparcie pieniężne, udostępniają swoje mieszkania uchodźcom, itd. Politycy zaś ukraińscy zaczęli cieplej mówić o Polsce jako państwie; w ostatnich latach normą to wcale nie było, ze względu na wzrostu popularności ideologii banderowskiej (niemniej, ugrupowania skrajnie prawicowe przyrostu poparcia nie zanotowały), która jest tyleż antypolska, co antyrosyjska i antysemicka. Negowanie, a przynajmniej usprawiedliwianie zbrodni popełnionych już to przez OUN-UPA (Wołyń, Galicja Wschodnia, Bieszczady po II wojnie światowej, żeby daleko nie szukać), już to przez ukraińskie oddziały Wehrmachtu stanowiły jeden z wyznaczników polityki historycznej naszego wschodniego sąsiada, co rodziło nie tyle może konflikty, ile zgrzyty i niesnaski w stosunkach z Polską, a u wielu naszych partii politycznych – z ówczesnym SLD na czele – poważne obawy.

Wojna wszelako zmieniła wiele (może i wszystko; czas pokaże). Nie wiem, czy Ukraina zrezygnuje z kultu Bandery (zasługującego, moim skromnym zdaniem, na identyczne potępienie, co szerzony przez polską prawicę – nie tylko skrajną! – kult tzw. „żołnierzy wyklętych”), ale trwający konflikt obrodził i pewnie jeszcze obrodzi bohaterami znacznie bardziej zasługującymi na to miano. Pojawiły się wszelako gesty świadczące, że w kwestii naddnieprzańskiej świadomości historycznej zachodzi pozytywny proces, np. wysprzątanie przez Ukraińców cmentarzy ofiar Rzezi Wołyńskiej. No i liczni spośród naszych wschodnich sąsiadów zapewne zrozumieli, iż Polak to nie wróg, wyzyskiwacz i dręczyciel (acz, nie oszukujmy się, nie brakuje obywateli nadwiślańskich, którzy w taki właśnie, patologiczny sposób traktują przybyszów, a szczególnie przybyszki znad Dniepru i Dniestru, nie stanowią oni jednak, na szczęście, reguły), lecz ktoś, kto w razie potrzeby pomaga.

Mówiąc krótko, pojawiła się szansa na polsko-ukraińskie pojednanie, podobne do pojednania polsko-niemieckiego, jakie nastąpiło po II wojnie światowej. Bo, cokolwiek by mówić, jest ono konieczne. Wszak historia stosunków polsko-ukraińskich sprowadza się do kilku wieków wzajemnej nienawiści i rozlewu krwi, z czym najwyższa pora skończyć. Z naszej strony następowała polonizacja Ukrainy, ograniczanie przywilejów Kozaków zaporoskich, brutalne tłumienie ich powstań, w okresie II RP była choćby pacyfikacja wsi ukraińskich czy kolonizacja Wołynia polskimi osadnikami, że o dyskryminacji narodowościowej nie wspomnę… Ukraińcy odpowiadali buntami, rzeziami, rozwojem skrajnie antypolskiego nacjonalizmu. Z drugiej strony, nie brakowało po obu stronach ludzi i organizacji, partie polityczne wliczając, dążących do wzajemnego pojednania, przebaczenia i zrozumienia. Cenne były inicjatywy typu doktryna Giedroycia. Po rozpadzie ZSRR Polska była pierwszym państwem, które uznało niepodległość Ukrainy. Odbyły się organizowane przez oba kraje mistrzostwa świata w piłce nożnej. Zachodziła i cały czas zachodzi współpraca kulturowa, mnożą się różne wspólne inicjatywy. Migracja zarobkowa, zwłaszcza ta z ostatnich lat, poskutkowała m. in. wzajemnym poznaniem czy mieszanymi małżeństwami. I tak dalej.

Mamy więc doskonałą okazję, by – nawet, jeśli nie teraz, to po wojnie, która wszak prędzej czy później się skończy – usiąść z naszymi wschodnimi sąsiadami i wspólnie przepracować nader liczne bardzo trudne, a wręcz tragiczne momenty z naszych dziejów. Z obu stron paść powinno: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie, ale nie zapominamy, gdyż pamięć pozwoli nam na uniknięcie tragedii i zbrodni z przeszłości”. Winno to być zadaniem zwłaszcza intelektualistów: naukowców (historyków, politologów, socjologów, prawników, itd.), twórców i artystów, publicystów, działaczy społecznych… Rzecz jasna, owo wzajemne pojednanie będzie procesem długim oraz trudnym, sądzę jednak, że przy odrobinie dobrej woli sukces jak najbardziej jest możliwy.

Ale nie tylko o historię chodzi, bo tej się już nie zmieni i można jedynie wypracować wspólne stanowisko wobec niej. Liczy się przede wszystkim współczesność oraz przyszłość (zakładając, że ludzkość nie wyginie w ciągu najbliższych kilkunastu czy kilkudziesięciu lat z powodu katastrofy klimatycznej). A w tym zakresie, żeby pojednać się ze wschodnimi sąsiadami, musimy jako społeczeństwo zmienić swój często patologiczny stosunek wobec nich. Pora raz na zawsze zaprzestać traktowania Ukraińców jako „gorszych”, „dzikusów” i tanią siłę roboczą, a Ukrainek jako prostytutek i sprzątaczek (vide wstrętny skecz Wojewódzkiego i tego drugiego). Czas kopnąć w zad Skrzetuskiego i podać rękę Bohunowi.

Gdybyśmy zaczęli traktować Ukraińców po partnersku w XVII wieku, prawdopodobnie do dziś istniałaby Rzeczpospolita nie dwojga, lecz Trojga (lub nawet Czworga, bo i o Białorusinach zapominać nie można) Narodów, nie nastąpiłyby rozbiory, a wielu tragedii dałoby się uniknąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor