Uodpornieni?

Jednym z licznych (ile ich było, sam już nie wiem, bo się pogubiłem) i ciągle się zmieniających uzasadnień rosyjskiego ataku na Ukrainę była „konieczność denazyfikacji” naddnieprzańskiego państwa. O bycie nazistami lub sprzyjanie tejże ideologii Moskwa oskarżyła w zasadzie wszystkich Ukraińców (poza ewentualnie rosyjskojęzycznymi, zwłaszcza mieszkańcami Donbasu), ze szczególnym uwzględnieniem ich klasy politycznej, prezydenta Zełenskiego wliczając.

Rzecz jasna, był to chwyt propagandowy, innymi słowy – manipulacja. Bo owszem, po Majdanie w Ukrainie kult banderowców, a nawet ukraińskich oddziałów w służbie Hitlera stał się jednym z elementów tamtejszej polityki historycznej (co budziło zaniepokojenie również wśród polskich ugrupowań politycznych, przynajmniej niektórych), banderowska symbolika zyskała na popularności, zaś jej wyznawcy dopuścili się zbrodni (Odessa, Donbas), zarazem uderzono w prawa mniejszości, niemniej jednak partie i organizacje skrajnie prawicowe (neonazistowskie, wprost banderowskie) cieszą się u naszych wschodnich sąsiadów znikomym poparciem. I właśnie dlatego ta cała „denazyfikacja” Ukrainy to propagandowa lipa, podobnie, jak to było swego czasu z iracką bronią masowego rażenia. Próbowali ją obalić różni komentatorzy.

Spotkałem się chociażby z kontrargumentem, iż prezydent Zełenski nazistą być nie może, gdyż jest z pochodzenia Żydem (i to rosyjskojęzycznym, choć po ukraińsku mówi ponoć bardzo dobrze; nie znam tego języka, więc nie jestem w stanie ocenić), czyli przedstawicielem nacji/religii, której naziści szykowali całkowite unicestwienie. Wedle tej koncepcji, Żydzi i w ogóle osoby pochodzenia żydowskiego mają być niejako genetycznie uodpornione na ową zdegenerowaną ideologię.

I tu pojawia się pewien zgrzyt. O ile bowiem prezydent Ukrainy sympatykiem swastyki faktycznie nie jest, o tyle nie ma czegoś takiego jak genetyczne uodpornienie na jakąkolwiek ideologię, tę wymyśloną przez szalonego Austriaka wliczając. W różnych państwach działają wszak jak najbardziej neonazistowskie organizacje złożone z Żydów, a polityka Izraela wobec Palestyńczyków też budzi niewesołe skojarzenia z malarzem Adolfem.

Tenże unicestwić zamierzał nie tylko Żydów, ale też – przypominam – Słowian. Gdyby więc teoria o genetycznym uodpornieniu była prawdziwa, nie byłoby Polaków, Czechów, Słowaków, Bułgarów, Serbów, Chorwatów, Ukraińców, Białorusinów, Rosjan, itd. przyjaźnie spoglądających na swastykę. A jest ich przecież niemało. W Polsce, przykładowo, w większym lub mniejszym stopniu z (neo)nazizmu czerpią: Konfederacja, ONR, Młodzież Wszechpolska i im podobne partie tudzież organizacje, Kukiz’15, PiS, zaś sympatię wobec konfederackich nazioli deklarują nawet niektórzy politycy PO (Tusk, Nitras, Poncyliusz, że wymienię ich trzech).

Tak naprawdę, to, czy przyjmiemy lub odrzucimy daną ideologię, zależy nie od naszego pochodzenia, przynależności etnicznej czy kulturowej, obywatelstwa, religii ani tym podobnych czynników, lecz od nas samych. Przede wszystkim od tego, czy potrafimy samodzielnie, krytycznie myśleć.

Dlatego nie ma ludzi genetycznie uczulonych na takie czy inne koncepcje polityczne. Nie ma też takich, którzy z definicji są zwolennikami tej czy innej ideologii lub doktryny. Innymi słowy, nie można twierdzić, że każdy Niemiec będzie nazistą, każdy Ukrainiec banderowcem, a żaden Żyd nigdy nie uzna za słuszne chorych myśli Hitlera. Tak prosto to nie działa, ludzie natomiast są różni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor