Garnitur

Na jednym z facebookowych profili widziałem niedawno strasznie durny post, a konkretnie mem. Przedstawiał on zdjęcie – a w zasadzie grafikę komputerową – wytatuowanego faceta z ogromnymi kolczykami, który nie może znaleźć pracy z powodu swojego wyglądu, ale winę zwala na rząd.

Publikacja tego intelektualnego i estetycznego guana wywołała dyskusję, w większości merytoryczną. Niektórzy jej uczestnicy zwrócili uwagę, że zdjęcie nie przedstawia prawdziwego człowieka, tylko jest grafiką komputerową. Inni, uwzględniając ten argument, potępiali dyskryminację ze względu na wygląd, podnosząc, że w pracy liczą się przede wszystkim kompetencje i to nimi powinien kierować się zatrudniający (właściciel firmy, menedżer, itd.); jak najbardziej słusznie.

Ten internauta, który mema udostępnił, bronił się, że w miejscu pracy ważna jest też kultura, wyrażająca się choćby przez wygląd. Twierdził, że dla niego garnitur w robocie jest podstawą, bo wyraża tym szacunek dla klienta. Na co replikowano, iż nie każdy zawód sprowadza się do obsługi klientów, a wiele branż – poza bankowością – odchodzi od sztywnego dress kodu. To dlatego, że społeczeństwo jest coraz bardziej zróżnicowane, także pod względem stylu ubioru, fryzury, kolczyków czy tatuaży, toteż klienci raczej chcą być obsługiwani przez pracowników podobnych sobie. To prawda.

Wracając jednak do owego nieszczęsnego mema, trzeba zauważyć, iż wiązał się on z dyskryminacją ze względu na wygląd, czyli czymś nad wyraz paskudnym (podobnie jak każda inna forma dyskryminacji zresztą). Owszem, jak wspomniałem, nie przedstawiał prawdziwej osoby, lecz – i to było, a raczej jest w nim bardzo złe – wprost wskazywał, że ktoś, kto ma odmienny niż przyjęty za „normalny” styl (np. tatuuje się, nosi kolczyki, ma fantazyjną fryzurę, lubi ubierać się w mało popularny sposób, itd.), jest „gorszy”, nie tylko w miejscu pracy, ale i w każdej innej dziedzinie życia. Komuś takiemu „nie należy się” więc szacunek, gdyż sam(a) przez swoją „ekstrawagancję” jakoby „nie szanuje innych”.

I to jest bardzo złe, a wręcz niebezpieczne podejście. Bo skoro dyskryminujemy, żeby nie zmieniać przykładu, osoby wytatuowane, uznając tatuaże za niezgodne z jakimś wydumanym wzorcem, odmawiając im chociażby takiej czy innej formy zatrudnienia, to dlaczego nie potraktować w tenże sam, patologiczny sposób grubych, chudych, wysokich, niskich, łysych, z długimi włosami, brodatych, ogolonych – słowem, każdego, kto komuś tam się nie spodobał. Nieodmiennie prowadzi to do siłowego wtłaczania ludzi w odgórnie narzucone wzorce, zabijające wszelką indywidualność (czyli odbierające wolność), co jest praktyką typową dla ustrojów totalitarnych, zwłaszcza faszyzmu oraz nazizmu. W systemach tych, przypomnę, jednostki, a nawet całe grupy uznane za „niepożądane”, właśnie dlatego, że nie pasowały do wymyślonych przez władzę schematów, były likwidowane, czyli mordowane po prostu.

Mówiąc krótko, dyskryminacja jest wstępem do zbrodni, często masowej. Czy autor tego durnego mema, o którym wspomniałem na początku, i internauci, jacy go bezrefleksyjnie udostępniają, o tym pomyśleli? Nie sądzę.

Co do dress kodu, to owszem, są firmy (np. sieci sprzedaży), które wymagają od swoich pracowników odpowiednich strojów, np. niby-mundurków. Ma to na celu między innymi wzmocnienie emocjonalnej więzi klienta z danym przedsiębiorstwem. Z kolei w sektorze bankowym, ubezpieczeniowym i ogólnie finansowym ubiór w odpowiedniej kolorystyce (np. ciemny garnitur) ma wzbudzać zaufanie, co jakoby udowadniają badania psychologiczne (pytanie, na ile aktualne).

A patrząc na rzecz całą z perspektywy klienta, kiedy chcę coś kupić, to w zasadzie nie obchodzi mnie, w co człowiek po drugiej strony lady czy biurka jest ubrany, jaką ma fryzurę, czy jest wytatuowany, czy lubi kolczyki. Jeśli zwracam uwagę na takie szczegóły, to traktuję je co najwyżej w charakterze ciekawostki. Znacznie istotniejsze pozostaje dla mnie to, czy ta osoba jest kompetentna, czy udziela mi informacji, jakich oczekuję, czy traktuje mnie uczciwie (potrafię rozpoznać, kiedy ktoś wciska mi na siłę dobro lub usługę), itd. W sumie, to nawet cieszę się, kiedy widzę, iż dana firma zatrudnia różnorodny (pod każdym względem, wygląd uwzględniając) personel; wówczas prawdopodobieństwo, że stosuje ona dyskryminację ze względu na wygląd, spada.

Co zaś się tyczy garnituru, to sam nie lubię w nim chodzić. Jeśli zatem przychodzę do takiego czy innego punktu obsługi odziany w kurtkę czy sweter i spostrzegam, że wystrojony w garniak facet po drugiej stronie lady/biurka spogląda na mnie z góry, oceniając mój skromny wygląd, wcale nie czuję się przez niego szanowany, a wręcz przeciwnie. I raczej wykażę niechęć wobec ponownego skorzystania z usług takiego przedsiębiorstwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor