Nie przepracowuj się

Warunki życia w polskim kapitalizmie – spatologizowane przez ponure konsekwencje rządów Bezprawia i Niesprawiedliwości, na czele z inflacją i bardzo szybko wzrostem opłat – doprowadziły mnie do depresji oraz próby samobójczej. Pisałem już o tym, nie będę się więc powtarzał. Nie jestem zresztą wyjątkiem; w Polsce na chorobę ową cierpi pewnie kilka ładnych milionów osób, samobójstw na tle ekonomicznym jest u nas kilka tysięcy rocznie, zaś w skali globu naszego kochanego depresja jest w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o przyczyny zgonów.

W każdym razie, usiłuję wyleczyć się z niej. Wiem, że czeka mnie długa ku temu droga, a jestem dopiero na jej początku. Nie obędzie się też bez leków oraz specjalistycznej terapii. Dlatego zacząłem uczęszczać do pani psycholog. Niedawno miałem drugą wizytę, z której jestem bardzo zadowolony.

Jedną z porad, jakie usłyszałem w gabinecie psychologicznych, było ostrzeżenie przed przepracowaniem. Jak najbardziej słuszne – wszak zbyt dużo nazbyt ciężkiej roboty doprowadza do przemęczenia. Kiedy zaś za mało (lub wcale) odpoczywamy, nasz organizm słabnie, co przekłada się również na psychikę. Przepracowanie może zatem w konsekwencji prowadzić do różnorodnych dysfunkcji zdrowia psychicznego, z depresją włącznie (a że owa lubi wracać, muszę szczególnie uważać). Dotyczy to nawet pracy, którą się lubi i czerpie z niej satysfakcję; nadmiar bywa zabójczy.

Generalnie, treść tejże porady nowości dla mnie nie stanowiła. Nie chwaląc się, jestem człowiekiem interesującym się kwestiami społecznymi, w tym również patologiami rynku pracy, znam zatem problem przepracowania (nieraz zresztą piszę o nim na tych łamach). Nie jest to w moim przypadku wiedza li tylko teoretyczna, bowiem sam kiedyś miałem robotę, jaka wyssała że mnie siły (że o wyższych nakładach na nią niż przychodach nie wspomnę), szczególnie fizyczne, ale psychiczne też. Jeszcze gorzej pod tym względem wspominam liceum, które było dla mnie trzema latami skrajnego, codziennego wyczerpania (tym razem właśnie psychicznego) i ciągłego stresu; dziwne, że wtedy nie dostałem depresji, acz gdybym wówczas się zbadał, to podejrzewam, iż wykryto by u mnie zespół stresu pourazowego, wywołany lekcjami matematyki i fizyki. O, tak, szkoła średnia była najgorszym okresem w moim życiu, a sięgając po żyletę z zamiarem odebrania sobie życia, czułem się o wiele bardziej optymistycznie, niż zaczynając szkolny dzień (serio).

Z autopsji zatem wiem, jak szkodliwe i niebezpieczne dla naszego zdrowia – w pełnym jego zakresie – jest przepracowanie i przemęczenie.

Co nie zmienia faktu, że cieszę się, iż rady dotyczące unikania go otrzymuję od specjalistów.

Człowiek po prostu musi mieć czas dla siebie: na odpoczynek, relaks, przyjemności, rozwijanie zainteresowań, kontakt z bliskimi osobami, jak również na zwyczajne nic nierobienie, czyli leniuchowanie. Jest to najzwyczajniej w świecie niezbędny warunek regeneracji sił oraz zachowania zdrowia – i fizycznego, i psychicznego. Jeśli nie odpoczniemy i nie zrelaksujemy się, uwalniając organizm od zmęczenia, a psychikę od stresu, możemy nawet umrzeć. Przykładowo, w Japonii wynikające z chronicznego przepracowania karoshi – zespół śmierci, głównie na schorzenia układu krwionośnego, spowodowanych przemęczeniem i ciągłym stresem – każdego roku zabija kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a wielu innym wyniszcza zdrowie; patologia owa dotyka w szczególności pracowników umysłowych i ludzi sukcesu. Podejrzewam, że ojczyzna Godzilli nie stanowi w tym zakresie wyjątku pośród państw kapitalistycznych; po prostu zjawisko to najlepiej tam opisano, ze względu chociażby na tamtejszy etos pracy, przywiązania do firmy i podporządkowania jej swojego życia.

W każdym razie, skoro psychologowie ostrzegają przed jakże ponurymi konsekwencjami zdrowotnymi przepracowania, to doskonale wiedzą, co mówią.

Tymczasem kapitalistyczni wyzyskiwacze oczekują od nas, że będziemy zasuwali (oczywiście jak najtaniej, a najlepiej w ogóle za friko) bez ograniczeń czasowych – poza ewentualnie paroma godzinami na sen i może jednym dniem tygodniowo wolnym – na akord, do utraty sił. To samo żądanie kierują w naszą stronę kapo na usługach kapitalistów, czyli prawicowi politykierzy (liberałowie-wolnorynkowcy, konserwatyści, nacjonaliści, neofaszyści tudzież neonaziści), ekonomiści czy też dziennikarze. Chodzi o typy gloryfikujące zasuwanie po szesnaście godzin na dobę i twierdzące, że każdy, kto nie chce się tak długo i ciężko męczyć, jest „leniwy” (wszelkie skojarzenia z prof. Matczakiem są jak najbardziej uzasadnione).

Rzecz jasna, praca jest w naszym życiu niezbędna do zdobycia środków utrzymania (następna rzecz, jakiej nie kumają prawicowcy i co głupsi kapitaliści); bez niej nie ma dobrobytu. Jeśli daje nam przyjemność i satysfakcję oraz pozostaje zgodna z naszymi talentami i kompetencjami, odgrywa nader pozytywną rolę w walce z depresją. Niemniej, to ona jest dla nas, a nie my dla niej. Poza zatrudnieniem, w naszym życiu muszą być jeszcze inne, ważne dla nas rzeczy, w tym odpoczynek. Inaczej się wykończymy.

Dlatego też, chcąc odzyskać zdrowie, biorę sobie do serca radę pani psycholog, a nie prof. Matczaka i jemu podobnych kapo w obozie koncentracyjnym, jakim pozostaje ogólnoświatowy kapitalizm.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor