Życie pełne męki
Sam wprawdzie dzieci nie mam (i jest to jeden z elementów mojego życia, zmiany których absolutnie nie pragnę), niemniej synek mojej krewnej rozpoczął właśnie „edukację” (o ile w obecnych polskich warunkach słowo to odpowiada rzeczywistości) w pierwszej klasie podstawówki. Dzieciaczek ma dziennie pięć-sześć lekcji, podczas gdy w moich czasach normą było trzy do czterech. Wymiar czasu spędzonego w szkole zwiększyły mu trzy godziny wuefu tygodniowo, język angielski (w moich czasach jego szkolna nauka rozpoczynała się od klasy czwartej, o ile coś mi się nie pokiełbasiło), no i religia oczywiście. Co gorsza, miałem okazję zaobserwować, jak ciężki plecak nosi ów chłopczyk. Nie życzę mu źle, niemniej obawiam się, że w wieku dwudziestu kilku lub trzydziestu lat może mieć problemy z kręgosłupem; z góry współczuję. Oczywiście, nasz dzisiejszy młodociany bohater nie stanowi wyjątku od reguły; dzieci w jego wieku właśnie tak mają. Ściśle rzecz ujmując, te, rodzice których nie przejawiają przeros...