Wygumkowane kobiety

 

Do Bożego Narodzenia (święto niby chrześcijańskie, ale data zaczerpnięta z mitraizmu, a większość bożonarodzeniowych tradycji ma rodowód pogański) coraz bliżej, żeby zaś oderwać się na chwilę od polityki, ekonomii, koronawirusa i tym podobnych kwestii, dziś będzie religijnie i historycznie, jak również literacko. Gwoli refleksji przedświątecznej przyjrzymy się mianowicie dwóm kobietom, które usunięto z Biblii, zarówno ze Starego, jak i z Nowego Testamentu.

Na terytorium Izraela archeolodzy odkrywają liczne figurki przedstawiające Aszerę, czczoną w starożytności bliskowschodnią boginię, i to jedną z najważniejszych spośród tamtejszego panteonu. Wielbili ją również Izraelici, z jej kultem walczył chociażby żydowski król Jozjasz, a wiele lat przed nim Salomon zbudował jej ołtarz. Co do figurek, nie wiadomo dokładnie, czy pełniły funkcję religijną, ozdobną czy jakąś inną, wszelako archeolodzy znajdują coraz więcej przesłanek wskazujących, iż Izraelici uznawali Aszerę za… żonę Jahwe, i bóstwo być może nawet równe z nim co do potęgi. Tak, tak, judaizm nie zawsze był monoteistyczny; stał się taki dopiero podczas niewoli babilońskiej (lata 586-538 p.n.e.), a może wręcz pod perskim panowaniem (VI-IV wiek p.n.e.). We wcześniejszym okresie przodkowie Żydów najprawdopodobniej wierzyli nie tylko w Jahwe/Ela, ale też w wiele innych bóstw, w tym te zaczerpnięte z religii sąsiednich ludów bliskowschodnich – kult Aszery, przykładowo, wywodził się z Ugaritu. A jeśli nawet nie wierzyli, to nie kwestionowali istnienia bogów swoich sąsiadów, na co wskazują nawet księgi starotestamentalne.

Kiedy jednak wykształcił się monoteizm judaistyczny, na który grecka kultura (wojska Aleksandra Macedońskiego zdobyły tereny zamieszkałe przez Izraelitów w IV wieku p.n.e.) nałożyła dość brutalny patriarchalizm, Aszerę trzeba było po prostu usnąć. Żydowskie teksty religijne, składające się na księgi historyczne dzisiejszego Starego testamentu ukazywać ją zaczęły jako boginię obcą, której kult był „nierządem”, czyli zdradą Jahwe (w religiach bliskowschodnich, tak w ogóle, występował nierząd sakralny – złożenie ofiary bóstwu polegało na odbyciu stosunku seksualnego z kapłanką podczas święta). Z Pana Boga zrobiono więc kawalera, a kult kobiety-bogini potępiono. I tak Aszera wygumkowana została z Judaizmu (czyli z Biblii też) oraz z wywodzących się od niego religii: chrześcijaństwa i islamu. Dopiero teraz, dzięki archeologii, jej kult jako żony Jahwe odkrywany jest na nowo.

Druga kobieta usunięta z Biblii, tym razem przez chrześcijan, z Nowego Testamentu, to oczywiście Maria Magdalena. Niby uznawana jest ona za świętą, niby jej kult się rozwija… ale w nad wyraz wypaczonej wersji.

O samej tej postaci wiemy niewiele; w czterech biblijnych Ewangeliach są o niej jedynie wzmianki mówiące o tym, iż Jezus wyrzucił z niej „siedem złych duchów” (czyli prawdopodobnie wyleczył ją z jakiejś choroby psychicznej lub pomógł podczas ataku padaczki), i że to ona była pierwszym świadkiem zmartwychwstania. Znacznie więcej mówią o niej Ewangelie apokryficzne; niektóre przedstawiają ją jako najwierniejszą uczennicę i żonę galilejskiego rewolucjonisty (na to, że faktycznie nią była, wskazuje też posadzka kościoła, których ruiny odkryto jakiś czas temu w Izraelu, a także przekaz św. Hieronima z III wieku, nazywający Marię „Apostołką Apostołów”). Kim była z pochodzenia, o tym wiedzy nie mamy; część badaczy uważa ją za fenicką kapłankę, która przyłączyła się do Jezusa, zainteresowana głoszonymi przez niego treściami społecznymi. A jako, że to ona ogłosiła zmartwychwstanie swojego męża, Maria Magdalena winna być uznana za faktyczną twórczynię chrześcijaństwa, bazującego właśnie na wierze w to, że Jezus powstał z martwych.

A teraz tak: przez pierwsze kilka wieków swojego istnienia chrześcijaństwo nie było jednolitą religią. Każda wspólnota stanowiła odrębny Kościół, miała swoje święte księgi, swoją interpretacje nauki Jezusa i kulty różnych świętych. Ujednoliceniu struktur kościelnych oraz doktryny chrześcijańskiej (w tym treści Pisma Świętego) nastąpiło dopiero po tym, jak cesarz Konstantyn Wielki zalegalizował tę religię w Imperium Romanum (sam ten proces zajął kilka następnych stuleci). Kult Marii Magdaleny, żony i następczyni Jezusa (prawdopodobnie już w I wieku zwalczał ją Paweł z Tarsu, który w swoich pismach zabronił kobietom nauczać, co mogło być wymierzone właśnie w Marię i jej popularność), rywalizował zapewne z kultem świętego Piotra Apostoła. Bycie religijnymi (a zatem i politycznymi) następcami tegoż rybaka uzurpowali sobie biskupi Rzymu, czyli papieże (mieli gdzieś, że Piotr Apostoł założył Kościół nie w Rzymie, lecz w Antiochii). Kult Marii Magdaleny stanowił zagrożenie dla ich pozycji, musieli więc coś z tym fantem zrobić. Na pomysł, co takiego mogłoby to być, wpadł Grzegorz Wielki w VI wieku, utożsamiając świętą z nawróconą jawnogrzesznicą. Czyli zrobił z niej dziwkę – taką, co zrezygnowała z owej profesji, ale jednak dziwkę. A dziwka na czele Kościoła… I tak jej kult został mocno wypaczony, podobnie jak biblijne wzmianki na jej temat; księgi wskazujące na jej faktyczną rolę w Biblii się wszak nie znalazły.

Zatriumfował chrześcijański patriarchalizm, z Jezusa zaś, podobnie jak wcześniej z Boga Ojca, zrobiono kawalera. Co jeszcze gorsze, zarówno judaizm, jak i chrześcijaństwo (zwłaszcza katolicyzm i prawosławie, bo z protestantyzmem różnie bywa) mają ogromny problem z akceptacją praw kobiet. Skoro bowiem dwie najważniejsze przedstawicielki płci żeńskiej wygumkowano ze świętych ksiąg obu religii…

To prawdopodobnie ostatnia notka przed Bożym Narodzeniem, toteż życzę Wam serdecznie, Drogie Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy, spokojnych wesołych i zdrowych Świąt. A jeśli ich nie obchodzicie, to przynajmniej odpocznijcie sobie przez ten długi weekend.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor