Rząd i elektromobilność

Pamiętacie, jak przed sześciu już prawie laty niejaki Morawiecki Mateusz, ówczesny minister, a teraz premier nie-rządu Jarosława Kaczyńskiego, bajał o milionie polskich samochodów elektrycznych? Pojazdy owe stały się wręcz symbolem niezrealizowanych PiS-owskich obietnic (na równi z „promem”, który trzeba było sklejać taśmą).

No, ale na słowach Morawieckiego się nie skończyło, bo PiS-owski nie-rząd powołał spółkę odpowiedzialną za stworzenie marki, produkcję i sprzedaż tychże samochodów. No i marka powstała, jakkolwiek z kilkuletnim wobec pierwotnych zapowiedzi opóźnieniem. Nazywa się Izera (od rzeki Izery oraz Gór Izerskich – choć większa część tegoż pasma leży na terytorium… Republiki Czeskiej). Powstał nawet prototypowy model, z nadwoziem typu SUV. Wygląda, przyznać muszę, ładnie i nowocześnie. Nawet sfotografowano go na publicznej drodze, ale nie wiadomo, czy jeździł, czy tylko sobie stał w miejscu, gdzie strzeliło mu się propagandową fotkę. Gorzej, że do końca nie wiadomo, jaka technologia posłuży do wprawieniu pojazdu w ruch; spotkałem się w internecie z informacją, że zostanie ona zapożyczona od Tesli, a to chyba nie najlepszy wybór, skoro marka owa słynie z tandety, np. dachu, co odpadł od nowego samochodu, który dopiero opuścił salon.

W ostatnich dniach ogłoszono, że fabryka, gdzie pojazdy owe będą produkowane, powstanie w Jaworznie na Śląsku. Jej budowa ma ruszyć w przyszłym roku, natomiast pierwsze auta, wedle rządowych planów, wyjechać z niej mają w 2024 r. Rozwój przemysłu motoryzacyjnego wygenerować ma na Górnym Śląsku nowe miejsca pracy, które docelowo zastąpią te zanikające wskutek likwidacji górnictwa.

Ogólnie rzecz biorąc, owe założenia są słuszne. Polska jest państwem, które ma potencjał do rozwoju przemysłu motoryzacyjnego; zresztą, przez wiele dekad bardzo dobrze on u nas funkcjonował. Trzeba też zapobiec degradacji ekonomicznej Górnego Śląska, która postępuje. No i nie mam absolutnie nic przeciwko rozwojowi nowej polskiej marki samochodów. Izera, warto zauważyć, być może nie będzie jedyną, ponieważ prywatna firma z Kutna opracowała prototyp – jeżdżący! – następcy Syreny, który również ma mieć pod maską silnik elektryczny. Teraz trwają poszukiwania inwestora, który dostarczy środków na wdrożenie produkcji.

Oczywiście, samo postawienie fabryki i uruchomienie linii produkcyjnej to dopiero początek; znacznie trudniejszym zadaniem jest rozkręcenie dystrybucji, utworzenie sieci serwisowej, a przede wszystkim wyrobienie wizerunku świeżo powstałej marki – przy drogim produkcie, jakim jest samochód, to ostatnie odgrywa naprawdę znaczącą rolę.

No i w tym właśnie miejscu dochodzimy do kluczowego problemu. Bo o ile i Izerze, i Vosco (wspomniany wyżej następca Syreny) szczerze życzę powodzenia, to przypuszczam, że ta pierwsza mogłaby odnieść sukces… ale przy NORMALNYM, tzn. składającym się z ludzi kompetentnych, rządzie. Do rozkręcenia produkcji i dystrybucji samochodów trzeba zatrudnić armię wysoko wykwalifikowanych specjalistów, i to nie tylko inżynierów, mechaników czy robotników produkcyjnych, lecz także PR-owców, handlowców, itd. Kompetentny rząd mógłby powołać kompetentny zarząd firmy, która by się tym wszystkim zajęła; z rządem wszelako niekompetentnym specjaliści mogą zwyczajnie nie chcieć współpracować, i nie jest to kwestia pieniędzy, lecz strachu o to, by ich wysiłek nie został zmarnowany… oraz o to, czy pozwoli się im normalnie pracować. Dalej, skoro auto ma być elektryczne, trzeba grzecznie pokłonić się południowym Koreańczykom i Chińczykom, bo to oni kontrolują wydobycie surowców potrzebnych do produkcji silników do takich właśnie pojazdów; ich producenci z całego świata od dawna już stoją w kolejce do Azjatów. Żeby więc uzyskać korzystne warunki dostawy surowców dla Izery, trzeba mieć dobre stosunki z Koreą Południową i Chińską Republiką Ludową, a przede wszystkim dyplomatów potrafiących prowadzić interesy z władzami tych państw (a i Chińczycy, i Koreańczycy świetnymi są biznesmenami). Tymczasem Bezprawie i Niesprawiedliwość niemalże całkowicie załatwiło polską politykę zagraniczną; trudno wręcz powiedzieć, czy (k)raju nad Wisłą pod kaczym nie-rządem takową w ogóle prowadzi.

Pozostaje jeszcze kwestia bardziej ogólna. Mianowicie, wcale niekoniecznie elektromobilność może być przyszłością motoryzacji. Pamiętam, jak jeszcze niedawno, bo zaledwie kilkanaście lat temu branżowi dziennikarze i analitycy wieszczyli, że turbodiesle wyprą silniki benzynowe z samochodów osobowych. Bo były niewiele droższe, oferowały też porównywalne, a pod względem elastyczności nawet lepsze osiągi przy niższym spalaniu. Okazało się jednak, iż ich konstrukcja jest na tyle skomplikowana, że, zwłaszcza przy niedbałym użytkowaniu, powoduje liczne awarie, a serwis tychże jednostek napędowych jest bardzo drogi. Dla wielu zatem klientów turbodiesle okazały się zatem nieopłacalne. Wdrażanie zaś kolejnych norm czystości spalin, których turbodoładowane silniki wysokoprężne nie mogą spełnić, doprowadziło do wycofywania tychże jednostek z produkcji przez coraz liczniejsze koncerny motoryzacyjne. Nie wiadomo, czy „elektryki” też nie okażą się nazbyt awaryjne, a więc zbyt kosztowne w eksploatacji dla przeciętnego kierowcy. Wciąż, mimo postępu zachodzącego w rozwoju technologicznym, oferują o wiele niższy zasięg niż spalinowce, a czas ładowania jest o wiele dłuższy niż ten potrzebny na zatankowanie baku do pełna. Nadto, w Polsce ładowarek jest jeszcze stosunkowo niewiele, i znaleźć je można głównie w dużych miastach. Nasza energetyka jest oparta na węglu, elektrownie zaś węglowe generują smog, toteż akurat nad Wisłą napęd w pełni elektryczny trudno jest uznać za bardziej ekologiczny niż spalinowy, o hybrydowym nie wspominając.

Poza tym, Toyota i Hyundai wypuściły już na rynek światowy samochody z napędem wodorowym. One akurat są NAPRAWDĘ ekologiczne, ponieważ wręcz czyszczą powietrze. Na razie problem jest taki, że wodór jest o wiele bardziej łatwopalny niż benzyna czy olej napędowy, toteż trzeba tak umiejscowić bak, by nie wybuchł przy kolizji; kiedy kwestia ta zostanie rozwiązana, auta wodorowe prawdopodobnie wyprą z rynku elektryczne. W takim zaś układzie należy się zastanowić, czy inwestycja w produkcję samochodów TYLKO na prąd ma sens. Ale to pozostawiam już ekspertom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor