Drogi pogrzeb

Adrian Zandberg, znany i bardzo dobry lewicowy polityk, zauważył ostatnio, że pogrzeby w Polsce są bardzo drogie; wielu rodaków dosłownie nie stać na pochowanie bliskiej osoby, zwłaszcza teraz, kiedy zgonów przybywa (wiadomo, epidemia i znacznie bardziej niż ona śmiertelny lockdown), a kryzys ekonomiczny uderza w kolejne rodziny. Niewiele pomaga zasiłek pogrzebowy, który – odkąd został dwukrotnie obniżony przez koalicję PO-PSL – wynosi zaledwie 4 tys. złotych. W związku z tym Lewica postuluje, by podnieść go do 7 tys. zł.

Słusznie, bo pogrzeb to naprawdę solidy wydatek. Trzeba wykupić miejsce na cmentarzu, swoje kosztuje trumna i przygotowanie zwłok do pochowania, do tego dochodzą koszta ceremonii (świeckiej lub religijnej), ewentualnej stypy, postawienie nagrobka…

Pięć lat temu pogrzeb bliskiej osoby kosztował moją rodzinę blisko 20 tys. zł (gdyby nie ubezpieczenie na życie i wspomniany zasiłek, już wtedy, o ile dobrze, pamiętam, obniżony, byłoby ciężko), a od tamtej pory ceny mogły jeszcze wzrosnąć.

Owszem, można przyoszczędzić, chociażby zamawiając tani nagrobek z chińskiego marmuru (ma z góry ustalone kształty, nie można więc zażyczyć sobie żadnych indywidualnych), albo nie urządzać stypy… ale same koszta administracyjne pozostają wysokie, zasiłek nie pokrywa ich w całości.

Postulat podwyższenia świadczenia pogrzebowego jest zatem jak najbardziej słuszny. Wątpię oczywiście, by przeszedł; rządzących (k)rajem nad Wisłą prawicowców kondycja bytowa obywateli przecież nie obchodzi. Niemniej, chwali się lewicowym politykom, że myślą o problemach zwykłego człowieka.

Sojusz Lewicy Demokratycznej, tak w ogóle, miał kilka lat temu bardzo dobry pomysł odnośnie pochówków. Proponowała mianowicie wprowadzenie pól pamięci. Pole takie to byłby teren otoczony murkiem, na którym (zgodnie z wolą rodziny zmarłego lub jego samego, kiedy jeszcze żył) rozsypywane zostawałyby prochy denata, tabliczka z personaliami, datą urodzenia i śmierci którego wmurowywana byłaby w we wspomniany wyżej murek lub umieszczana w innym miejscu, zgodnie z życzeniem spadkobierców.

Koszta utrzymania pola pamięci byłyby dla administratora cmentarza (np. gminy lub związku wyznaniowego) o wiele niższe niż w przypadku klasycznego miejsca na groby, toteż obowiązek wykupienia miejsca przez rodzinę zmarłego mógłby nawet w ogóle odpaść. Koszta samego pochówku też byłyby niższe, składałaby się na nie bowiem tylko sama kremacja, ceremonia rozsypania prochów (prawdopodobnie byłaby tańsza niż klasyczny pogrzeb, zwłaszcza, jeśli miałaby to być uroczystość świecka) i ewentualnie stypa. Krótko mówiąc, same korzyści, także w wymiarze ekonomicznym.

Niestety, kiedy SLD zgłosił ten pomysł, partie prawicowe (rządzące wówczas PO i PSL oraz opozycyjne PiS) go odrzuciły, ze względu na sprzeciw Kościoła katolickiego, któremu idea rozsypywania prochów zdecydowanie się nie spodobała, jako „neopogańska”. A potem Lewica wypadła z Sejmu na cztery lata, w obecnej zaś kadencji do postulatu wprowadzenia pól pamięci nie wraca (szkoda).

Co do mnie, to bardzo chciałbym, żeby po śmierci moje zwłoki zostały skremowane, a prochy rozsypane. Jako, że wątpię, by do czasu mojego zgonu, niezależnie, kiedy nastąpi, wprowadzono pola pamięci (nawet bowiem, jeśli Lewica do idei owej wróci, prawica i Kościół znów staną okoniem), miło by było, gdyby rozsypanie odbyło się w lesie, ewentualnie na łące; spuszczenie w toalecie też wchodzi w grę. Motywy moje w tym względzie są liczne, ale jest pośród nich i taki, że po co spadkobiercy mieliby przepłacać?

A póki co, jak najbardziej popieram podwyższenie zasiłku pogrzebowego. Dla wielu osób będzie to realna pomoc bytowa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor