Dobroczynność i państwo

Równo za dwa tygodnie będzie pierwszy dzień Bożego Narodzenia, czyli święta obchodzonego przez chrześcijan od IV wieku naszej ery, teoretycznie na pamiątkę narodzin Jezusa Chrystusa (który prawdopodobnie przyszedł na świat nie zimą, lecz wiosną), w praktyce zaś będących chrześcijańskim wariantem wywodzących się z mitraizmu obchodów zwycięstwa światła nad ciemnością.

Tegoroczne świętowanie będzie nieco mniej wystawne niż w latach poprzednich, nie tylko ze względu na rządowe obostrzenia odnośnie liczby gości, jakich można zaprosić (z punktu widzenia walki z pandemią COVID-19, akurat to rozwiązanie, w przeciwieństwie do chaotycznego lockdownu, wydaje się całkiem sensowne), ale przede wszystkim z powodu kłopotów ekonomicznych, w które popada coraz więcej obywatelek i obywateli. Wiadomo, lockdown wywołał kryzys, ludzie tracą więc zatrudnienie, inni nie mogą go znaleźć, niejednemu pracującemu z powodu kłopotów finansowych firmy obcięto premie… Do tego dochodzi inflacja, siłą rzeczy zmuszająca nas, byśmy kupowali mniej. Epidemia też wpływa na pogarszanie się kondycji ekonomicznej społeczeństwa; jak w większości państw kapitalistycznych, tak i w Polsce ciężka choroba (podobnie jak utrata zdrowia na skutek wypadku) doprowadzić może do nędzy, i to pomimo funkcjonowania publicznej, niby to bezpłatnej służby zdrowia.

Mimo to, pewne rzeczy okazują się niezmienne.

Przykładowo, okres około świąteczny, czyli grudzień i częściowo styczeń, to czas rozkręcania się szeroko pojętej aktywności charytatywnej. Media, ze szczególnym uwzględnieniem największych stacji telewizyjnych, zorganizowały lub wkrótce zorganizują akcje pomocowe, np. bloki reklamowe, dochód z których skierowany zostanie do powiązanej z danym medium fundacji, zajmującej się pomocą określonej grupie ludzi. Niedługo odbędzie Szlachetna Paczka, w styczniu natomiast będziemy mieli kolejną edycję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Różne organizacje oraz osoby potrzebujące wsparcia poproszą o jeden procent naszego podatku. Kościół katolicki dystrybuuje, poprzez Caritas, świeczki oraz im podobne utensylia, dochód z czego ma iść na cele dobroczynne; podejrzewam, że inne działające w (k)raju nad Wisłą związki wyznaniowe uskuteczniają analogiczne działania. I tak dalej.

Pośród licznych podmiotów działających zupełnie legalnie i uczciwie, które uzbierane w taki czy inny sposób pieniądze faktycznie przekażą na pomoc danej osobie lub grupie, trafią się (i to też jest, niestety, coroczna prawidłowość) wyłudzacze, co podszywając się pod akcje charytatywne, chcą nas zwyczajnie okraść. Na takich oszustów trzeba uważać.

Przyglądając się temu wszystkiemu, jak co roku nachodzi mnie pewna refleksja. Otóż, do szeroko pojętej działalności dobroczynnej (rzecz jasna tej uczciwej) nieodmiennie podchodzę z szacunkiem. Uważam, że jest ona potrzebna. Nie mogę zakwestionować, iż taki na przykład Jurek Owsiak czy osoby prowadzące fundacje powiązane ze stacjami telewizyjnymi autentycznie pomagają ludziom. Tego typu działania całkiem fajnie potrafią też zmobilizować aktywność społeczną; najlepszym przykładem jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Każdy kij ma jednak dwa końce, każdy medal dwie strony, a większość mieczy jest obosieczna.

I tak, najlepiej nawet funkcjonująca organizacja charytatywna nie zastąpi państwa. Fundacje mogą, dla przykładu, zbierać pieniądze na pomoc osobom niepełnosprawnym lub cierpiącym na takie czy inne choroby, lecz nigdy nie pomogą wszystkim takim ludziom – nie dadzą rady. To obowiązkiem państwa jest zapewnienie tym osobom wsparcia i leczenia (jeżeli danego schorzenia nie leczy się w Polsce, NFZ winien sfinansować terapię w państwie, gdzie jest ona przeprowadzana, i koniec); obywatele ci, a w przypadku dzieci – ich rodzice, płacą wszak podatki oraz składki zdrowotne; fundacja powinna państwo w tym zakresie co wspomagać, ale nie może go wyręczać ani całkowicie zastępować.

Mogą działać, i dobrze, że działają, organizacje zajmujące się pomaganiem osobom żyjącym w nędzy czy bezdomnym, ale to obowiązkiem państwa (rządu, samorządu) jest prowadzenie takiej polityki społecznej, by wyprowadzać obywateli z nędzy i bezdomności.

Można zorganizować wspaniałą akcję zbierania środków na sprzęt medyczny dla szpitali, lecz to państwo musi zapewnić sprawie funkcjonujący system publicznej służby zdrowia.

I tak dalej, przykłady można mnożyć. Mówiąc krótko, akcje i organizacje charytatywne jak najbardziej powinny działać, ale ich funkcjonowanie absolutnie nie może zwalniać państwa (czyli oczywiście jego władz) z OBOWIĄZKU prowadzenia szerokiej i możliwie najskuteczniejszej polityki społecznej. Jasne, w tym celu trzeba wprowadzić realną progresję podatkową (obecnie system danin publicznych w Polsce jest progresywny tylko formalnie; w praktyce wszelako pozostaje regresywny, bowiem im NIŻSZE uzyskuje dany obywatel dochody, tym BARDZIEJ w stosunku do nich obciążony jest podatkami, składkami, opłatami, itd.), co oznacza, że najbogatsi kapitaliści powinni wreszcie zacząć płacić podatki odpowiednie do skali swoich dochodów, nie mogą też być z nich zwalniani (to nieprawda, iż takie ulgi sprzyjają rozwojowi gospodarczemu; wręcz przeciwnie!), ani mieć swobody transferowania ich do rajów podatkowych.

Zdecydowanie bardziej wolałbym, żeby krezusi zostali sprawiedliwie opodatkowani, niż żeby rzucali niezauważalne dla siebie ochłapy organizacjom charytatywnym, fałszywie chwaląc się swoją dobroczynnością, która na dłuższą metę nie rozwiązuje żadnych problemów społecznych – taką możliwość, a w zasadzie obowiązek ma tylko państwo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor