Ludzie, którzy zamarzną

Wczoraj pisałem o tym, że zima, choćby relatywnie łagodna, dla wielu żyjących w Polsce zwierząt domowych, np. psów i kotów, jest trudnym, a bywa, że i tragicznym okresem, głównie ze względu na ludzką nieczułość, niekiedy nawet sadyzm. Pamiętajmy jednak, iż nie tylko czworonogi cierpią o tej porze roku. Każda – od trzydziestu lat – bowiem zima w (k)raju nad Wisłą zbiera śmiertelne żniwo wśród ludzi. Ta, która właśnie się nam zaczyna, też zbierze, może nawet tragiczniejsze niż zwykle, nie ze względu na pogodę, lecz na koronawirusa.

Chodzi oczywiście o bezdomnych, którzy corocznie zamarzają.

Bezdomność na masową skalę powróciła do Polski na skutek zbrodniczego planu Balcerowicza/Sacha, czyli restauracji nieludzkiego systemu kapitalistycznego w wyjątkowo dzikim, neoliberalnym, skrajnie niehumanitarnym wydaniu. Jego ustanowienie – odbywające się wbrew woli większości obywateli i stanowiące złamanie przez prawicę postsolidarnościową ustaleń Okrągłego Stołu – wiązało się wszak z planowym niszczeniem wielu zakładów pracy (zwłaszcza przemysłowych), co wygenerowało ogromną pauperyzację, bezrobocie… no i bezdomność właśnie. W Polsce Ludowej (odkąd podniesiono kraj z ruin spowodowanych II wojną światową) patologiczne owo zjawisko społeczne, owszem, występowało, ale w maleńkiej, jednostkowej skali; bezdomnymi byli albo ludzie, których własne rodziny wywaliły na ulicę (pijaństwo, przemoc, itd.), albo też buntownicy i outsiderzy, którzy świadomie wybrali taki właśnie styl życia.

Niestety, właśnie za poprzedniego ustroju ukształtował się pokutujący do dziś stereotyp, wedle którego bezdomny nie ma dachu nad głową z własnej winy: bo pije, bo nie chce spracować, bo jest leniwy, bo jeszcze coś. W PRL-u takie podejście było, częściowo przynajmniej, uzasadnione, obecnie wszelako, jeżeli w ogóle ma pokrycie w faktach, to nader mizerne. Bezdomność jest zjawiskiem systemowym, stanowiącym nieodłączną cechę kapitalizmu, ze szczególnym uwzględnieniem jego neoliberalnej (czyli takiej, jaką zainstalowano w Polsce) wersji, opartej na państwie minimum, nieangażującym się (poza ewentualnie śladowym i sprzyjającym raczej bogatym „socjalem” typu 500 Plus) w rozwiązywanie kwestii społecznych.

W kapitalistycznej Polsce wśród osób bezdomnych znaleźć można cały przekrój społeczny. Wielu z nich to ludzie niegdyś stosunkowo zamożni, którzy stracili dom, bo wpadli w oszukańcze kredyty. Inni to ofiary jednej z największych zbrodni w dziejach III RP, czyli reprywatyzacji – ci, których wysiudano (czym zajęli się gangsterzy zwani czyścicielami kamienic) z mieszkania, bo do miasta zgłosił się prawnik zbliżającego się do sto pięćdziesiątych urodzin właściciela kamienicy, i powołał się na „święte prawo własności”. Są przedsiębiorcy, którym nie wypaliły biznesy, doprowadzając ich do katastrofy ekonomicznej. Są osoby, które na skutek choroby lub wypadku straciły pracę i nie mogły znaleźć nowej… a że zatrudnione były na śmieciówkach, nie przysługiwały im żadne świadczenia ani publiczna opieka medyczna, no to pogorszenie stanu zdrowia skończyło się dla nich nędzą i utratą dachu nad głową. Są proletariusze, którzy mimo ciężkiej harówy, zarabiali na tyle mało, iż nie było ich stać na utrzymanie lokalu… I tak dalej. Co ważne, liczni bezdomni faktycznie są nałogowcami, ale w nałogi popadli większości już PO UTRACIE domu – z szoku, beznadziei i tym podobnych czynników.

Niestety, rządząca Polską (z przerwami w latach 1993-97 i 2001-05) prawica, jakże chętnie powołująca się na „wartości chrześcijańskie”, spośród których ponoć najważniejszą jest miłosierdzie, omawianą kwestią społeczną się nie zajmuje, walkę z bezdomnością pozostawiając już to organizacjom charytatywnym (Bezprawie i Niesprawiedliwość obcięło im zresztą dotacje na ten właśnie cel) oraz samorządom. Jedne i drugie mogą pomóc jedynie znikomej liczbie osób bezdomnych, którą to liczbę durne przepisy (np. zakaz przyjmowania w noclegowniach ludzi nietrzeźwych) jeszcze ograniczają.

Skutek jest taki, że co roku, jak wspomniałem wyżej, zimy – nawet stosunkowo łagodne, czyli niezbyt mroźne – zbierają wśród osób bez dachu nad głową śmiertelne żniwo. Ofiary nieludzkiego systemu kapitalistycznego po prostu zamarzają w pustostanach, lasach i parkach, ruinach po świetnie prosperujących, ale zniszczonych przez Balcerowicza i jego następców zakładów przemysłowych… Lub też zabijają ich z pozoru niegroźne choroby, gdyż nie otrzymują pomocy medycznej na czas. Pracujący dla organizacji charytatywnych, zajmujących się pomocą bezdomnym wolontariusze nie są w stanie dotrzeć do wszystkich potrzebujących z ciepłą odzieżą, żywnością tudzież lekami; nie wszyscy też potrzebujący chcą przyjmować tego typu pomoc, wielu z nich frustracja i poczucie krzywdy zaznanej od systemu skłaniają do odmów, co często kończy się tragicznie.

W tym roku udzielanie takim osobom pomocy prawdopodobnie będzie jeszcze trudniejsze niźli wprzódy, ze względu oczywiście nie epidemię oraz rzekomo przeciwdziałające jej rządowe obostrzenia.

A systemowego, państwowego programu walki z bezdomnością i pomagania ludziom w wychodzeniu z tego stanu nie ma; co najwyżej są jakieś pozorowane działania. Najwięcej dobrego robią organizacje charytatywne, świeckie oraz kościelne, niemniej jednak nie dają one rady dotrzeć do wszystkich potrzebujących.

Pamiętajmy – osoby bezdomne to ofiary nieludzkiego systemu kapitalistycznego. Ludzie ci stracili dach nad głową i umierają z winy rządzących (k)rajem nad Wisłą prawicowych polityków, ekonomistów decydujących o kształcie systemu gospodarczego oraz kapitalistów, wyzyskiem bądź oszustwami doprowadzających obywateli do nędzy i utraty życiowego dorobku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor