PiS i pustka w skarbcu
Na
początek serdecznie przepraszam wszystkie Czytelniczki i wszystkich
Czytelników mojego bloga za brak wczorajszej notki. Musiałem odbyć
ważny (na szczęście, ogromnie udany) wyjazd, toteż nie siedziałem
przy komputerze.
A
teraz przechodzimy do meritum.
Nie
milkną spory wokół wyborów, kandydaci i kandydatka jakoś próbują
prowadzić kampanię w obecnych, wysoce, że tak powiem,
niestandardowych warunkach. Padają pytania (jak najbardziej zresztą
uzasadnione) o legalność tejże elekcji (jeśli przeprowadzone
zostanie głosowanie tylko korespondencyjne, to w formie proponowanej
przez PiS faktycznie będzie ono niezgodne z prawem), o to, czy
wybory należy zbojkotować, a także, jaką legitymizację będzie
miał wyłoniony przez nie prezydent.
Owszem,
są to pytania i analizy z ustrojowego punktu widzenia nader istotne.
Niemniej jednak, wolałbym, żeby analitycy i publicyści, o
politykach nie wspominając (acz na tych ostatnich, z wyjątkiem
lewicowych, nieszczególnie w tym względzie liczę), skupili się na
innym temacie.
Otóż,
kryzys gospodarczy, wywołany przedłużającą się kwarantanną,
radośnie się nasila. Wiele firm, którym rząd zabrania działać,
upada, zarówno więc ich właściciele, jak też pracownicy masowo
tracą pracę oraz źródło utrzymania. A znalezienie nowej roboty w
tych warunkach, kiedy gospodarka stoi, jest w zasadzie niemożliwe,
lub przynajmniej ogromnie trudne. Te natomiast przedsiębiorstwa,
które jeszcze trwają, i tak gotują się do przeprowadzania
zwolnień… wiele JUŻ je przeprowadza.
Tak,
żadna to nowość, tak, ostatnimi czasy nader często poruszam ten
temat, przypominając, iż właśnie zamrożenie gospodarki i szybki
przyrost bezrobocia oraz biedy zabić mogą znacznie więcej ludzi
niż sam koronawirus. Niedawno zresztą czytałem w Polityce o
człowieku, który popełnił samobójstwo w swoim sklepie, jaki rząd
nakazał mu zamknąć – ponure i wielce wymowne.
Przygotowywane
przez Bezprawie i Niesprawiedliwość kolejne „tarcze
antykryzysowe” (i tak obecnie znajdujące się głównie w sferze
propagandowej) skupiają się na przelaniu pieniędzy wielkiemu
kapitałowi (który kryzys przetrwa), dla mikroform (a właśnie im
grozi upadłość) przewidziane są stosunkowo niewielkie środki. A
co z pracownikami, których z roboty wywalono, już to dlatego, że
przedsiębiorstwo, gdzie pracowali, zbankrutowało, już to z tej
przyczyny, iż szefostwo uznało epidemię i kwarantannę za
doskonałą okazję do przeprowadzenia czystki kadrowej?
O
tracących zatrudnienie proletariuszach i ich tragicznej sytuacji
najwięcej mówi Lewica i jej kandydat na prezydenta, Robert Biedroń.
Bardzo dobrze, od tych właśnie polityków należy oczekiwać
zaangażowania w kwestię pracowniczą. Lewica przygotowała też
swój pakiet antykryzysowy (omówię go szczegółowo kiedy indziej),
niemniej jednak, niestety, nie ma szans na to, by Bezprawie i
Niesprawiedliwość się nim zainteresowało, a na pozostałe partie
prawicowe też bym w owym zakresie nie liczył. To jeden problem.
Drugi
wygląda następująco: Lewica jako ugrupowanie nie ma możliwości,
by wszystkim pomóc. Nie rządzi, jest w opozycji, dysponuje też
znacznie skromniejszymi środkami pieniężnymi niż takie na
przykład PiS czy PO. A i jej działacze nie w każdym wypadku są
dobrze sytuowani. Jasne, rozkręcili wiele dobrych akcji, np. pani
Gabriela Morawska-Stanecka (wicemarszałkini Senatu) szyła i
rozwoziła maseczki (nie tylko ona zresztą), inni aktywiści
lewicowi robili zakupy osobom potrzebującym i ogólnie im pomagali,
pewnie też (aczkolwiek takie sytuacje nagłaśniane nie są) były
przypadki podania ręki podczas szukania pracy.
Jasne,
to wszystko zebrało się na całą masę dobra, konkretni ludzie
otrzymali konkretne wsparcie, i to jest wspaniałe. Tak powinno być,
jestem pełen szacunku dla organizatorów i uczestników tych
wszystkich akcji, jak też dla polityków domagających się
wprowadzenia przez rząd systemowych rozwiązań antykryzysowych. No
właśnie, i tu dochodzimy do sedna sprawy.
Otóż,
aby Lewica mogła wprowadzić proponowane przez siebie pakiety
antykryzysowe, musiałaby mieć swój rząd lub przynajmniej należeć
do koalicji rządzącej – to po pierwsze. Po drugie, w budżecie
musiałyby znaleźć się na to pieniądze. I tu leży kaczor
pogrzebany, ponieważ wiele wskazuje na to, że zarówno
dotychczasowe pięć lat rządów Bezprawia i Niesprawiedliwości, a
szczególnie dotychczasowe nieudolne działania tej partii niby
przeciwko epidemii, wydrenowały polski skarbiec. W sumie, nie ma się
czemu dziwić; przeznaczanie ciężkich miliardów na Kościół i
Rydzyka, wyjątkowo dobrze płatne posadki dla „swoich”,
bezsensowne zakupy militarne (F-35, żeby daleko nie szukać),
blichtr i lipne „inwestycje” musiały kiedyś się zemścić.
I
to jest realne niebezpieczeństwo. Epidemia koronawirusa prędzej czy
później się skończy, ale jej gospodarcze tudzież społeczne
skutki – nader bolesne, wręcz tragiczne, dodajmy – trwały będą
jeszcze długo. Zakładając zatem, iż PiS straci władzę, a
zdobędzie ją znacznie lepsza, bardziej odpowiedzialna i
prospołeczna ekipa, np. Lewica właśnie, i tak może się okazać,
że nowy rząd nie będzie w stanie przeprowadzić koniecznych,
prospołecznych reform ani naprawić gospodarki. Zabraknie mu bowiem
na to środków...
Komentarze
Prześlij komentarz