Książka dla dzieci

Oderwijmy się na chwilę od epidemii, dyktatorskich zapędów i łamania prawa przez Bezprawie i Niesprawiedliwość oraz innych nieszczęść. Dziś bowiem jest Międzynarodowy Dzień Książki Dla Dzieci, warto zatem poświęcić mu trochę uwagi.
Doskonale wiemy, że im szybciej dziecko zacznie czytać, i co jeszcze ważniejsze, im szybciej zainteresuje się słowem pisanym, tym lepiej dla niego, a w skali masowej – dla społeczeństwa. Wiadomo wszak, że czytanie pomaga rozwijać wyobraźnię, umysł, zdolność kreatywnego, samodzielnego, krytycznego myślenia. Im ludzie bardziej oczytani, tym lepiej dla rozwoju społeczeństwa, gospodarki, państwa…
Toteż po prostu trzeba dzieciaczki zainteresować książkami (komiksy też oczywiście wchodzą w grę), bez względu – papierowymi czy e-bookami, w możliwie najmłodszym wieku. Tu wielka jest rola rodziców; jeśli w domu nie będzie książek, a dziecko nie będzie widziało, że najbliższe mu osoby czytają, samo też kontaktu ze słowem pisanym mieć nie zechce. Na czym ucierpi jego rozwój.
Jeszcze większa jest wszelako rola szkoły. Jak wielokrotnie pisałem na tych łamach, i jak podkreśla wielu mądrych ludzi zajmujących się tematem czytelnictwa, polski system edukacji jest czynnikiem potężnie zniechęcającym dzieci i młodzież do czytania, nawet, jeśli zostały one zachęcone do niego w domu rodzinnym.
Nudne – z dziecięcego oczywiście i młodzieżowego punktu widzenia – i zbyt trudne lektury obowiązkowe sprawiają, że czytanie jawić się zaczyna młodemu człowiekowi nie jako przyjemność i rozrywka, lecz przykry obowiązek, ciężka praca, katorga. Jeżeli dzieciak musi przeczytać, powiedzmy, nowelkę opisującą dawno nieistniejące, dziewiętnastowieczne realia, i żeby w ogóle mógł ją rozumieć, na dwie linijki tekstu właściwego przypada dziesięć linijek przypisów, to nie ma się co łudzić, że później będzie czytał z przyjemnością. Nie będzie, gdyż już na etapie szkolnym czytanie go wycieńczy. Tak samo rzecz się ma z powieściami stanowiącymi, owszem, klasykę literatury, ale dziś nadającymi się dla koneserów, a nie na lektury dla szósto- lub siódmoklasisty!
Od dawna uważam, iż uczniowie powinni mieć znacznie większy – i rosnący wraz z kolejnymi etapami edukacji szkolnej – wpływ na listę lektur. Innymi słowy, oprócz pewnego obowiązkowego kanonu ważnych tekstów literackich (tak dobranych, by były dla dzieci i młodzieży interesujące), całą resztę mieliby wybierać sobie sami zainteresowani, np. poprzez głosowanie w klasie.
Wówczas dzieciaki czytałyby to, co lubią, i odkryłyby, że kontakt z książką to przyjemność. A o to właśnie chodzi. Czy raczej powinno chodzić.
Na rynku księgarskim jest naprawdę cała masa dzieł literackich, które mogą zainteresować i dzieci, i młodzież. Wybór jest bardzo duży, wcale nie trzeba szukać na siłę. Są powieści dające nie tylko rozrywkę, ale też promujące dobry system wartości humanistycznych.
Dlaczego szkoła nie miałaby z tejże oferty skorzystać? Jak też rodzice.
Zamiast więc słuchać pewnego politykiera, promującego e-sport w postaci TikToka, skorzystajmy z okazji – bo w końcu kwarantanna też jest jakąś okazją – i poczytajmy dziecku coś ciekawego, wartościowego. Albo, jeśli już samo zna litery, dajmy mu coś takiego do czytania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor