Recepta Lewicy

O patologiach w polskiej służbie zdrowia pisałem już niejednokrotnie. Ale jest to temat, do którego warto wracać, zwłaszcza, że rozkręca się kampania prezydencka, a sytuacja publicznej opieki zdrowotnej POWINNA być jednym z jej głównych tematów, choćby po to, by wreszcie zacząć poważną społeczną dyskusję w tej kwestii.
Już kilka lat temu, podczas strajku lekarzy rezydentów, podkreślać zaczęto, iż niedługo nie będzie miał nas kto leczyć, zabraknie też personelu pielęgniarskiego. Mroczne owe prognozy powracają co jakiś czas, i są w pełni uzasadnione.
Ot, przykładowo średnia wieku polskiej pielęgniarki wynosi 54 lata; wkrótce wiele osób wykonujących ten zawód przejdzie na emeryturę, a wymiana pokoleń zachodzi w zbyt małym stopniu, ponieważ adeptki i adepci szkół pielęgniarskich pracy, owszem, szukają, ale za zachodnią granicą, gdzie uzyskują o wiele wyższe zarobki.
Podobnie rzecz ma się z lekarzami, których również dramatycznie brakuje, szczególnie specjalistów. Niewesoło rzecz ma się z ratownikami oraz innymi zawodami medycznymi.
Są sektory służby zdrowia, jakie praktycznie w (k)raju nad Wisła upadają, np. psychiatria dziecięca. A te, które JESZCZE jakoś funkcjonują, też są dramatycznie niedofinansowane.
Niedofinansowanie owo wynika oczywiście ze z niewydolności systemu składkowego, o której wielokrotnie pisałem (składki na ubezpieczenie zdrowotne są na tyle wysokie, że nazbyt obciążają obywateli, a jednocześnie patologie polskiego kapitalizmu, takie jak plaga umów śmieciowych, sprawiają, że do budżetu służby zdrowia spływa zbyt mało pieniędzy, itd.), jak również z tego, ze nazbyt mizerny procent PKB przeznaczany jest na tę dziedzinę. Innymi słowy, państwo polskie nie finansuje publicznej opieki zdrowotnej w stopniu odpowiednim.
Różne ugrupowania polityczne (zwłaszcza w okresie kampanii wyborczych; po ich zakończeniu dziwnie szybko o tym zapominają) przedstawiają swoje recepty na ratowanie służby zdrowia. Chyba najlepszą prezentuje obecnie Lewica:
1) 7,2 proc. PKB na ochronę zdrowia;
2) leki na receptę po 5 zł;
3) lekarz specjalista w 30 dni;
4) 50 tys. nowych lekarzy;
5) podwyżki dla zawodów medycznych;
6) program walki z rakiem;
7) cyfrowa dokumentacja medyczna;
8) edukacja o zdrowiu w każdej szkole;
9) nowoczesna opieka okołoporodowa;
10) likwidacja klauzuli sumienia.
Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie te postulaty bardzo mi się podobają. Oczywiście wdrożenie ich – zwłaszcza tych dotyczących terminów do specjalistów, programu walki z rakiem czy wprowadzenia do pracy 50 tys. nowych lekarzy – wymagało będzie lat. Niemniej jednak, wysiłek w tym kierunku podjąć zdecydowanie należy, po to chociażby, żebyśmy nie wymarli. A to nam grozi – i to dosłownie! – jeśli system opieki zdrowotnej się zawali (taka groźba istnieje).
Mam pewne wątpliwości, na ile realny jest postulat wprowadzenia leków na receptę po 5 zł. Natomiast pozostaje dla mnie jasnym, iż obecne zasady refundacji leków muszą się zmienić tak, by specyfiki owe były tańsze. Są bowiem zbyt drogie dla zbyt wielu pacjentów, zwłaszcza tych z poważnymi problemami zdrowotnymi.
Jasne, prezydent w porządku konstytucyjnym (jeśli oczywiście jakikolwiek jeszcze zostanie po rządach PiS-u) Polski nie jest od dbania o służbę zdrowia; to zadania rządu oraz władzy ustawodawczej. Ale głowa państwa dysponuje prawem weta, ma zatem możliwość blokowania szkodliwych rozwiązań ustawowych, jak też inicjatywą ustawodawczą, może więc zgłaszać dobre projekty także i w zakresie opieki zdrowotnej.
A co ważniejsze, kampania wyborcza, jako się rzekło, jest doskonałą okazją, żeby temat kryzysu służby zdrowia podnieść. Im bowiem więcej się o tym mówi, tym większa szansa, że wreszcie jakieś pozytywne rozwiązania zostaną wypracowane i wdrożone.
A Robert Biedroń na lansowaniu tego programu może tylko zyskać głosów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor