Prawdziwa pandemia

Przyznam szczerze, że mam już po dziurki w nosie tego całego medialnego show wokół koronawirusa. Tych codziennych relacji, ilu on zabił ludzi, na jakie tereny się rozprzestrzenił, jak sobie z nim radzą Chińczycy (trudno oprzeć się wrażeniu, że dziennikarze TVN24, bo głównie tę stację oglądam, chcieliby, aby władze tudzież służby sanitarne Państwa Środka radziły sobie z problemem jak najgorzej), i czy dotarł już do Polski. Na tym tle relatywnie najbardziej interesująco wypadają informacje o tym, jak epidemia koronawirusa wpływa na gospodarkę (bynajmniej nie tylko chińską), a także spiskowe teorie dziejów, jakoby wirusa owego rozprzestrzeniono w Chinach po to, by osłabić ich potencjał gospodarczy, znaczenie na świecie tudzież wewnętrzną stabilność (oczywiście, do tego typu wieści podchodzę nader sceptycznie, niemniej jednak…).
Cały ten show jest, moim zdaniem, niepotrzebnym wywoływaniem paniki, próbą dowalenia Chinom, no i sposobem zwiększenia liczby odbiorców danego medium; nic tak nie przyciąga widzów/słuchaczy/czytelników jak nieszczęście, zwłaszcza o dużej skali.
No właśnie, śmierć tych kilkuset osób, które koronawirus zabił, jest oczywiście tragedią; nikt przy zdrowych zmysłach i z minimalnym choćby poziomem empatii tego nie zaneguje. Nie należy też lekceważyć zagrożenia, przy czym w przypadku Polski najbardziej boję się o to, czy nasze służby sanitarne są w ogóle przygotowane na dotarcie naszego dzisiejszego negatywnego bohatera nad Wisłę (pojawiają się w Sieci informacje, że nie bardzo). Druga jednak strona medalu jest taka, że koronawirus w styczniu i na początku lutego pozbawił życia kilkaset osób na świecie, podczas gdy wirus najzwyklejszej grypy w tym samym czasie zebrał śmiertelne żniwo liczące dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi, podobnie jak HIV. Prawda jest taka, że do grypy czy HIV, a nawet do eboli, ludzkość – zwłaszcza zaś media budujące nasz obraz świata – już się przyzwyczaiła, toteż wywołane nimi zgony nie budzą takich emocji jak te, choćby znacznie mniej liczne, spowodowane nową chorobą. Toteż media o grypie ani HIV nie wspominają, a same w wielu wypadkach szerzą najgroźniejsze schorzenie trawiące nasz gatunek, czyli nienawiść; to jednakowoż temat na inne rozważania.
Podobnie media, zwłaszcza te liberalne, gloryfikujące kapitalizm, nie wspominają o PRAWDZIWEJ pandemii współczesnego świata, Chorobie nie wirusowej, lecz psychicznej. Czyli depresji.
Zapada na nią coraz więcej ludzi, o zgrozo, coraz młodszych, we wszystkich bez mała państwach kapitalistycznych. Jasne, nie wszystkie przypadki depresji są systemowe; można na nią zachorować w przypadku zawodu miłosnego, na skutek wypadku, niepełnosprawności, schorzenia fizycznego czy jakiegokolwiek innego nieszczęścia. Czasami czynnik, który dla nas jest bez znaczenia, może zniszczyć psychikę innej osoby. Niestety, patologie nieludzkiego systemu kapitalistycznego sprzyjają rozprzestrzenianiu się tej pandemii.
Jeśli bowiem latami przeglądamy oferty pracy i nie możemy znaleźć żadnej dla siebie, zaiste można popaść w depresję. Podobnie jak wówczas, gdy mamy wprawdzie pracę, ale źle się w niej czujemy, jest źle płatna, a niekiedy wręcz trzeba jeszcze do niej dopłacać (gig economy, proszę państwa!), a nadto wymaga od nas zbyt wiele wysiłku. Jeżeli nasza sytuacja ekonomiczna jest zła i mimo naszych działań, nie ulega ona poprawie, skutkiem czego popadamy w poczucie beznadziei. Jeśli każdego dnia budzimy się i zasypiamy ze strachem, czy nazajutrz będziemy mieli się za co utrzymać (niestabilność bytowa jest jedną z patologii współczesnego kapitalizmu)… Jeżeli przez nasze nadmierne zaangażowanie zawodowe, którego pod groźbą zwolnienia wymaga od nas szefostwo, rozpadają się nam relacje rodzinne oraz przyjacielskie… I tak dalej. Tak naprawdę, trudno jest żyć w państwie kapitalistycznym i na depresję NIE ZACHOROWAĆ.
W Polsce czynnikiem sprzyjającym depresji jest też system edukacyjny, zwłaszcza po PiS-owskiej deformie. Dzieci i młodzież są coraz bardziej przepracowane oraz zestresowane, a ponadto deforma sprawiła, iż wiele z nich ma przekreśloną przyszłość, toteż trudno się dziwić, że coraz więcej spośród nich ma problemy ze zdrowiem psychicznym. Zwłaszcza, że wywołana naszym dzikiem kapitalizmem emigracja zarobkowa rodziców bynajmniej nie ustała, co też negatywnie wpływa na psychikę młodego pokolenia i jak najbardziej prowadzić może do zachorowania dziecka na depresję.
Depresja często bywa śmiertelna. Jej smutnym finałem może bowiem okazać się samobójstwo. W Polsce każdego roku rejestrowanych jest od 5 do 6 tys. udanych (tzn. zakończonych zgonem) prób odebrania sobie życia, dokonywanych nie tylko przez osoby dorosłe, ale coraz częściej również przez dzieci. Za większością z nich stoi depresja, wywołana różnymi czynnikami; społeczno-ekonomiczny, stanowiący skutek kapitalistycznych patologii, jest jednym z dominujących. Jednakowoż nie da się określić, ile tak naprawdę jest samobójstw, bo jeśli ktoś nie zostawił listu pożegnalnego bądź innych informacji, że chciał się zabić, nie ma możliwości, by orzec, czy wszedł pod pociąg celowo, czy po po prostu go nie zauważył, czy wjechał w drzewo z dużą prędkością, bo miał dość życia na tym świecie, czy też po prostu stracił panowanie nad pojazdem, czy zeskoczył z mostu, czy też potknął się i ześliznął… Próby samobójcze, udane i nieudane, częstokroć są też tuszowane przez rodziny sprawców, głównie z powodu wstydu bądź wyrzutów sumienia.
Depresja zatem uśmierca znacznie więcej ludzi niż koronawirus. Koronawirusem, poza tym, nie tak łatwo jest się zarazić, tymczasem na omawiania schorzenie psychiczne w każdej chwili zapaść może każdy z nas.
Oczywiście, depresję się leczy. Są terapie, mniej lub bardziej skuteczne. No, ale w takiej na przykład Polsce, gdzie brakuje lekarzy psychiatrów, w związku z czym na leczenie czeka się długo, pacjent może udzielenia mu pomocy zwyczajnie nie dożyć; wcześniej sam rozwiąże problem w sposób ostateczny. Poza tym, co z tego, że obywatel podda się terapii i przyniesienie ona pozytywny skutek, skoro dalej nie będzie miał stałej pracy, albo ta wykonywana przez niego pozostanie ciężka, wyczerpująca i źle opłacona, skoro nadal będzie bał się o jutro i żył w poczucie beznadziei bytowej? Czyli czynniki chorobotwórcze bynajmniej nie zanikną; nawrót depresji wywołanej przyczynami systemowymi jest więcej niż możliwy.
Tak naprawdę, żyjąc w państwie kapitalistycznym, nadzieja osób z depresją sprowadza się do tytułu piosenki Suicide is painless.
A ciepła woda w kranie, jak szyderczo określano imitację polityki społecznej w wykonaniu rządu Donalda Tuska, staje się błogosławieństwem, bo dzięki temu, że jest i bieżąca, i ciepła, można się szybciej wykrwawić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor