Dobro, zło i Bertold Brecht
Człowiek
nawet nie wie, jakie skarby ma w domu. Otóż, robiąc porządki
przed Bożym Narodzeniem, relokowałem z szafki do szafki stare
książki, które moi rodzice kupili ileś tam lat temu, a które
później leżały zapomniane. Pośród nich znalazłem parę
naprawdę ciekawych tytułów, także zaliczających się do klasyki
literatury. Między innymi była tam Matka Courage i jej dzieci
Bertolda Brechta. Wydanie z 1977 roku (co ciekawe, był to okres,
kiedy polska gospodarka popadała w coraz większe kłopoty, a mimo
to książki wychodziły w nakładach przekraczających ponad 100
tys. egzemplarzy), oprócz tekstu samego dramatu zawierające wstęp
o biografii autora i charakterze jego twórczości, a także aneks
poruszający temat warsztatu Brechta, przestawień teatralnych
rzeczonego dzieła, itd.
No
to posiedziałem przez weekend na książeczką, dzięki czemu naszły
mnie pewne refleksje na temat dobra i zła.
Zacznijmy
jednak od początku. Bertold Brecht (1898-1956) był niemieckim
dramaturgiem, prozaikiem, poetą i reżyserem teatralnym (czyli
człowiek renesansu pełną gębą). Urodził się w zamożnej
rodzinie mieszczańskiej, ale pod względem światopoglądowym szybko
skręcił ku lewicy. Brecht zainteresował się mianowicie losami
robotników i osób biednych, mieszczaństwo i kapitalistów, o samym
systemie kapitalistycznym nie wspominając, natomiast krytykował, i
to ostro. Należał do twórców społeczne zaangażowanych, utwory
których do dziś nie straciły na swojej aktualności. W pewnym
okresie swojego życia zainspirował się filozofią marksistowską,
co poskutkowało najlepszymi dziełami w jego dorobku.
Należy
do nich Matka Courage i jej dzieci, dramat z 1939 roku, którym
chciał Brecht zniechęcić społeczeństwo niemieckie do wojny i
rozwiać związane z nią nadzieje, kreowane przez propagandę
hitlerowską. Niestety, nie udało się, ale to już inna historia. W
każdym razie, sztuka opowiada o tragikomicznych (przy czym z aktu na
akt coraz mniej jest komizmu, a coraz więcej tragizmu) przygodach
handlarki Anny Fierling, zwanej Matką Courage, która wraz ze swoimi
dziećmi i przypadkowo spotkanymi osobami włóczy się za
protestanckim wojskiem po ogarniętej wojną trzydziestoletnią
Europie. Zawieruchę wojenną traktuje jako źródło zysku, chcąc
zarobić na handlu z żołnierzami i zbić w ten sposób jak
największy majątek. Tego toku myślenia nie zmienia nawet wówczas,
gdy wojna kolejno odbiera jej dzieci i przyjaciół, zgromadzony na
wozie dobytek szybko się kurczy, a zamiast ogromnych zysków
przychodzi bankructwo – zarówno finansowe, jak i moralne.
No
właśnie, czy moralne? Matkę Courage można traktować jako „hienę
wojenną”, która za wszelką cenę chce zarobić na tragedii
innych ludzi, lub też jako postać tragiczną, która robi, co musi,
zachowując się tak, jak jest zmuszona przez okoliczności.
Brecht
uważał bowiem, iż większość ludzi (poza moralnymi degeneratami,
którzy po prostu szkodzą bliźnim dla przyjemności, bo i tacy się
trafiają) ciąży ku dobru, tzn. chcą oni być dobrymi, lecz to
okoliczności, czynniki zewnętrzne zmuszają ich do czynienia zła.
W twórczości wybitnego owego dramaturga ludzie krzywdzą innych i
sami są krzywdzeni, właśnie na skutek już to zależności
klasowych, już to systemu ekonomicznego, już to tragedii wojennej.
Nie są zdemoralizowani sami z siebie, raczej ulegają demoralizacji
pod wpływem sytuacji. Co ciekawe, u Brechta porzucenie (d0browolne
lub wymuszone) wartości moralnych nie gwarantuje ani poprawy
sytuacji materialnej, ani obrony przez innymi ludźmi, ani nawet
przetrwania – i tak, mimo iż zdemoralizowana, matka Courage traci
wszystko, co dla niej drogie.
Generalnie,
zgadzam się z taką filozofią. My, ludzie, chcielibyśmy być
dobrzy, ale często nie możemy, bo uniemożliwiają nam to czynniki
zewnętrzne, które z jednej strony zmuszają nas do, choćby
mimowolnego, szkodzenia innym ludziom oraz – szerzej – całemu
naszemu otoczeniu, z drugiej krzywdzą nas samych. Brecht, jako
radykalny lewicowiec, za taki czynnik uważał kapitalizm, w jego
formie z pierwszej połowy XX wieku, choć i obecny niewiele się pod
tym względem różni.
Ot,
choćby taki przykład (z moich już przemyśleń): w kapitalizmie
NIE MA etycznej konsumpcji. Za każdym dobrem lub usługą, jakie
nabywamy, stoi mniejszy bądź większy wyzysk (jeśli nie na etapie
produkcji, to dystrybucji), eksploatacja ludzi, bieda, a niekiedy
wręcz śmierć (zanieczyszczenie środowiska, zgony spowodowane
fatalnymi warunkami pracy, przemęczenie, samobójstwa wywołane
czynnikami ekonomicznymi, itd.). A kupować dobra i usługi MUSIMY,
gdyż inaczej nie zaspokoimy naszych potrzeb, zarówno tych stricte
biologicznych, warunkujących przetrwanie naszych organizmów, jak i
tych sztucznych, wygenerowanych przez kapitalistów i nam narzuconych
(jedna z przyczyn, dla których kapitalizm jest systemem
totalitarnym). Tak zatem, kapitalizm czyni nas wspólnikami zła i
współsprawcami ludzkich tragedii, choć nie chcemy nimi być.
Jesteśmy przymusowo demoralizowani przez ów system.
Wracając
do Matki Courage i jej dzieci, to w dramacie owym pojawiają się też
postacie, które mimo otaczającego je zła, demoralizacji nie
uległy. Niestety, za swoją dobroć zapłaciły najwyższą cenę. I
to też jest pesymistyczne przesłanie sztuki oraz filozofii Brechta
– zarówno, jeśli pozwolimy czynnikom zewnętrznym (systemowi
ekonomicznemu, wojnie, itd.) się zdemoralizować, jak też, jeżeli
stawimy im opór i pozostaniemy moralni, to i tak czynniki owe nas
zniszczą.
Mimo
to, warto być dobrym. Dla psów, kotów, koni i innych zwierząt.
Komentarze
Prześlij komentarz