Mycie rąk

Tylko kwestią czasu pozostawało, że koronawirus, a raczej szerzony przez media strach przed nim, wykorzystany zostanie w kampanii wyborczej. Na razie nie dzieje się to w jakiś chamski sposób, co nie zmienia faktu, że politycy o koronawirusie mówią. Ostatnio na przykład licytują się na sposoby mycia rąk, która to czynność ma zredukować ryzyko zarażenia się wiadomym mikrobem, znacznie, swoją drogą, mniej groźnym niż wirus grypy. Efekty bywają dość zabawne (vide pan Karczewski), niemniej jednak same te polityczne akcje dotyczące higieny mogą wyjść społeczeństwu na dobre, i nie chodzi tylko o ochronę przed koronawirusem.
Cóż, nie potrzebuję politycznych (ani żadnych innych) zachęt do mycia rąk kilka razy dziennie, dwu- lub trzykrotnego mycia zębów, częstych kąpieli… Po prostu lubię się myć, lubię mieć czyste ciało. To, ze higiena jest zdrowa, stanowi dla mnie wartość dodaną.
Ale nad samym gestem mycia rąk warto się zastanowić. Ma on bowiem silne konotacje kulturowe i religijne… niekoniecznie pozytywne.
Kojarzy się on nie tylko z higieną i zdrowiem, ale tez z unikaniem odpowiedzialności.
Najsłynniejszy taki gest wykonał w I wieku naszej ery (prawdopodobnie w 33 roku) Poncjusz Piłat, rzymski procurator (zarządca prowincji cesarskiej) Judei. Jego zadaniem było ściąganiem podatków i pilnowanie, by Żydzi się nie zbudowali przeciwko rzymskiej władzy.
Pewnego dnia Józef Kajfasz, żydowski arcykapłan i jeden z liderów Sanhedrynu (coś w rodzaju dzisiejszego parlamentu), przyprowadził przed obliczę Piłata młodego rewolucjonistę, Jezusa z Nazaretu, od kilku lat głoszącego przesłanie wzajemnej miłości i pokojowych zmian społecznych. I zażądał Kajfasz dla niego kary śmierci.
Piłat Jezusa skazać nie chciał. Wiedział bowiem, że z perspektywy rzymskich władz okupacyjnych żywy pokojowy rewolucjonista jest o wiele mniej groźny niż martwy pokojowy rewolucjonista. Nie zagrażał ani bezpośrednio Piłatowi, ani władzy Rzymian (przykładowo, nie sprzeciwiał się płaceniu podatków, sprzeciwiał się przemocy, itd.), a mógłby być nawet propagandowo użyteczny. Za to Kajfaszowi zagrażał, ponieważ krytykował żydowskie kapłaństwo, a jego idee mogłyby doprowadzić do poważnych zmian religijnych, które kapłanów wysadziłyby ze stołków. Dlatego Kajfasz chciał zabić Jezusa.
I co zrobił? Zaszantażował Piłata, że jeśli rewolucjonisty z Nazaretu nie skaże na śmierć, pójdzie na niego do Rzymu donos do cesarza. Czyli Tyberiusza, który był władcą niesamowicie okrutnym, toteż bez mrugnięcia okiem pozbywał się ludzi, co mu się sprzeciwiali. Otrzymawszy donos na Piłata, raczej nie wyjaśniałby sprawy, lecz skazałby procuratora na śmierć, a jego rodzinę na konfiskatę majątku – oczywiście za brak walki z wichrzycielem; sposobem na uniknięcie tejże konfiskaty byłoby popełnienie przez Piłata samobójstwa. Wiadomo, że Piłat chciał takiego losu uniknąć i przychylił się do żądania Kajfasza.
Jednocześnie chciał uniknąć zemsty zwolenników Jezusa, toteż publicznie oświadczył, iż on sam jego śmierci nie chciał. Aby zmyć z siebie moralną odpowiedzialność za wyrok, umysł ręce. Czyli pokazał, że to nie jego sprawa.
A dzisiejsi politycy często ten gest powtarzają, tylko nie nad Jezusem, ale nad nami. Po prostu pokazują, że nas, obywateli, i nasze problemy, mają gdzieś, że nie jesteśmy ich sprawą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor