Chore dziecko
Cóż
to się stało! Gloryfikująca dziki kapitalizm i neoliberalizm
telewizja TVN24 zainteresowała się patologią polskiego rynku pracy
i nawet pokazała materiał na ten temat. Dobry materiał, swoją
drogą.
Otóż,
okazuje się, że tylko 7 proc. polskich pracowników nie boi się
prosić szefa o wolne w celu opieki nad chorym dzieckiem. Pozostali
obawiają się, że usłyszą, iż wolnego nie dostaną, a jeśli
nawet dostaną, to wraz z sugestią lub informacją wprost, że potem
mogą do roboty już nie wracać. Niestety, ale tak wygląda polski
rynek pracy i polski kapitalizm.
Ludzie,
którzy na papierze mają prawo do określonego świadczenia, nie
korzystają z niego, gdyż w praktyce im się to uniemożliwia. Toż
to łamanie prawa, jeśli się komuś uniemożliwia wziąć wolne na
chore dziecko. I narażanie tegoż dziecka na niebezpieczeństwo.
Nie wspominam już o tym, że takie działanie „pracodawców” jest skrajnie niehumanitarne. To traktowanie ludzi jako bezosobowej siły roboczej, która ma li tylko zasuwać na ich, kapitalistów, dobrobyt, nie może za to mieć żadnych właśnie potrzeb, emocji, życia prywatnego, itd.
Nie wspominam już o tym, że takie działanie „pracodawców” jest skrajnie niehumanitarne. To traktowanie ludzi jako bezosobowej siły roboczej, która ma li tylko zasuwać na ich, kapitalistów, dobrobyt, nie może za to mieć żadnych właśnie potrzeb, emocji, życia prywatnego, itd.
To
również głupota; pracownik martwicy się o chorego potomka jest
wszak zdekoncentrowany i zwyczajnie pracuje gorzej. Kapitaliści
traktujący w ten sposób pracowników, działają zatem na SWOJĄ
niekorzyść.
Oczywiście,
nie każdy szef, przedsiębiorca czy kapitalista jest odczłowieczonym
potworem. Podejrzewam, iż ów strach rodziców przed poproszeniem o
wolne na chore dziecko w większości przypadków jest wyolbrzymiony
(choć być może to nazbyt optymistyczne założenie)…
przynajmniej w odniesieniu do szefów. Wynika on jednak z patologii
polskiego kapitalizmu oraz rynku pracy, i z tego punktu widzenia jest
on w pełni uzasadniony. Sam ów system zastraszył ludzi.
Niestabilność
zatrudnienia, powszechność umów śmieciowych (powstałych wszak
celem odarcia proletariatu z jego praw), niskie płace, rosnące
koszta utrzymania… Wszystko to sprawia, że ludzie się boją.
Skoro już – często po latach bezskutecznych poszukiwań –
znaleźli pracę, za wszelką cenę chcą ją utrzymać, nawet, jeśli
jest ona szkodliwa dla ich zdrowia fizycznego oraz psychicznego, a
także wymaga wielu poświęceń w sferze życia osobistego. Bo
wiedzą, że jak z roboty wylecą, to z nową będzie jeszcze gorzej.
Dlatego właśnie pracownicy dwa razy zastanowią się, czy podjąć
jakikolwiek krok, który POTENCJALNIE naraziłby ich na utratę
zatrudnienia.
Być
może szef bez problemu dałby im wolne na opiekę nad chorym
dzieckiem, ale boją się go spytać, gdyż wiedzą, jak wygląda
system. Obawiają się, iż jeśli dzieciak często będzie chorował,
no to w końcu z roboty wylecą, a nowej nie znajdą, zwłaszcza, jak
wspomną potencjalnemu pracodawcy, że mają dziecko, które jest
chorowite. Często sam fakt posiadania dziecka uniemożliwia
znalezienie roboty.
Generalnie,
nie uważam rozmnażania za dobry pomysł, niemniej jednak szanuję
ludzi, którzy chcą mieć dzieci, mają je i wychowują. Człowiek
pracuje po to, by zdobyć środki utrzymania dla siebie i swojej
rodziny, w tym dla dziecka/dzieci. Toteż nie może poświęcić
potomków dla pracy. Jeżeli dzieciak się rozchoruje, to rodzic
powinien mieć święte i nienaruszalne prawo do trwania przy nim i
opiekowania się nim.
A
jeżeli jakikolwiek system pozbawia tego prawa człowieka, to znaczy,
że jest nieludzki i potworny. Ni mniej, ni więcej.
Może
więc temu trzeba się przyjrzeć i uznać, że człowiek jest czymś
więcej niż tylko siłą roboczą, generującą zyski kapitalistom.
PS.
Jutro notki może nie być, za co serdecznie przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz