Tragedia prezentu

Dziś Mikołajki, wkrótce zaś święto określane mianami: Bożego Narodzenia, Solstycjów, Szczodrych Godów, Jule… w zależności od religii. W każdym razie, trwa radosny sezon wręczania sobie prezentów. Głównie trafiają one do rąk dzieci. Oczywiście, w kapitalizmie ów podarunkowy zwyczaj uległ dalece posuniętej komercjalizacji, niemniej jako taki jest czymś nader pozytywnym. Pod pewnymi wszelako warunkami.

Główny spośród nich polega na tym rzecz jasna, by prezenty wręczać z głową. Bezsensem jest, kiedy wkrótce po Mikołajkach czy świętach wylądują one na śmietniku, dokładając się do ogólnego zanieczyszczenia środowiska, na którym zarabiają kapitaliści, ale naszemu gatunkowi (i, co gorsza, wielu innym) przynosi ono szybszą lub wolniejszą zagładę.

Tym bardziej nie należy dawać podarunków, jakie szybko się znudzą, po czym trafią na ulicę, do lasu czy do schroniska. I które, co najważniejsze, czują oraz myślą.

Tak, chodzi o zwierzęta. W licznych mediach, z portalami społecznościowymi na czele, pojawiają się coraz liczniejsze kampanie informujące, że pies, kot czy inne stworzenie to nie zabawka, jaką można komuś podarować, lecz… no właśnie, żywy organizm, z opieką nad którym wiąże się obowiązek i odpowiedzialność. Bo trzeba go karmić, zapewnić mu odpowiednie warunki (różne gatunki mają pod tym względem różne potrzeby), wyprowadzać na spacer (psa), zmieniać piasek w kuwecie (kotu), terrarium (żółwie i pozostałe gady), czyścić klatkę (ptaki, gryzonie), przeprowadzać wymianę wody w akwarium (ryby, płazy), itd. Zwierzak może też się rozchorować, a wówczas wymaga pomocy weterynarza. I tak dalej. Poza tym czuje zarówno przyjemność, jak i ból, radość oraz smutek, przywiązuje się do opiekuna, a jego odtrącenie rani psychikę; stąd wielu podopiecznych schronisk przeżywa głębokie nieraz traumy.

Oczywiście to dobrze, jeśli dzieci wychowują się razem ze zwierzętami; mają dzięki temu szanse wyrosnąć na dobrych, odpowiedzialnych ludzi. Jednakże warunkiem, by to zadziałało, są odpowiedzialni dorośli, którzy z jednej strony sami chcą i potrafią zaopiekować się odpowiednio psem, kotem tudzież innym zwierzęcym przyjacielem, nie traktują go jako rzeczy, lecz jako podopiecznego, towarzysza życia, domownika. Uczenie młodego człowieka takiego właśnie podejścia do zwierząt jest jak najbardziej w porządku, przy czym, podkreślam, wymaga tego, aby rodzice sami takowe wykazywali.

Generalnie uważam, że przygarnięcie zwierzaka – jakiegokolwiek, od niewymagającego i łatwego w opiece patyczaka poczynając – zawsze jest decyzją odpowiedzialną, wymagającą namysłu. Nie może więc to wyglądać tak: dziecko chce zwierzątko, to kupię mu bernardyna. A kiedy się znudzi lub okaże się, że opieka nad nim jest zbyt skomplikowana czy kosztowna… cóż, las czeka, ewentualnie zawsze są schroniska, a i siekierą w łeb można dać… Nie! Podejście takie jest okrutne, wręcz zbrodnicze.

Jest tyle rzeczy, które można wręczyć młodemu człowiekowi w charakterze mikołajkowego czy świątecznego podarunku: książka/komiks, film/muzyka/gra, ubrania i obuwie, jakieś urządzenie pomagające w rozwoju (tak, poprzez rozrywkę jak najbardziej), zabawka, pewna kwota, żeby dziecko samo sobie coś kupiło (będzie się przy okazji uczyło gospodarowania pieniędzmi).

Prezent nie powinien być żywy. Bo, jeśli z różnych powodów okaże się nietrafiony, będzie to dla niego tragedia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor