Co będzie świętowane

Wielu mniej obeznanych katolików i chrześcijan innych odłamów uważa Boże Narodzenie za najważniejsze święto chrześcijaństwa (tymczasem z religijnego punktu widzenia jest nim Wielkanoc, czyli zmodyfikowana judaistyczna Pascha). Przyczyny tego stanu rzeczy są różne, od kiepskiej katechezy po fakt, że święta te są najmocniej skomercjalizowane, a zatem i najlepiej wypromowane przez reklamy oraz pozostałe kapitalistyczne formy przekazu. Mają też swój klimat, przeto obchodzi się je miło, pod warunkiem, rzecz jasna, że robi się to w lubiany przez SIEBIE sposób i w towarzystwie cenionych przez SIEBIE osób.

A jak to z Bożym Narodzeniem było? Cóż, tylko dwie z czterech biblijnych Ewangelii (jest jeszcze cała masa apokryfów, których pierwsze sobory do Biblii nie włączyły) opowiadają o przyjściu Jezusa Chrystusa na świat: Mateusza i Łukasza; obie przedstawione w nich historie tychże narodzin są ze sobą sprzeczne, poza imionami rodziców i dziecka oraz miejscem narodzenia. Bibliści uważają, że są to midrasze, czyli filozoficzne opowieści (typowe dla judaizmu), w których nie fakty się liczą, lecz przekaz symboliczny, religijny, teologiczny, kulturowy, itd.

Pierwsi chrześcijanie chyba tak właśnie do tego podchodzili, ponieważ rocznicy narodzin Jezusa (data których pozostaje zresztą nieznana, choć badacze stawiają na wiosnę 6 lub 7 roku p. n. e.) nie celebrowali przez kilka początkowych stuleci istnienia tej religii.

No, ale przyszedł IV wiek n. e., na rzymski tron wstąpił – ogromnie dużo krwi rozlewając, bo wyjątkowo morderczy był z niego facet – cesarz Konstantyn Wielki. Miał on mamuśkę chrześcijankę, dość fanatyczną w dodatku, a co ważniejsze, zauważył, że wprawdzie wywodzący się z arystokracji dowódcy jego wojska wyznają (podobnie jak sam władca) mitraizm (najpopularniejszą wówczas religię wśród rzymskich bogaczy), podczas gdy ludowego pochodzenia żołnierze są głównie chrześcijanami. Aby zatem łatwiej mu było rządzić, zalegalizował chrześcijaństwo (w Rzymie, bo religią państwowa było już ono wówczas w Armenii i Gruzji) i zwołał pierwsze sobory, jakie liczne wspólnoty wyznawców Chrystusa – niejednokrotnie diametralnie różniące się pod względem doktryny – spoić miały w jednolity Kościół, co oczywiście odbywało się w skomplikowany tudzież brutalny sposób.

Konstantyn Wielki straszliwą był kanalią, ale jednocześnie człowiekiem praktycznym, również, jeśli chodzi o podejście do religii. Doskonale wiedział, iż sama legalizacja chrześcijaństwa to trochę za mało, aby umożliwić mu skuteczne władanie, toteż musiał znaleźć sposób na uniknięcie konfliktów chrześcijańsko-mitraistycznych. No i znalazł najprostszy z możliwych, czyli połączył oba wyznania, pod nazwą tego drugiego. A że Rzymianie byli społeczeństwem ogromnie wielokulturowym oraz wieloreligijnym, zaś do wiary w poszczególnych bogów podchodzili (ci rozsądni, bo fanatyków pewnie też nie brakowało) w sposób luźny, toteż chrześcijaństwo i mitraizm ładnie się wzajemnie przeniknęły, czepiąc jedno od drugiego liczne elementy. Między innymi święta, z Bożym Narodzeniem na czele.

Otóż, tak naprawdę są to Solstycja, czyli mitraistyczne obchody Słońca Niezwyciężonego, zwycięstwa światła nad ciemnością (przesilenie zimowe!). Symbolikę tę łatwo dało się pogodzić z narodzeniem Chrystusa – przyjście Światłości na Ziemię, pokonanie szatana – no i poszło.

Warto dodać, że analogiczne święta związane z wydłużaniem się dnia po przesileniu mieli Słowianie (Gody), Germanie (Jule) i wiele innych ludów. Polskie wigilijne i bożonarodzeniowe zwyczaje, takie jak opłatek czy zostawienie pustych naczyń na stole, wywodzą się z przedchrześcijańskiej tradycji słowiańskiej, zaś choinka – z tradycji germańskiej.

Wracając jeszcze na koniec do Konstantyna, to zaznaczyć trzeba, iż legalizacja przez niego chrześcijaństwa oznaczała dopuszczenie kościelnych katabasów… znaczy, hierarchów, do wielkich pieniędzy, a zatem i wielkiej władzy. Prospołeczne idee Jezusa Chrystusa zostały wtedy radośnie porzucone.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor