Pinokio i pornografia

Niejaki Morawiecki Mateusz, z powodu swej chorobliwej niechęci do prawdomówności zwany Pinokiem, premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, znalazł sobie nową misję. Chce oto ograniczyć polskim dzieciom dostęp do pornografii. Okazją do tego jest obywatelski projekt ustawy mający ten właśnie cel.
Generalnie nie ma się z czego śmiać. Problem jest bowiem poważny. Pornografia to wizerunek (zdjęcie, film, obrazek, itd.) osób lub rzeczy o charakterze stricte seksualnym, wytwarzany i rozpowszechniany celem wywołania u odbiorców podniecenia. Częściowo zazębia się z erotyką, czyli dziedziną sztuki, tematyka której oscyluje wokół ludzkiej płciowości i miłości fizycznej, najczęściej jest jednak znacznie od klasycznej erotyki prymitywniejsza, mocno skomercjalizowana, a przez to często lansująca nader patologiczne wzorce relacji seksualnych. Szacuje się, że w Polsce regularny z nią kontakt może mieć około 60 proc. dzieci i młodzieży, co jest niebezpieczne dla ich zdrowia. Pornografia bowiem uzależnia (osoba mająca z nią częsty i wcześnie rozpoczęty kontakt może jej potrzebować do odbycia stosunku, bo bez porno, zwłaszcza typu hard, nie jest w stanie się podniecić), może prowadzić do dysfunkcji rozwoju seksualnego człowieka, „uczy” uprzedmiotowiania kobiet, szerzy kulturę gwałtu, itd. Mowa tu oczywiście o tej prymitywnej, patologicznej wręcz odmianie pornografii… która jest, niestety, najłatwiej dostępna.
Głównie, oczywiście, w internecie, i dlatego właśnie nacinają się na nią osoby małoletnie. Jeszcze kilkanaście-dwadzieścia kilka lat temu, żeby uzyskać dostęp do porno, należało się wybrać do kiosku i nabyć „świerszczyka”, co wymagało wysiłku i finansowego, i fizycznego. Obecnie, siedząc w domciu przed komputerem lub ze smartfonem w ręku, można bez nijakiego trudu oglądać wiadome fotografie, filmy, obrazki, itd. A że coraz więcej dzieci ma smartfon z internetem…
Nie ma się zresztą co dziwić, że dzieciaki szukają pornografii. One wszak się rozwijają, poszukują wiedzy o świecie, w tym i o ludzkim ciele i sferami z nim związanymi. Nie wolno zatem po purytańsku zamykać oczu na oczywisty fakt, że człowiek – w każdym wieku, przy czym w dziecięcym seksualność dopiero się rozwija – JEST istotą seksualną i ma pełne, niezbywalne prawo do uzyskania wiedzy na tenże temat. Niestety, młodzi Polacy nie otrzymują rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach… no to „edukują się” w internecie (podążając zresztą szlakiem wytyczonym przez własnych rodziców, który często też nie mieli wiadomych lekcji w przybytkach wątpliwej oświaty), gdzie łatwiej znaleźć hard-porno niż naukowe artykuły o seksie.
Niestety, politycy nie za bardzo wiedzą, co z tym fantem zrobić, podobnie jak autorzy wyżej wymienionego projektu ustawy. Pojawiają się pomysły, aby witryny pornograficzne obowiązkowo wprowadziły lepsze sposoby weryfikacji wieku użytkowników; ci musieliby się przykładowo wylegitymować przy logowaniu serią i numerem dowodu osobistego. Byłoby to strasznie głupie rozwiązanie; raz, że łatwe do obejścia (w Sieci można bez problemu znaleźć fałszywe dowody), dwa, że stanowiłoby wymarzony prezent dla hakerów i wyłudzaczy danych osobowych.
A może, zamiast myśleć, jak tu ograniczyć małolatom dostęp do pornografii, spojrzeć na problem z innej strony?
Otóż, cenzura, zabezpieczanie wiadomych stron i tym podobne rozwiązania okazać się mogą bezskuteczne, a nawet przeciwskuteczne; zakazany owoc smakuje wszak lepiej, nadto, nie oszukujmy się, nie ma zabezpieczeń, których nie można obejść.
Że dzieci należy chronić przed patologiczną pornografią (np. pokazującą gwałty, zachowania pedofilskie, seks ze zwierzętami, itd.), to jasne, nikt przy zdrowych zmysłach nie ma tu wątpliwości. Najlepszą formą tejże ochrony wydaje się szkolna edukacja seksualna, prowadzona przez osoby profesjonalnie się nią zajmujące, dysponujące rzetelną wiedzą naukową i potrafiące ją przekazać. Jeżeli w szkołach będą odbywały się takie lekcje, mniej dzieci i młodzieży będzie szukało informacji na własną rękę tam, gdzie szukać ich nie powinny. Nadto, edukacja taka powinna obejmować też treści uczulające na zagrożenia dla ludzkiej sfery seksualnej, w tym i te wywołane nadmiernym korzystaniem z pornografii, zwłaszcza typu hard.
Trzeba też pamiętać, że ani pornografii, ani uzależnienia od niej nie wyeliminujemy całkowicie; zjawiska te zawsze będą istniały w społeczeństwie, podobnie jak alkoholizm czy narkomania. Można wszelako ograniczać ich patologizację, i tutaj właśnie najlepszą metodą jest nie cenzura, lecz szerzenie wiedzy.
No, ale żeby w szkołach pojawiła się edukacja seksualna, należy przełamać opór ideologiczny ze strony odpowiedzialnych za system oświaty osób. Które w większości są na tyle… hm… religijne, że tabuizują sferę płciowości i zamiast o niej uczyć, starają się (bezskutecznie i szkodliwie) od niej odciąć młode pokolenia. Ów ideologiczny opór to oczywiście domena prawicowców… bynajmniej nie tylko skrajnych i bynajmniej nie tylko z PiS-u.
Aha, rzetelna edukacja seksualna potrzebna jest nie tylko dzieciom i młodzieży, ale też wielu rodzicom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor