Facet od prezentów

Nadszedł nam oto 6 grudnia, czyli Mikołajki.
W Kościele katolickim i prawosławnym jest to święto upamiętniające biskupa Mikołaja z Miry, zwanego też (o ile się orientuję, częściej w prawosławiu niż w katolicyzmie) Mikołajem Cudotwórcą,. Według legendy – autentyczności jego istnienia historycy bowiem nie potwierdzają – był on greckim biskupem (demokratycznie wybranym przez lokalną wspólnotę chrześcijańską, co wówczas było normą), żyjącym na przełomie III i IV wieku naszej ery, nadto człowiekiem zamożnym, który jednak, w odróżnieniu od większości współczesnych kapitalistów i burżujów, bogactwa swojego nie przeżerał ani nie magazynował, lecz wykorzystywał je, by nieść pomoc innym, np. wykupywał więźniów niesprawiedliwie skazanych na śmierć, finansował posagi pannom, które gdyby nie wyszły za mąż, zostałyby sprzedane do burdelu (domu pielgrzyma?), itd. Czyli taki proto-komunista. Podobno wsławił się też licznymi cudami o charakterze nadprzyrodzonym.
Czy św. Mikołaj istniał, czy nie, jego kultowi zawdzięczamy jak najbardziej miłą tradycję wzajemnego obdarowywania się. Mikołajki są więc dniem, kiedy wręczamy bliskim różnego rodzaju prezenty, co kultura popularna rozciągnęła również na Boże Narodzenie.
Wizerunek owego kościelnego hierarchy zagospodarowany bowiem został przez sferę kultury i rozrywki. Święty Mikołaj pojawia się w książkach (głównie dla dzieci, acz nie tylko), filmach animowanych i fabularnych, słuchowiskach radiowych, a i podejrzewam, że są traktujące o nim gry komputerowe. W zasadzie, mowa tu raczej o wizerunkach, bo są one różne w zależności od kraju czy kręgu kulturowego; bywa zatem Mikołaj przedstawiany w biskupim ornacie (niekoniecznie czerwonym), a bywa i w krasnej kapocy oraz charakterystycznej czapce z białym pomponem. Niekiedy ma krzyż oraz inne atrybuty religijne, ale nie jest to normą. Popkultura dorobiła mu też sanie, zaprzęg reniferów, które nic sobie nie robią z grawitacji, fabrykę prezentów, gdzie zapylają elfy (wyzyskiwane?), a wszystko to wyekspediowała z niejasnych przyczyn do Laponii.
Ano właśnie, pytanie, ile w tym kultury popularnej (mniej lub bardziej osadzonej w wywodzącym się ze wczesnego średniowiecza kulcie religijnym), a ile zwyczajnej kapitalistycznej komercji. Obawiam się, że to ta druga zyskuje przewagę; sanie z fruwającymi reniferami i wypełniona elfami (mało jednak mającymi wspólnego z tymi z celtyckich mitów albo z twórczości Tolkiena) fabryka prezentów to wszak przyjemna, zwłaszcza dla dzieci, marketingowa otoczka… często też zestawiana z popularnym amerykańskim odrdzewiaczem… znaczy, napojem.
Grudzień to przecież – za sprawą Mikołajek właśnie, jak też Bożego Narodzenia – sezon prezentowy. Tradycja wręczania sobie podarunków napędza z kolei handel, czyli sektor coraz mocniej zdominowany przez wielki kapitał, czyli sieci i centra handlowe. A te chcą przecież wypromować, z pomocą reklam, swoje produkty i grudniowe przeceny.
Temu właśnie służy Gwiazdor, czyli bazująca na świętym Mikołaju postać grubego faceta z białą brodą, odzianego w czerwoną kapocę i czapkę, dzierżącego w ręku pokaźny wór z prezentami i zasuwającego zaprzęgiem latających reniferów. Religijny wymiar Mikołajek ustępuje zatem marketingowemu.
Pomijając jednak wszelkie związane z kapitalizmem aspekty całej sprawy, jak również to, czy św. Mikołaj (ten z Miry, nie Gwiazdor) istniał naprawdę, czy też jest postacią wyłącznie legendarną, wręczanie sobie podarunków jest naprawdę przyjemną, godną kultywowania tradycją. Dobrze jest sprawić ludziom radość, bez względu na to, czy przy okazji kapitalista zarobi więcej niż zwykle.
Na koniec mała dygresja. Im więcej człowiek czyta, tym mądrzejszy i sprawniej myślący się staje, co korzystnie przekłada się na rozwój państwa, społeczeństwa oraz gospodarki. Dlatego na Mikołajki i Boże Narodzenie dobrze jest dawać dzieciom takie prezenty, które zachęcą je do regularnego, częstego kontaktu ze słowem pisanym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor