Karp na talerzu, drzewko na śmietniku
Boże
Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim, jak co roku,
nadchodzi rzeź karpi oraz drzewek iglastych, przeznaczonych na
choinki. Wiadomo, tradycji musi stać się zadość. Czy jednak musi
być ona powiązana z mordowaniem istot żywych?
Przy
czym karpiowa tradycja wcale taka stara nie jest; sięga zaledwie lat
50. ubiegłego stulecia. Znacznie starszym zwyczajem jest spożywanie
ryby na Wigilię (w dzień ów w Kościele katolickim obowiązuje
post, jednym zatem mięsem, jakie zgodnie z religijnymi wytycznymi
można wtedy jeść, pozostaje rybne właśnie), lecz w okresie
międzywojennym i jeszcze wcześniejszym na polskich stołach
(oczywiście u ludzi, których stać było na jakiekolwiek potrawy
mięsne, co w II RP i pod zaborami oczywiste bynajmniej nie było)
dominował śledź. Na skutek jednak zniszczenia polskiej żeglugi
morskiej przez nazistów, o rybę tę było po II wojnie światowej
trudno, władza ludowa zatem zapewniła Polakom karpia, którego
masową hodowlę można było szybko i w miarę tanio rozkręcić
nawet w kompletnie zrujnowanym państwie – i tak oto narodziła się
żywa do dziś wigilijna tradycja spożywania tegoż słodkowodnego
stworzenia. Zaczerpnięta zresztą z kultury żydowskiej.
Od
tamtej pory ryby owe są masowo mordowane na krótko Bożym
Narodzeniem… w okrutny nieraz sposób, np. przed obcięcie głowy
na żywca z pomocą specjalnej gilotynki. W tego typu praktykach
celują zwłaszcza drobni, okazjonalni handlarze, ale i w większych
sklepach wciąż jeszcze można kupić żywe karpie (nieraz dowożone
tam ze stawów hodowlanych w zbiornikach bez wody; wrzucane są do
niej dopiero po dotarciu do handlowego przybytku), które po
transakcji niesione są w foliowych siatkach, bez wody oczywiście,
do naszych domów, tam zabijane i umieszczane na półmisku.
Na
szczęście, świadomość społeczna w zakresie cierpienia zwierząt,
w tym ryb, stopniowo, acz całkiem szybko rośnie, zwłaszcza wśród
młodego pokolenia obywatelek i obywateli polskich. Stąd nacisk
konsumencki na sieci handlowe, by nie sprzedawały żywych karpi.
Skutek tego jest coraz bardziej pozytywny, kolejne dyskonty i
supermarkety przychylają się do owych apeli. Wiadomo – nic tak
nie działa na kapitalistów, jak groźba zmniejszenie lub utraty
zysków.
Swoje
robi też to, że w Polsce przybywa wegetarian, którzy nawet po
rybne mięso nie sięgają. Częściowo dzieje się tak z powodu mody
na wegetarianizm i weganizm, częściowo wszak ze względu na
wspomnianą wyżej rosnącą świadomość pro-zwierzęcą i
proekologiczną. Tak czy owak, zjawisko to jest nader pozytywne.
W
ostatnich latach coraz głośniej rozlegają się również głosy w
obronie choinek, a raczej przeznaczonych na nie drzewek iglastych.
Głównie są to apele, by nie kupować ściętych roślin
(dystrybuują je chociażby leśniczy), które po świętach (a
czasem jeszcze szybciej, jeśli oblecą z igieł) lądują na
śmietniku. Czyli giną po prostu. Zamiast tego lepiej jest kupić
drzewko w doniczce; będzie służyło jako świąteczna ozdoba przez
lata, kiedy zaś wyrośnie z doniczki, można je posadzić w lesie
czy na łące.
Oczywiście,
apele owe są jak najbardziej słuszne; zbyt wiele drzew w Polsce
wyrąbano, zwłaszcza pod rządami Bezprawia i Niesprawiedliwości, a
naprawdę nie trzeba wyrębywać kolejnych, bo spełnić świąteczną
tradycję. Z tego punktu widzenia już lepsza jest choinka sztuczna,
czyli plastikowa; używać jej można latami, a nawet dekadami, toteż
nie przyczynia się do rzezi lasów. Z drugiej strony, rozkładała
się będzie przez stulecia, więc z czasem, gdy się zużyje,
wygeneruje zanieczyszczenie…
Generalnie
– wszystkie święta, z Wigilią i Bożym Narodzeniem włącznie –
są po to, by człowiek sobie odpoczął, wrzucił na luz,
odstresował się oraz dobrze zabawił. Temu też służą świąteczne
tradycje. Jak najbardziej można fajnie świętować, nie
przyczyniając się do niszczenia zasobów leśnych Polski oraz bez
cierpienia i zabijania zwierząt. Da się przecież nabyć choinkę w
doniczce, jest wszak cała masa tradycyjnych bożonarodzeniowych
potraw, które mięsa – rybnego ani innego – nie zawierają.
Ode
mnie, w każdym razie, karpie są bezpieczne. Nie z powodów
ideologicznych; po prostu mi nie smakują, toteż na Wigilię ani
przy żadnych innych okazjach ich nie jadam. Od mięsa rybnego w
ogóle stronię, gdyż nie jestem jego amatorem.
PS.
Jutro lub pojutrze notki może nie być, za co z góry przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz