Krótka rzecz o prezentach
No
i nadszedł nam grudzień, czyli czas dawania sobie prezentów, już
to na Mikołajki, już to na Dziadka Mroza, już to na Boże
Narodzenie. Jest to jeden z dwóch głównych okresów prezentowych w
roku; drugi to oczywiście maj i początek czerwca, czyli czas, kiedy
w Kościele katolickim odbywają się uroczystości pod nazwą
Pierwsza Komunia Święta.
Rzecz
jasna, nie ma w tym absolutnie nic złego. Wręczanie sobie podarków,
bez względu na okazję, jest przecież miłym zwyczajem. To po
prostu pokazanie, że o drugiej osobie pamiętamy, szanujemy ją,
cieszymy się z jej obecności; prezentem wyrazić też można
wdzięczność. Znacznie bardziej liczy się w tym kontekście sam
fakt obdarowania niż przedmiot będący podarunkiem/prezentem.
Ciemną,
wiążącą się ściśle z coraz dzikszym kapitalizmem, stroną
okresów prezentowych jest komercjalizacja owego wspaniałego
zwyczaju. I tak, już od początku listopada (w tym roku zaczęło
się to jeszcze przed Świętem Niepodległości, o czym niedawno
pisałem) zasypywani jesteśmy bożonarodzeniowymi reklamami,
eksponującymi właśnie konieczność zakupienia i przekazania
bliskiej osobie prezentów. W samych tych reklamach, na dobrą
sprawę, nie ma nic nieetycznego – stanowią one wszak dźwignię
handlu, no i trudno, by producenci nie promowali swoich produktów,
skoro chcą je sprzedać – problemem wszelako staje się ich
intensywność, a wręcz nachalność. Nie dość, że
przedświąteczny sezon reklamowy zaczyna się z roku na rok coraz
wcześniej (skutkiem czego na długo PRZED Bożym Narodzeniem
człowiek ma już po dziurki w nosie tych wszystkich choinek, bombek,
światełek, itd., a świąteczny klimat radośnie się rozwadnia),
to jeszcze nie da się od nich uciec; są w telewizji, radio,
internecie, prasie, na wszędobylskich bannerach rozstawionych wzdłuż
ulic… Już kilka razy pisałem, iż reklamy te mogą być
śmiertelnie (nie przesadzam!) niebezpieczne dla osób cierpiących
na depresję, właśnie z uwagi na swoją wszechobecność i
nachalność. Dla innych ludzi bywają wkurzające, a jeśli jest ich
za dużo, wywołują zobojętnienie.
Jeśli
ktoś chce komuś wręczyć prezent, to i tak go nabędzie, nawet bez
reklam (lub zrobi samodzielnie, bo i takie sytuacje się zdarzają).
Tradycja i miłe zwyczaje nie muszą być wspierane czysto
komercyjnymi działaniami.
Ano
właśnie, wybierając podarunek, kierować należy się gustami,
potrzebami i upodobaniami osoby, którą zamierzamy obdarować – to
przecież JEJ przyjemność się liczy. I o tym właśnie należy
myśleć, dokonując w sklepie wyboru, nie o tym, co wciskają nam
reklamy; ktoś może wcale nie chcieć najintensywniej reklamowanego
towaru (lub już go ma; wszak reklamy skłaniają również do tego,
by kupić coś sobie samemu). Należy też, o czym chyba rzadziej
myślimy, kierować się bezpieczeństwem osoby, której chcemy dać
prezent.
Przykładowo,
kilka lat temu (nie wiem, jak jest z tym obecnie; przekonamy się, w
każdym razie, już w maju) bardzo modnymi prezentami komunijnymi
(czyli dla DZIECI!!!) były quady. Pojazdy te są fajne… ale dla
osób dorosłych i umiejących się nimi poruszać w sposób
odpowiedzialny. Dla małoletnich stanowić mogą śmiertelne
zagrożenie.
Wyjątkowo
chybionym pomysłem – w niektórych przynajmniej sytuacjach –
jest też dawanie dzieciakom żywych prezentów, czyli zwierząt.
Owszem, opieka nad rybkami akwariowymi, patyczakiem, papużką,
chomiczkiem, kotkiem bądź pieskiem może dać dziecku wiele
dobrego, ucząc je wrażliwości i odpowiedzialności. Tu jednakowoż
ogromną rolę do odegrania mają rodzice, to ONI powinni nauczyć
potomka, jak się zwierzakiem opiekować, i z czym taka opieka się
wiąże. Niestety, wiele ludzi uważa zwierzę za zabawkę i jako
zabawkę daje je dziecku na prezent. A potem psy czy koty (bo to one
często są takimi podarkami), kiedy już się znudzą wszystkim (bo
bynajmniej NIE TYLKO najmłodszym!) członkom rodziny, lądują w
schronisku… w najlepszym wypadku.
Dlatego,
kupując prezenty, bądźmy odpowiedzialni. Nie kierujmy się modą
czy reklamami (a ściślej rzecz ujmując, nie tylko nimi), lecz
dobrem osoby, którą z pomocą podarku chcemy uszczęśliwić.
Komentarze
Prześlij komentarz