Praca i depresja

Depresja jest zaiste poważną (ŚMIERTELNĄ!!!), nader paskudną chorobą, która – zwłaszcza przy ciężkim przebiegu – wysysa z człowieka wszystkie siły, zarówno psychiczne, jak też (z czego ktoś, kto na nią nie zapadł, ani nie ma ma wśród bliskich nikogo, kto z depresją się zmaga) fizycznych. Taki chory może zwyczajnie nie dać rady zlec się z łóżka i wykonywać codziennej, domowej aktywności, nie wspominając o – w zależności od wieku – nauce czy pracy. W klasycznych powieściach tudzież filmach grozy ofiara wampira w szybkim tempie słabła i obumierała; dokładnie to dzieje się z człowiekiem cierpiącym na depresję (przy czym schorzenie owo pozostaje znacznie groźniejsze niż fikcyjne monstrum żywiące się ludzką krwią).

Zastanawiam się, jak często ów objaw manifestujący się w, nierzadko skrajnym, osłabieniu brany jest przez bliskich/znajomych/nauczycieli/szefów za lenistwo. Nic nie robi, gdyż mu/jej się nie chce – osoby z depresją często słyszą tak o sobie, otrzymując przy okazji porady (czyt.: rozkazy) typu: „Bierz się do roboty!”. Ma się rozumieć, wydawane są one przez ludzi, co zielonego pojęcia nie mają o depresji i jej specyfice, nie wiedzą, jak choroba owa dewastuje psychikę oraz organizm (bardziej niż COVID-19; z autopsji wiem, co piszę!).

No właśnie, ale jak wygląda relacja między depresją a pracą (oraz nauką w szkole czy na studiach, bo mechanizm jest tutaj – o ile się orientuję – taki sam)? Czy to, że pracujemy, pomaga w leczeniu depresji? A może wręcz przeciwnie – sprzyja jej rozwojowi?

Cóż, z mojego doświadczenia (tzn. jako człowieka zmagającego się z tym schorzeniem oraz z informacji, jakie zdobywałem na jego temat przez lata) wynika, iż wiele zależy od rodzaju pracy. Jeśli się przepracowujemy i przemęczamy, jesteśmy permanentnie zestresowani, w miejscu jej wykonywania panuje zła atmosfera, nie lubimy swoich obowiązków zawodowych, a do tego wszystkiego korzyści z podjęcia danego zatrudnienia są niższe niż oczekiwane (zarabiamy zbyt mało, nie awansujemy mimo spełnienia kryteriów, nie uzyskaliśmy stabilności bytowej, itd.), to jak najbardziej możemy zachorować na depresję, albo pogorszyć jej objawy. Podobnie negatywnie – acz w mniejszym nieco stopniu – działa stres wywołany bezrobociem i związanym z nim strachem o jutro.

Z kolei, jeżeli dana praca nam odpowiada, wpasowuje się w nasze wykształcenie, umiejętności, kwalifikacje tudzież zainteresowania, lubimy wykonywać obowiązki, atmosfera jest dobra, a przy tym oczekiwania finansowe i inne mamy spełnione, to może nas ona z depresji podleczyć (sama w sobie całkiem raczej nie wyleczy; konieczna jest terapia) lub przed nią uchronić. Na mnie w ten sposób działa pisanie, zarówno zawodowe (twórczość literacka, copywriting, okazjonalnie publikowane w prasie lub internecie artykuły), hobbystyczne (niniejszy blog) oraz traktowane jako sposób komunikacji (posty i komentarze na Facebooku).

Jeżeli dopadła nas depresja, dobrze jest mieć bądź podjąć pracę, która w możliwie największym stopniu nam odpowiada. Wiem, w obecnych, kryzysowych czasach jest to bardzo trudne, niemniej takie właśnie zatrudnienie może przynieść zaiste zbawienne, lecznicze skutki. Lecz tak czy owak, jeśli chcemy wydobyć się z bagna tej choroby, potrzebna jest profesjonalna terapia psychologiczna oraz psychiatryczna – bez niej ani rusz! Praca może nam pomóc… lub zaszkodzić.

Co istotne, jeżeli osoba z Waszego otoczenia powtarza, iż nie ma sił, by pracować albo się uczyć, to NIE JEST leniwa. Objawiła się u niej śmiertelna choroba, toteż jak najszybciej potrzebne jest leczenie, inaczej dojść może do tragedii. A poganiając ją do roboty, krytykując, zarzucając rozleniwienie, itd., jedynie pogarszacie jej stan… i możecie ją zabić.

PS. Jutro notki prawdopodobnie nie będzie, gdyż mam ważną sprawę urzędową do załatwienia. W razie czego serdecznie z góry przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor