Mit kowala

Znacie mit o „kowalach własnego losu”? Czyli o jednostkach, które osiągnęły sukces – rzekomo – dzięki swojej pracowitości, silnej woli, aktywności, przedsiębiorczości, odwadze i tym podobnym cechom. Z pewnością znacie, jest on bowiem szeroko rozpowszechniony, już to w kulturze (zwłaszcza amerykańskiej, acz i europejska, a nawet rosyjska wolna od tegoż mitu nie jest), już to w mediach, już to we wszelkiego rodzaju poradnikach tudzież książeczkach motywacyjnych; słowem, we wszystkich źródłach, jakie wciskają nam, że to, co się z nami w życiu dzieje, zależy jedynie od nas samych.

Rzecz jasna, jest to bzdura. Już samo sformułowanie: „kowal własnego losu” pozostaje nielogiczne, los bowiem z definicji jest czynnikiem przypadkowym, a w każdym razie od człowieka niezależnym, nie da się go więc wykuć, ani ukształtować w inny sposób. Świetnie zdawali sobie z tego sprawę starożytni Grecy (acz i w Biblii podobne wątki można znaleźć), w mitologi których – zwłaszcza tej zawartej w eposach i tragediach – człowiek mógł tylko poddać się siłom zewnętrznym wobec siebie, symbolizowanym przez (chwiejną częstokroć) wolę bogów/Boga.

Zostawiając wszelako na boku filozoficzne rozważania, trudno nie zauważyć, iż na to, co się z nami dzieje, albo nie mamy jako jednostki żadnego wpływu, albo zgoła niewielki. Czy bowiem decydujemy, jaka jest pogoda danego dnia (a od tego może wręcz zależeć, czy umrzemy, czy przeżyjemy)? Czy mamy wpływ na trzeźwość innych uczestników ruchu drogowego? Nie od nas zależy, czy zachorujemy (przykładowo, mimo stosowania środków ostrożności, i tak dopadł mnie COVID-19, nieomal zabijając), albo czy nie padniemy ofiarą jakiegoś szaleńca. I tak dalej.

Jasne, codziennie podejmujemy multum decyzji, jednakże to, czy zdołamy je zrealizować, warunkują zewnętrzne okoliczności. Toteż „kowal własnego losu” nie istnieje; pozostaje mitem jedynie.

I wszystko byłoby cacy, gdyby rzecz cała ograniczała się do opowieści o ludziach, którzy dzięki sile fizycznej, charakterowi, gotowości do poświęceń tudzież innym, mniej lub bardziej pozytywnym cechom wydobywają się z najpoważniejszych choćby kłopotów, ratując przy okazji świat albo przynajmniej jakąś jego część. Niestety, w micie o „kowalu własnego losu” kryje się poważne niebezpieczeństwo, jako że stanowi on jeden z głównych – oraz bardziej złowrogich – elementów kapitalistycznej propagandy,.

Otóż, system społeczno-ekonomiczny zalicza się do czynników, na jakie nie mamy wpływu. To znaczy, jako jednostki, gdyż jako zbiorowości ludzie mogą zmieniać w mniej bądź bardziej gwałtowny sposób ustroje tudzież systemy. A jaka jest esencja kapitalizmu, dobrze wiemy: koszenie przez prywatnych właścicieli środków produkcji (kapitalistów) fortuny na wysiłku ludzi pracy (proletariuszy), poprzez eksploatację i wyzysk. W tym celu ci, którzy pracują, muszą zostać podporządkowani tym, co na ich harówie się bogacą.

Jedną zaś z najskuteczniejszych metod podporządkowania, czy wręcz zniewolenia człowieka, jest danie mu iluzji wolności oraz siły. I temu służy mit „kowala własnego losu”.

Dzięki niemu wmawia się nam przecież, że nasza kondycja bytowa zależy WYŁĄCZNIE od nas samych. Nie od systemu, nie od ustroju politycznego, lecz właśnie od nas. Jako „kowale własnego losu” mamy oto zasuwać, nie spać, nie odpoczywać, poświęcać dla pracy wszystko (na czele z życiem osobistym), manifestować uległość wobec osób stojących wyżej w kapitalistycznej hierarchii, niczego (a zwłaszcza wynagrodzenia za pracę) nie oczekiwać… no i wówczas odniesiemy sukces. Czyli się dorobimy, ponoć nawet fortuny. Jak łatwo się domyślić, najczęściej dorabiamy się licznych schorzeń fizycznych oraz psychicznych (czyli przedwczesnego zgonu, ni mniej, ni więcej), nie wspominając o zrujnowanych relacjach z innymi osobami. Natomiast zyski, które swoją pracą ponad siły generujemy tak czy owak zgarnie kapitalistyczny wyzyskiwacz. A jeżeli mimo harówy nie mamy pieniędzy, by zaspokajać swoje najbardziej podstawowe potrzeby bytowe, to omawiany mit obwinia o ponury ów stan rzeczy nas samych. Bo byliśmy „zbyt leniwi”, pracowaliśmy „za mało” (co z tego, że kilkanaście godzin na dobę, przez siedem dni w tygodniu?), oczekiwaliśmy „nazbyt dużo”, itd. Całą winę mamy zwalać na SIEBIE, nie na nieludzki system kapitalistyczny, a już absolutnie nie na wyzyskujących nas i doprowadzających do nędzy prywatnych właścicieli środków produkcji. Jest to bardzo szkodliwe, gdyż wyzwala mechanizm samopotępienia, wyjątkowo groźny dla naszej psychiki. Czujemy się mali, nic niewarci i źli.

Mówiąc krótko, mit „kowala własnego losu” służy temu, by nas zniewolić, czyniąc pokornymi parobkami panów, na fortuny których zaharowujemy się niczym chłopi pańszczyźniani. Ułuda wolności kryje w sobie odebranie nam tejże.

Mit ów ma jeszcze jedno zastosowanie propagandowe. Otóż, jeśli widzimy kapitalistę (zwłaszcza miliardera), jaki w ten sposób się przestawia, możemy być pewni, że jest kanalią, która gigantyczny swój majątek zbiła, niszcząc konkurentów, oszukując klientów, dojąc państwo, a przede wszystkim eksploatując ludzi pracy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor