Snobizm na czytanie

Koalicja Obywatelska i pokrewni jej ideologicznie (czyli konserwatywni, acz udający liberalnych) dziennikarze na czele z Hanną Lis (to ona zaczęła całą nagonkę, jeśli się nie mylę) mają nowego wroga. Jest nim Maja Staśko, dziennikarka i aktywistka, obrończyni praw kobiet, autorka książki Gwałt polski. Dlaczego konserwatyści udający liberałów wzięli ją na celownik?

Otóż niedawno na antenie TVN24 udzielała ona (wraz z Zygmuntem Miłoszewskim, pisarzem) wywiadu na temat stanu czytelnictwa w Polsce (ten od lat jest fatalny, niejednokrotnie o tym pisałem), potępiając snobizm na czytanie, który zdaniem pani Staśko, wyklucza osoby nieczytające z powodów finansowych, braku edukacji czy zaburzeń psychicznych; ludzie ci uznawani są często za leniwym i roszczeniowych, podczas gdy – i tu pani Maja ma w stu procentach rację – zasługują na pomoc oraz lepszą edukację.

No i się wylało, bo polski prawicowiec, zwłaszcza ten, co stroi się na liberała, nienawidzi, kiedy ktoś wytyka jego wady, na czele właśnie ze snobizmem oraz pogardą wobec innych osób, zwłaszcza gorzej sytuowanych. Pomyje leją się szczególnie obfitym strumieniem wówczas, gdy potępiający (lub potępiająca, jak w tym przypadku) ma rację.

Jasne, to bardzo źle, że w (k)raju nad Wisłą mniej niż połowa obywatelek i obywateli regularnie czyta książki. Ale powodów tego ponurego stanu rzeczy jest wiele, i trzeba je zrozumieć, by dążyć do poprawy sytuacji w tym zakresie. Różne są bowiem przyczyny, dla których ludzie po książki nie sięgają. Finansowe zaliczają się do nich jak najbardziej; książki są w Polsce naprawdę drogie, podczas gdy zarobki zdecydowanie zbyt niskie (dziękujemy panu Balcerowiczowi oraz jego następcom), a dalece nie wszyscy obywatele mają dostęp do biblioteki (te zaś funkcjonują różnie, zwłaszcza na wsiach i w małych miasteczkach) lub do marketu, gdzie zdarzają się książkowe wyprzedaże. Jest też cała masa osób, jakie czytanie lubią… ale z powodu przepracowania (żyjemy w kapitalizmie, przypominam, czyli systemie opartym na wyzysku i eksploatacji siły roboczej) nie mają na nie ani czasu, ani siły. Podejrzewam, że Maja Staśko ma rację i tym zakresie, iż są ludzie, co po książki nie sięgają z powodu braków w edukacji – ale to wina systemu rzekomej oświaty, nie tych osób. Komuś na czytanie może nie pozwalać zły stan zdrowia, zarówno fizycznego, jak też psychicznego. No i jest cała masa ludzi czytać zwyczajnie nielubiących – w znacznej mierzy z winy szkoły, skąd wyniosły one przekonanie, iż kontakt ze słowem pisanym to katorga, nie przyjemność (wielokrotnie o tym pisałem).

Toteż, aby więcej Polek i Polaków uskuteczniało regularny kontakt z literaturą piękną, należy podjąć odpowiednie działania. Ot, chociażby reformę rynku pracy (zmniejszenie skali wyzysku), by ludzie mieli na czytanie więcej czasu i siły. Reformę rynku księgarskiego, aby książki stały się przystępniejsze cenowo; powinno to być połączone z rozwojem bibliotek. I przede wszystkim reformę szkolnictwa, by zachęcało ono do czytania, zamiast zniechęcać.

Rzecz jasna, dobre są też wszelkie formy promowania czytelnictwa, czym zajmować się mogą media (w tym portale internetowe), biblioteki, księgarnie i ośrodki kultury, a także celebryci. Tyle, że powinno to być właśnie PROMOWANIE, czyli ukazywanie ludziom, iż czytanie prozy, poezji lub literatury faktu to przyjemność, rozrywka, dobry sposób na spędzenie wolnego czasu, itd. Chodzi tu o ukazywanie zalet kontaktu (najlepiej regularnego) z książkami.

Absolutnie NIE MOŻE to jednak sprowadzać do snobizmu, czyli manifestowania, że jestem lepszy, bo czytam. Wówczas bowiem osoby niesięgające po słowo pisane z automatu czują się „gorsze”; to właśnie owo wykluczenie, o którym mówiła Maja Staśko. A powody nieczytania mogą być, jak wskazano wyżej, różne. Są osoby, które po książki nie sięgają, bo z różnych przyczyn nie mogą; dołowanie takich osób jest wyjątkowo szkodliwe – nie tylko krzywdzące, ale też uderzające we wszelkie akcje w zdrowy sposób promujące czytelnictwo. No i nie należy zapominać, że zawsze będą tacy, którzy książkami nie zainteresują się nigdy, z tej jakże prostej przyczyny, iż wolą inne rozrywki. Nie uważam za gorszego niż ja, bibliofil, kogoś, kto wolny czas spędza nie nad książką, ale grając w piłkę, biegając, oglądając film czy grając na komputerze. Różne są pasje, rozrywki i zainteresowania; absolutnie nie wolno dyskryminować ludzi na podstawie tego, co lubią robić (pod warunkiem, że nie jest to krzywdzenie bliźniego swego).

Konkludując, snobizm (każdy, w tym oczywiście na czytanie) jest zły i godzien potępienia, ponieważ w naturalny sposób rodzi tendencję do wykluczania innych osób i traktowania ich z góry. A wykluczając nieczytających i uważającą ich za „gorszych”, do sięgania po książki nie zachęcimy nikogo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor