Cukier, depresja i kapitalizm

Niedawno przeczytałem na jakiejś (nie pamiętam dokładnie, na jakiej, ale w sumie to nieważne) stronie o żywności, że spożywanie cukru wydatnie wpływa na ryzyko zachorowania na depresję. Przypomnę, iż jest to bardzo poważne schorzenie psychiczne, a zarazem jedna z głównych – obok nowotworów i chorób układu krążenia – przyczyn zgonów w skali świata. Prowadzić może bowiem do samobójstw, a nawet, jeśli nie, to przeżywanie jej ataków mocno wyniszcza organizm. Nie jest to żaden chwilowy dołek psychiczny tudzież spadek nastroju; depresja, zwłaszcza oczywiście ciężka, wymaga profesjonalnego leczenia psychiatrycznego, farmakoterapię wliczając.

Czy faktycznie do jej rozwoju przyczynić się może spożywanie cukru, trudno mi zweryfikować. Opcji takiej oczywiście nie wykluczam; potrafię sobie wszak wyobrazić, że substancja owa negatywnie oddziałuje na organizm, w tym układ nerwowy i mózg, zaburzając jego funkcje w taki sposób, iż łatwiej jest na owo paskudne choróbsko zapaść. Może tak, może nie, trudno mi powiedzieć, nie jestem specjalistą.

Żywię za to pewność odnośnie jednego – nawet, jeśli wcinając słodkie, narażamy się na depresję, to i tak żaden cukier, żadne słodycze ani słodzone napoje nie są w stanie wpędzić nas w nią tak, jak samo życie w warunkach nieludzkiego systemu kapitalistycznego. To właśnie przez niego choroba owa zaliczana jest do mało chwalebnego grona schorzeń cywilizacyjnych, i to kapitalistyczne uwarunkowania czynią ją śmiertelną.

Wynika to już z roli, jaką ów (najczęściej ukryty, ale bywa, że jawny – faszyzm i nazizm chociażby) totalitaryzm wyznacza większości ludzi. Jak wiemy, z jednej strony mamy być możliwie najtańszą i najbardziej wydajną siłą roboczą, z drugiej biernymi, bezmyślnymi konsumentami dóbr i usług; obie te funkcje służą temu rzecz jasna, by kapitaliści-prywatni właściciele środków produkcji mieli jak najwięcej w kieszeniach.

No to zasuwamy, na coraz gorszych warunkach, przybywa bowiem umów śmieciowych, wymuszonych samozatrudnień, bezpłatnych staży i innych form wyzysku oraz eksploatacji proletariatu przez kapitał. Prawa pracownicze są stopniowo likwidowane, w tym takie jak regulowany czas pracy, prawo do urlopu czy chorobowego, że o prawie do wynagrodzenia nie wspomnę. W związku z tym pracujemy coraz dłużej i coraz ciężej, co negatywnie odbija się na stanie naszego zdrowia, zarówno fizycznego, jak też psychicznego. Przepracowanie, zwłaszcza w zestawieniu ze stresem, jak najbardziej może być przyczyną depresji… i nader często jest. Zwłaszcza, jeśli nie widzimy zadowalających efektów tegoż kieratu.

No właśnie, rola konsumenta, czyli druga z narzuconych nam przez kapitalistyczny totalitaryzm, również może przyczyniać się do zapadnięcia na omawiane schorzenie. Oto bowiem system rozbudza, poprzez chociażby reklamy czy różnego rodzaju akcje promocyjne, nasze potrzeby (częstokroć nieadekwatne do rzeczywistości, czyli sztuczne po prostu) i marzenia. Te okazują się nierzadko zwyczajnie niemożliwe do zrealizowania, bo nas na to nie stać. Albowiem zarabiamy zbyt mało; mamy wszak pozostawać JAK NAJTAŃSZĄ siłą roboczą, toteż choćbyśmy zaharowali się na śmierć, i tak zarobimy tyle tylko, by utrzymać się przy życiu… choć na obecnym, nader patologicznym etapie rozwoju neoliberalnego kapitalizmu, także i takie minimalne wynagrodzenie przestało być oczywistością. Zdarza się (ponury to skutek niektórych rodzajów śmieciówek i samozatrudnienia), że im więcej pracujemy, tym MNIEJ na tejże pracy zarabiamy, m. in. dlatego, ze rosną koszta związane z samą pracą, podczas gdy zyski niekoniecznie wzrastają wprost proporcjonalnie do ponoszonych wysiłków. Toteż fakt, że harujemy na rozbudzone sztucznie przez kapitalizm marzenia, które okazują się nie do zrealizowania, rodzi frustrację. Frustracja sama w sobie jest czynnikiem sprzyjającym zachorowaniu na depresję, a co dopiero w połączeniu z przepracowaniem i stresem…

Właśnie, stres. Jeżeli jest nadmierny i zbyt długo utrzymujący się, również prowadzi do omawianej choroby psychicznej (nie wspominając o fizycznych, np. zawałach czy wylewach). A w kapitalizmie czynników stresogennych jest od czorta i jeszcze trochę. Atmosfera w miejscu pracy, zwłaszcza konkurencja między pracownikami. Narzucane przez szefostwo, zbyt wysokie tempo wykonywania zadań. Brak czasu dla siebie i bliskich. Zbyt niskie zarobki. Kredyty i pożyczki, bez których często nie można się obyć, zwłaszcza na starcie kariery. A przede wszystkim niepewna sytuacja bytowa – nawet, jeśli teraz zarabiamy dużo, to w każdej chwili stracić możemy wszystko, co mamy, niekoniecznie nawet na skutek cały czas wiszącej nad nami groźby zwolnienia, w kapitalizmie bowiem (szczególnie neoliberalnym, jaki w Polsce wdrożyła prawicowa targowica postsolidarnościowa) do nędzy doprowadzić może poważniejsza choroba lub wypadek (nie wszyscy są ubezpieczeń na życie, kwoty zaś polis nie zawsze okazują się adekwatne do sytuacji). Reasumując, żyjąc w warunkach kapitalistycznych, cały czas boimy się o jutro, co samo w sobie jest jedną z przyczyn depresji.

Nieludzki ów system pozbawia nas też nadziei na zmianę ponurej sytuacji bytowej. Szybko się orientujemy, iż mimo naszej pracowitości, zaangażowania i poświęcenia, nie osiągamy nic, wciąż tkwimy nawet, jeśli nie w biedzie, to przynajmniej w niedostatku, co wszelako najgorsze, nigdy nie zmieni się to na lepsze, bo system nie pozwoli. Jedną z naturalnych patologii kapitalizmu jest wszak brak perspektyw życiowych. Kolejny czynnik sprzyjający depresji.

Konkludując, nie jestem w stanie stwierdzić, na ile spożycie cukru przyczynia się do zapadnięcia na ową śmiertelną chorobę, ale z pewnością możemy się jej łatwo nabawić i na nią umrzeć dlatego, że żyjemy w kapitalizmie. Nieludzki ten system po prostu zabija.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor