Nie lepsi
Kampania
prezydencka się rozkręca, kandydaci ruszyli w trasę, walcząc o
elektorat, a w przypadku Rafała Trzaskowskiego, także zbierając
popisy poparcia, konieczne do zarejestrowania kandydatury. W
internecie z kolei pojawiają się coraz to różniejsze opinie na
temat startujących polityków, od nader pozytywnych, wręcz
ubóstwiających, po krytyczne, wręcz ocierające się o mowę
nienawiści.
Trafiają
między nimi i takie, wedle których „wszyscy kandydaci będą
lepsi niż Andrzej Duda i Krzysztof Bosak”. W tym względzie
pozwolę sobie na małą polemikę.
Oczywiście
reelekcja urzędującej imitacji prezydenta byłaby tragedią,
podobnie jak wygrana (lub choćby uzyskanie przez niego znaczącego
poparcia) neofaszysty wierzącego w to, że Słońce krąży wokół
Ziemi (geocentryzm, obalony w XVI wieku przez Mikołaja Kopernika,
przypominam). Niemniej jednak, wcale nie jest powiedziane, że każdy
z czterech ich znaczących kontrkandydatów byłby na prezydenckim
stanowisku lepszy niż ci dwaj.
Na
pewno nie da się tego powiedzieć o Szymonie Hołowni. Showman i
katolicki publicysta nie ma ani żadnego zaplecza politycznego
(kandydatem jest wszak bezpartyjnym) – religijne i biznesowe to co
innego (o tym za chwilę), ani najmniejszego choćby doświadczenia w
tym względzie; już samo to sprawia, że jako prezydent by sobie nie
poradził. Pełniłby tę funkcję równie źle, co Andrzej Duda, a
niewykluczone, iż byłby równie niebezpieczny, co Krzysztof Bosak.
Jest bowiem pan Hołownia (tak samo, jak kandydat Konfederacji)
religijnym fundamentalistą, nie uznającym ani praw kobiet,
zwłaszcza do decydowania o własnym organizmie, ani też praw
mniejszości seksualnych, szczególnie do zawierania małżeństw
przez pary jednopłciowe. Prawdopodobnie nie pogniewałby się
również o państwo całkowicie wyznaniowe (jakkolwiek w
kampanijnych wypowiedziach podnosi, że jest inaczej, co jednakowoż
w jego ustach brzmi niewiarygodnie). No i to, że jest bezpartyjny i
nie ma zaplecza politycznego, bynajmniej nie świadczy, że nikt za
nim nie stoi; przeciwnie, za plecami pana Hołowni kryją się
kościelni hierarchowie (może być dla nich rezerwowym kandydatem,
na wypadek przegranej Dudy i Bosaka) oraz najprawdopodobniej wielki
kapitał. Nie prowadzi też pan Szymon merytorycznej kampanii,
ograniczając się do rzucania ogólnikowymi hasełkami oraz szczucia
na kontrkandydatów; rodzi to obawę, że nie ma ani programu, ani
wizji swojej prezydentury.
Władysław
Kosiniak-Kamysz z Polskiego Stronnictwa niezbyt Ludowego z kolei
jest, podobnie jak Andrzej Duda, politykiem betonowo konserwatywnym i
prokościelnym (pewnie kolejny rezerwista biskupów). Do tego popiera
polowania, dopomógł przepchnąć przez Senat chore Lex Ardanowski.
Podobne jak Hołownia i Bosak, nie odrzuca współpracy z Bezprawiem
i Niesprawiedliwością, co oznacza, iż jako prezydent byłby
kolejnym długopisem Kaczyńskiego Jarosława.
O
Rafale Trzaskowskim napisałem ostatnio całą notkę, nie będę się
zatem powtarzał. Stwierdzę tu tylko, że i z tym kandydatem nie
wiążę żadnych nadziei, bo nawet, jeśli pan Trzaskowski chciałby
zmienić coś w Polsce na lepsze, to nie pozwoli mu ani PiS, ani jego
własna partia, Platforma Obywatelska, której liderzy najwyraźniej
chcą tkwić w prawicowym marazmie, na co wskazują sejmowe
głosowania jej posłów.
Tak
naprawdę, jedynym spośród startujących kandydatów, który będzie
lepszym prezydentem niż Duda Andrzej, jest Robert Biedroń.
Lewicowiec, człowiek pełen szacunku do wszystkich ludzi, o otwartym
umyśle, postępowy, mający bardzo dobry program dla Polski. Jedyny
wiarygodny obrońca praw kobiet oraz praw rozmaitych mniejszości,
jedyny wiarygodny orędownik państwa świeckiego.
I
dlatego właśnie na niego oddam swój głos. Bo chcę mieć
prawdziwego prezydenta, a nie kolejnego Dudę, tylko w innym
opakowaniu.
Komentarze
Prześlij komentarz