Amerykanin i Grek

Jakiś rok temu usłyszałem następującą historyjkę, ponoć autentyczną, zaczerpniętą z reportażu czy filmu dokumentalnego:
Pewien Amerykanin, spacerując po plaży w Grecji, spotkał młodego mężczyznę, siedzącego i spoglądającego w morze. Zapytał go, kim jest.
Jestem rybakiem – odpowiedział Grek.
Dlaczego więc nie łowisz ryb? – zdziwił się Amerykanin.
Już łowiłem. Wypływam rano na godzinę czy dwie, złowię dwie lub trzy ryby, jedną dla siebie, resztę na sprzedaż. A potem siedzę sobie na plaży, gram dziewczynom na gitarze i piję wino.
O nie, Greku, nie możesz tak robić! Ja ci tu zaraz napiszę biznesplan. Będziesz wypływał na cały dzień i łowił tyle ryb, ile dasz rady. Sprzedasz je wszystkie, a po jakimś czasie będzie cię stać na drugą łódź, potem trzecią… W końcu, jak będziesz ciężko pracował, będziesz miał całą flotę rybacką i duże pieniądze…
No dobrze – odpowiedział po chwili zastanowienia młody rybak – to będę bogaty. I co wtedy będę robił?
Wtedy będziesz wypływał rano na godzinę czy dwie, by złowić kilka ryb, a potem będziesz siedział sobie na plaży, grał dziewczynom na gitarze i pił wino…
Innymi słowy, Grek miał, zdaniem Amerykanina, harować po to, by osiągnąć dokładnie to, co miał w momencie ich rozmowy.
Jankes prezentuje tutaj typowo kapitalistyczny punkt widzenia na życie i pracę, popularny wśród burżuazji (i osób aspirujących do tej klasy), że głównym celem człowieka ma być zasuwanie przez cały czas, poza ewentualnie tym przeznaczonym na sen, bo to ma nas z czasem doprowadzić do bogactwa. Że niby to „cierpliwością i pracą ludzie się bogacą”. Oczywiście nie jest to prawdą, a przynajmniej nie całą.
Owszem, dobrobyt bierze się z pracy, bez niej jest on niemożliwy do osiągnięcia. Problem w tym, że w kapitalizmie na pracy bogacą się nie ci, co ją wykonują, lecz prywatni właściciele środków produkcji, czyli kapitaliści. W nieludzkim owym systemie praca powiązana jest z wyzyskiem, czyli – najogólniej rzecz ujmując – płaceniem za nią robotnikowi mniej, niż realnie kosztuje jego siła robocza. Im bowiem taniej, a także dłużej i ciężej pracuje proletariusz, tym większe zyski spływają na konto kapitalisty… Gdyby w kapitalizmie bogactwo realnie zależało od pracowitości, to kasjerzy z dyskontów, pielęgniarki czy górnicy byliby milionerami.
Jasne, można też pracować na własny rachunek. Ale znów nieprawdą jest, jakoby nieludzki system kapitalistyczny promował małych i średnich przedsiębiorców. Przykładowo, nasz grecki rybak faktycznie mógłby zastosować się do porady Amerykanina, ale wcale nie jest pewne, czy faktycznie dorobiłby się floty rybackiej oraz majątku. Całkiem możliwe, że skończyłoby się na harówie, która nie przyniosłaby oczekiwanych dochodów, np. jeśli Grekowi nie udałoby się zakontraktować żadnego odbiory lub branża przechodziłaby akurat kryzys.
Poza tym, rybak ów zaprezentował mądre podejście do pracy czy życia. Otóż, wedle kapitalistycznej ideologii, praca ma być dla człowieka celem samym w sobie (rzecz jasna chodzi to o to, byśmy zasuwali gwoli wzbogacenia kapitalistów); wykonująca ją osoba nie powinna oczekiwać od niej nic ponad wkładaniem w nią maksymalnie dużego wysiłku. Perspektywa dużego, a choćby tylko pozwalającego się utrzymać zysku, jak też odpoczynku jest wyjątkowo odległa. A poświęcanie czasu własnym potrzebom niezwiązanym z wykonywanym zawodem czy gromadzeniem dóbr materialnych (takich właśnie jak wylegiwanie się na plaży, granie dziewczynom na gitarze tudzież picie wina), uznawane jest w kapitalistycznej propagandzie za przejaw lenistwa, próżniactwa i tym podobnych patologii.
A tymczasem człowiek pracuje po to, by dobyć środki na zaspokojenia swoich potrzeb bytowych właśnie. Owszem, kwestie takie jak satysfakcja z pracy czy czerpanie przyjemności z jej wykonywania są naprawdę istotne, ale praca niegwarantująca utrzymania jest albo wolontariatem (aby go uskuteczniać, musimy mieć inne źródło dochodu), albo niewolnictwem.
Grek z powyższej historyjki pracował tyle, by zdobyć środki na zaspokojenie swoich potrzeb – realnych, dodajmy, a nie narzuconych z pomocą takich na przykład reklam. Innymi słowy, chciał zarobić tyle, by starczyło mu środków na wykonywanie czynności, które lubił. Poza tym, chciał korzystać z życia.
No właśnie. Mamy JEDNO życie (istnienie wiecznego, obiecanego przez przez poszczególne religie, nie zostało potwierdzone) i strawienie go – zgodnie z tym, czego żądają od nas kapitaliści i posłuszni im ideolodzy – na coś, co zamiast zysków przyniesie nam tylko wycieńczenie, stres, choroby zawodowe, zawał lub wylew w wieku czterdziestu lat czy też samobójstwo z powodu wywołanej przepracowaniem i bezsensem życia depresji, jest bez sensu.
Jeśli ktoś zmusza nas do harówy dla samej harówy, jest naszym wrogiem, gdyż chce z nas uczynić niewolników. I tyle.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor