Drogi ból zęba

Ostatnimi czasy żyliśmy (medialnie przynajmniej) w (k)raju nad Wisłą epidemią koronawirusa oraz przekładanymi wyborami prezydenckimi (ostatecznie mają być 28 czerwca). Tymczasem są jeszcze inne problemy, o jakich media nie mówią, a które w dłuższej perspektywie czasowej okazać się mogą nader bolesne. DOSŁOWNIE bolesne…
Przykładowo, o tym, że publiczna służba zdrowia jest w stanie zbliżającym się do zapaści, wiemy nie od dziś. Dzieje się tak nie tylko z powodu COVID-19, ale przede wszystkim niewydolnego systemu składkowego, chronicznego niedofinansowania tudzież złego ustawodawstwa. Sytuacja poszczególnych sektorów jest oczywiście różna, niemniej jednak są takie, co niemalże umierają. Zalicza się do nich psychiatria dziecięca… ale też stomatologia.
Tak, publiczna dentystyka po cichu obumiera. Kolejki są długie, jakość usług coraz gorsza, gabinety w publicznych przychodniach nie zawsze są w stanie oferować porównywalną jakość usług, co gabinety prywatne (wiadomo, zły system finansowania). Dlatego ludzie wolą iść do dentysty pracującego na własny rachunek.
Niby nic w tym złego. Jeśli publiczna stomatologia upadnie, ludzie będą chodzili wyrywać/leczyć zęby prywatnie – pozornie jest to proste i oczywiste.
Problem jest jednak taki, iż usługi te są drogie. Okej, na zwykłe wyrwanie czy borowanie zęba większość społeczeństwa będzie mogła sobie pozwolić. Ale już bardziej skomplikowane zabiegi mogą być cenowo poza zasięgiem osób pracujących na śmieciówkach (o bezpłatnych stażystach nie wspominając), emerytów i rencistów, studentów, rodziców rodzin wielodzietnych oraz wielu innych grup społecznych. Zwłaszcza teraz, w czasie kryzysu, kiedy coraz więcej osób traci pracę, liczne przedsiębiorstwa upadają, a inne redukują wynagrodzenia pracowników…
Innymi słowy, sytuacja ekonomiczna społeczeństwa się pogarsza, co oznacza, że ludzie z co bardziej kosztownych usług rezygnują. Nawet tych związanych ze zdrowie. A kryzys dopiero się zaczyna, toteż sytuacja będzie się tylko pogarszała.
Mówiąc krótko, skoro opieka dentystyczna jest tak realnie dostępna dla coraz mniejszej liczby Polaków, stan naszego uzębienia w skali społecznej będzie zatem coraz gorszy, co przełoży się na inne problemy zdrowotne; taka na przykład ropa w dziąśle może prowadzić do naprawdę poważnych konsekwencji.
Z podobną sytuacją, tyle że na znacznie większą skalę, mamy do czynienia w USA. Tam (poza programami dla najuboższych obywateli oraz weteranów) publiczna służba zdrowia nie istnieje, obywatele muszą płacić za leczenie z własnych pieniędzy lub wykupić sobie ubezpieczenie. Na takie, co zawiera szersze pakiety medyczne, stać coraz mniej osób, bo i w Stanach narasta bieda, i to od paru ładnych dekad. Dlatego chociażby w tymże państwie tylu ludzi umiera na koronawirusa; po prostu nie mają środków na odpowiednie leczenie.
Z polską dentystyką może być bardzo podobnie. Owszem, skutki tego, że większości Polaków nie będzie stać na zabiegi inne niż wyrwanie zęba, nie będą aż tak tragiczne. Jednakowoż wizja bezzębnego społeczeństwa optymizmem też nie napawa…
A na poważnie, prywatyzacja każdego sektora usługowego, medyczny wliczając, sprawia, iż liczba osób, jakie realnie mogą z niego skorzystać, maleje. Bywa to zabójcze, a najczęściej jest po prostu szkodliwe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor