Wombat

A dziś będzie coś pozytywnego. Przeczytacie mianowicie notkę o nadziei.
Lubię jeść śniadanie przed telewizorem. Dziś, spożywając pierwszy posiłek dnia, też przerzucałem kanały TV i trafiłem na program o Australijczykach pomagających wombatom. Zbierają ranne zwierzęta, leczą je, pomagają schłodzić się wombatom przegrzanym (upały stanowią dla nich śmiertelne zagrożenie), ogólnie prowadzą dla nich taką małą domową klinikę, a zarazem hotelik. Poświęcają cały swój czas dla tych ślicznych zwierzaków. A te odwdzięczają się, przytulając się do tych ludzi, odwiedzając ich dom (po podleczeniu są wypuszczane na wolność), itd.
Bardzo lubię oglądać takie programy, ze względu na ich pozytywny ładunek emocjonalny. Uwielbiam zwierzęta, ich widok koi moje nerwy, zarówno, kiedy widzę je na żywo, jak i na telewizyjnym czy komputerowym ekranie. A fakt, że na świecie są ludzie, którzy pomagają zwierzętom przeżyć, nieraz wręcz ratując całe gatunki od wymarcia, sprawia, iż gdzieś tam w głębi mojego umysłu tli się nadzieja, że w sferze człowieczeństwa nie wszystko jeszcze stracone.
Ogólnie, mam ogromny szacunek dla takich osób: weterynarzy, aktywistów ratujących zwierzęta, Masajów, którzy zrezygnowali z tradycyjnych polowań na lwy, uczestników akcji przeciwko myśliwym, naukowców badających zwierzęta, itd.
Równie mocno szanuję wszystkich, którzy szerzą wiedzę o przyrodzie i klimacie, dzięki czemu świadomość społeczna w kwestii konieczności ich ochrony sukcesywnie się zwiększa. Tu złożyć należy wyrazy uznania organizatorom i uczestnikom Młodzieżowych Strajków Klimatycznych.
Stosunek wobec zwierząt – i ogólnie wszelkich istot żywych – stanowi miarę naszego człowieczeństwa. Nie ma się co spierać, że jest inaczej. Z kolei to, jak traktujemy naszą planetę, jest miarą naszej mądrości… Albo raczej głupoty, bo przecież kapitalizmu – systemu, który doprowadził do skrajnego wyeksploatowania surowców, potwornego zanieczyszczenia i zaśmiecenia globu, degradacji środowiska oraz katastrofy klimatycznej – nie przywieźli nam kosmici, lecz stworzyliśmy go my, ludzie. Kierując się czysto ludzką, patologiczną cechą, jaką jest chciwość.
Obecna epoka w dziejach Ziemi określana jest mianem antropocenu; nazwa ta odzwierciedla to, że planeta przeobrażana jest przez nasz gatunek, i to on kierunkuje jej rozwój.
Pytanie tylko, czy mamy do czynienia z rozwojem, bo zanieczyszczenia i eksploatację wszystkiego, co się da, trudno tym mianem określić… i czy to przeobrażenie Ziemi nie jest czasem sprowadzaniem na nią zagłady. Dobra, całej planety być może nie zniszczymy, ale naszą rabunkową działalnością, wynikającą z prawideł kapitalizmu i dążenia kapitalistów do maksymalizacji zysków za wszelką cenę, wybijemy większość zamieszkujących ją gatunków flory i fauny, nasz własny wliczając. Za miliony, czy tam miliardy lat życie wprawdzie się odrodzi… Ale ile szkód narobimy, tyle narobimy.
Tym cenniejszy jest wysiłek wszelkich aktywistów, którzy dbają o przyrodę, jak również naukowców, badających ją i szerzących wiedzę na jej temat.
Jasne, ktoś może powiedzieć, że uratowanie geparda albo wombata nie uzdrowi tego świata, nie zapobiegnie zagładzie. Owszem, ale zawsze będzie to przedłużenie egzystencji konkretnego zwierzęcia, które przecież żyje i odczuwa emocje. A w skali globalnej – przypomnę tutaj, iż na całym świecie działa tysiące, a może i miliony aktywistów zajmujących się szeroko pojętą ochroną przyrody – pozytywne zmiany są już dostrzegalne.
Może zatem jest nadzieja dla nas i tej nieszczęsnej planety. Istnieje bowiem szansa, że Australijczycy, którzy poświęcili się ratowaniu wombatów, tak naprawdę ratują świat. A nawet, jeśli nie świat, to ludzką przyzwoitość z pewnością.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor