Iluzja wyboru

Kapitalistyczna propaganda wmawia nam, że dzięki kapitalizmowi, nazywanemu „wolnym rynkiem” (tak naprawdę, „wolny rynek” to fikcja; istnieje jedynie dyktat wielkich koncernów i korporacji) mamy nieskrępowany wybór, w zakresie oczywiście czysto konsumpcyjnym.
Chodzi o to, że – wedle tegoż propagandowego przekazu – możemy pójść, do jakiego sklepu chcemy i nabyć tam, co nam się żywnie podoba. Nie musimy ograniczać się do jednej oferty, mamy ich bowiem tysiące przed oczyma, tylko brać, wybierać. System kapitalistyczny ma nam, konsumentom, dawać praktycznie nieograniczoną możliwość selekcjonowania najlepszych dla siebie dóbr oraz usług i konsumowania ich (ale o tym, że za możliwość tejże konsumpcji płacimy półniewolniczą harówą na dobrobyt kapitalistów, to propaganda nas już nie informuje).
No to przyjrzyjmy się, jak to jest z tym „wolnym wyborem”, niby to gwarantowanym przez mityczny „wolny rynek”.
W praktyce okazuje się, iż już na starcie nasze możliwości nabywcze są ograniczone, rzecz jasna przez cenę oferowanego dobra lub usługi. Nie kupujemy zatem tego, co faktycznie chcielibyśmy, lecz to, na co nas stać. Większość ludzi, dokonując rynkowych wyborów, tak naprawdę nie kieruje się swoimi realnymi gustami, lecz możliwościami nabywczymi. A skoro za sprawą kapitalistycznych patologii takich jak: wyzysk, niestabilne zatrudnienie, coraz niższe płace przy rosnących cenach, gig economy, itd., zdecydowana większość ludzkości szybko ubożeje, a społeczna warstwa średnia zanika (biednieje i ulega proletaryzacji), to niemal każdy konsument na mitycznym „wolnym rynku” operuje nie wokół tych dóbr, które chce, ale tych jedynie, które MOŻE kupić – tak jakościowo, jak też ilościowo. Nie wybiera zatem, lecz kupuje to, co naprawdę MUSI. Jeśli na jakimś etapie rzeczywiście dokonuje wyboru, to wybór ten w praktyce dotyczy tego, z nabycia czego zrezygnować.
Ów zatem niby to nieograniczony wybór, obietnicą jakiego raczy nas propaganda nieludzkiego systemu kapitalistycznego, dla niemal wszystkich spośród nas (z wyjątkiem garstki krezusów) ograniczony jest do dóbr i usług najtańszych. I stąd, między innymi, zalew tandety, bo co tanie, to z reguły niskiej jakości i trwałości (inna bajka, że w obecnym stadium rozwoju nieludzkiego systemu kapitalistycznego, nie opłaca się przedsiębiorstwom produkować dóbr trwałych, odpornych na użycie, o czym już kiedyś pisałem).
Podobnie rzecz ma się z miejscami, gdzie można je nabywać. Skoro przy dokonywaniu konsumpcyjnych wyborów większość z nas kieruje się niską ceną danego produktu, to i naturalnym jest, że udaje się tam, gdzie można nabyć go najtaniej. Jest to jedna z przyczyn, dla których dyskonty wypierają mniejsze sklepy lub zmuszają je do wchodzenia w sieci franczyzowe; super- tudzież hipermarkety, dyskonty i sieci handlowe, bazując na (często większym niż w rodzinnych sklepikach) wyzysku siły roboczej oraz narzucaniu dostawcom (np. rolnikom czy hodowcom) nieuczciwych warunków odbioru płodów rolnych, owoców, warzyw, mięsa, itd., mogą zaoferować klientom niższe ceny niż mniejsze placówki handlowe. Toteż radośnie wypierają je z „wolnego rynku”. Zresztą eliminacja małych przedsiębiorstw przez wielki kapitał jest w kapitalizmie zjawiskiem normalnym, wręcz cechą tego systemu… No i prowadzi do dalszego zawężenia pola wyboru dla konsumentów, bo ubywa im miejsc, gdzie mogą zrobić zakupy lub skorzystać z usługi.
Druga strona medalu jest taka, że kiedy popatrzymy na oferty sieci handlowych czy punktów usługowych, okaże się, iż de facto nie ma czego kupić. Zasypywani jesteśmy produktami, jak wspomniano wyżej, jakości nie tylko coraz marniejszej, ale tak naprawdę bardzo porównywalnej. Poszczególne marki różnią się od siebie głównie logiem. Nawet produkty żywnościowe wytwarzane przez różnych producentów mają coraz bardziej podobny smak. Zresztą, bywa, iż producent jest jeden i ten sam – dany koncern oferuje różne marki dla różnych sieci handlowych.
Poza tym, niby tyle jest wszystkiego na półkach sklepowych, a kiedy faktycznie czegoś potrzebujemy, to dana rzecz albo jest niedostępna, albo nieprodukowana, albo też to, co jest nam oferowane, nas nie zadowala (i słusznie, bo po co walić kasę na tandetę?).
Tak zatem, drodzy konsumenci, kapitalizm oferuje nam, jeśli chodzi o konsumpcję, co najwyżej iluzoryczny wybór. Koniec końców nabyć możemy tylko ładnie opakowaną tandetę, bo albo na nic innego nas nie stać, albo też nic innego de facto nie jest nam oferowane.
PS. Jutro notki prawdopodobnie nie będzie, za co serdecznie z góry przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor